🇵 🇷 🇴 🇱 🇴 🇬 

426 34 11
                                    

Detektyw doradczy, konsultant, socjopata (albo jak sam siebie nazywał, wysoko funkcjonujący socjopata), geniusz, naukowiec, szaleniec, czy też po prostu, Sherlock Holmes. Miał wiele imion i wyzwisk.

Te, które go raniły, ukrywał głęboko w sobie nie pozwalając by przedostały się na światło dzienne; do życia ludzi, a raczej ich marnej, idiotycznej egzystencji.

Świr, psychopata, kłamca, morderca.

To ostatnie wyzwisko nie było oczywiście prawdą. Może i był szalony, ale na pewno nikogo nie zabił (ewentualnie poważnie zranił).

Świat skrzywdził Holmesa. Nikt nigdy nie nauczył go kochać. Zawsze tylko od niego wymagano. Zawsze był tym głupszym i pakującym się w kłopoty dzieckiem. Microft, jego starszy o siedem lat brat, wiedział o jego problemach, chociaż Sherlock nigdy nikomu o nich nie powiedział. Wiedział o narkotykach i ratował go za każdym razem gdy jego młodszy braciszek je przedawkowywał. Eurus. Sherlock nie pamiętał swojej młodszej siostry; wymazał ją z pamięci.

Detektyw cierpiał w milczeniu, w nicości świata pełnym, głupców i idiotów, tonął w pałacu pamięci, umierał. Pozbył się emocji; przynajmniej tych widocznych. Cieszył się w środku, płakał w środku, żył w środku i umierał w środku. Ciągle powtarzał sobie, że samotność go chroni. Z czasem zaczął odsuwać od siebie nawet miłość, tłumacząc przy tym, że jest mu zbędna, a poza tym "zaburza proces myślenia poprzez bla bla bla..." . Detektyw stał się obojętny; patrzył przez nie wyrażające żadnych emocji oczy. Nic. Tylko pustka. Zgubił się w niej już dawno temu, nie potrafiąc nad nią zapanować.

Greg, Gavin, czy też Graham (Sherlock nigdy nie pamiętał jego prawdziwego imienia, chociaż znał go już spory kawał czasu) Lestrde, policjant, można by go nawet nazwać przyjacielem Sherlocka. Za to Anderson, najbardziej irytujący oraz idiotyczny człowiek na świecie. Był jak chwast w ogródku myśli Sherlocka. Zupełnie niepotrzebny jemu i jego wybitnej dedukcji.

Sherlock się pogubił. Zrozumiał to już dawno. A Microft mu to tylko uświadomił zadając z pozoru proste i raczej przeciętne pytanie.

- wszystko w porządku? - nie musiał pytać. Przecież wiedział; znał go aż za dobrze.

Sherlock zamilkł, odłynął myślami do pałacu pamięci. Chodził jego pustymi korytarzami otwierając poszczególne drzwi pokoi. W końcu w jednej z wielu sal stali ludzie. Ludzie, którzy mu nie wierzyli, chociaż już tyle razy udowodnił im, że nie kłamie. Wszystkie twarze zwróciły się ku niemu. Kłamca, morderca, świr, szaleniec. Tłum skandował raz po raz co raz to nowsze wyzwiska. Wszystkie były okropne, bolały; były jak ciernie.

A potem John. Jedyny w swoim rodzaju, John Watson, stał na środku pomieszczenia. Asystent Sherlocka, najbliższy przyjaciel. Kiedy był w pobliżu wszystko musiało być dobrze, prawda? Prawda?! Ludzie rozsunęli się na boki tworząc korytarz na którego drugim końcu stał doktor Watson. Uśmiechał się, więc Sherlock nie zawahał się ani chwili i podszedł do przyjaciela. Darzył go uczuciem większym niż tylko przyjaźń. Detektyw go kochał. Nie chciał tego, ale go kochał.

Sherlock z pałacu pamięci stanął przed Johnem i uśmiechnął się przyjaźnie i z uczuciem, chociaż to wydawało się niemalże niemożliwe. Doktor przybliżył się, stanął na palcach i gdy już miał go pocałować...

- świr. Na prawdę myślałeś, że mógłbym Cię pokochać? Jak można pokochać mordecę.

...zdania te zadudniły w głowie Sherlocka i odbijały się nieskończonymi korytarzami pałacu pamięci.

Detektyw cofnął się gwałtownie tym samym tracąc przy tym równowagę. Poczuł lekkie ukłucie w sercu oraz niemiłosierne pieczenie w gardle. Następnie dostał niemałego ataku kaszlu. Sherlock przyłożył dłoń do ust czując, że coś lub ktoś chce się wydostać z jego ust. Wypluł to coś na rękę. Był to mały, biały płatek róży lekko poplamiony krwią.

- Sherlock, SHERLOCK! - detektyw otworzył oczy i ujrzał przed nimi Microfta.

- Dobrze. Wszystko jest dobrze. Musi być - ale Microft wiedział, że nic nie jest dobrze.

Sherlock wstał nie czekając dłużej na odpowiedź brata i ruszył do pokoju. Jego twarz nie wyrażała żadnych zbędnych emocji poza obojętnością, a bolesny ucisk w klatce piersiowej narastał z każdą kolejną sekundą. Gdy tylko drzwi jego pokoju zamknęły się za nim, dostał napadu kaszlu. Takiego jak przed chwilą w pałacu pamięci. I znowu to dziwne, drapiące uczucie w gardle oraz wrażenie, że coś chce się z niego uporczywie wydostać.

Więc zrobił to co w myślach. Przyłożył dłoń do ust i z jego ust ponownie wypadł...

...płatek róży. Taki sam jak w pałacu pamięci; mały, biały, poplamiony krwią. Sherlock wiedział co to oznacza.

Był przerażony.

hanahaki || johnlock (zakończone) [W Trakcie Poprawek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz