Eddie dzwoni w dzień po koncercie w Hideaway.
Wasza pierwsza rozmowa jest krótka i dość niezręczna; chłopak pyta, czy wszyscy bezpiecznie wróciliście do domu, a ty zapewniasz go, że tak. Przez kilka minut wymieniacie między sobą niezobowiązujący small talk. Masz wrażenie, że chciałaś powiedzieć Eddiemu tak wiele, że ostatecznie nie jesteś w stanie wydusić z siebie nic, co miałoby jakiekolwiek znaczenie. Żegnacie się, a ty zostajesz z gorzkim posmakiem rozczarowania na języku.
Wydaje ci się, że to koniec, ale Eddie zaskakuje cię po raz kolejny – dzwoni znowu i znowu, i znowu, aż w końcu nie ma między wami żadnej niezręczności, a cisza, zamiast wpędzać w skrępowanie, przynosi uczucie komfortu.
Kolejne rozmowy, choć krótkie i pełne zakłopotania, szybko zmieniają się w takie trwające kilka godzin. Rozprawiacie o wszystkim; Eddie opowiada ci o swoich kampaniach DnD i przygotowaniach do kolejnego koncertu w Hideaway. Ty odwdzięczasz się relacjami o swoim dniu, mówisz o treningach pływania, o nowoodkrytej miłości do pieczenia twojej siostry. Dzielisz się opowieściami o Stevie, Robin i dzieciakach (po wielu, wielu prośbach obiecujesz go z nimi zapoznać). Każdego dnia coraz bardziej utwierdzasz się w przekonaniu, że rozmawianie z nim to najłatwiejsza rzecz na świecie.
Przeszkadzasz mamie w pogaduszkach z koleżankami, tacie w robieniu telefonów do pracy, a siostrze – która z całego towarzystwa wydaje się tym najbardziej rozgoryczona – w rozmowach z przyjaciółkami. Mimo tego wszyscy pobłażliwie podchodzą do tego, że niemal cały czas spędzasz ze słuchawką telefonu w dłoni. Młodzieńcza miłość, ze śmiechem kwituje mama, a ty oblewasz się soczystym rumieńcem, który, jak podejrzewasz, upodabnia cię do pomidora.
Kiedy po kilku dniach nieśmiało proponujesz wyjście do kina na The Rocky Horror Picture Show, Eddie od razu się zgadza. Ustalacie odpowiadającą wam obojgu godzinę, a chłopak na pożegnanie rzuca, że po ciebie przyjedzie.
Nie możesz się doczekać.
Od razu zaczynasz się szykować. Bierzesz kąpiel, po której oblewasz się doprawdy niedorzeczną ilością różnych olejków zapachowych – lawendą i różą, z kilkoma kroplami wanilii za uszami i na nadgarstkach. Potem zabierasz się za ułożenie fryzury, którą widziałaś ostatnio w czasopiśmie modowym. Kiedy zerkasz na zegarek, okazuje się, że czas mija szybciej, niż ci się wydawało, więc w pośpiechu wybierasz ubrania, w których czujesz się swobodnie.
– Oj, kochanie. Wyglądasz ślicznie – mówi mama, kiedy schodzisz na dół i wyciąga rękę, żeby pogładzić cię po włosach. Trudno ci rozszyfrować emocje na jej twarzy, mieszankę dumy i niepokoju. Znasz to spojrzenie. Kiedy ostatnio je widziałaś, rodzicielka z płaczem tuliła cię do siebie. – Nie chcę zrzędzić, ale proszę, uważaj na siebie, dobrze? Może nie powinnam ci tego mówić, ale... syn pani Gaitán zniknął, wracając do domu kilku dni temu, a wiesz, jak to jest w Hawkins... Stała czujność, rozumiemy się? I nie chodź nigdzie sama, bardzo cię proszę.
– Javi zaginął? – pytasz z osłupieniem, otwierając szeroko oczy.
Javier Gaitán, twój najlepszy przyjaciel z czasów piaskownicy. Mieszkacie naprzeciwko siebie. Kiedyś spędzaliście ze sobą każdą wolną chwilę, wasi rodzice byli nawet pewni, że w przyszłości zostaniecie parą, ale wasz kontakt osłabł, kiedy Javi poszedł na studia. Żadne z was nigdy nie podjęło próby, żeby przywrócić go do wcześniejszego stanu.
– Jak to? Kiedy? Wiesz, czy możemy jakoś pomóc? Jak się czuje pani Gaitán?
Myśli o być-może-randce z Eddiem niemal całkowicie wyparowują z twojej głowy. Zamiast tego ogarnia cię obezwładniające przeczucie, że wiesz, jaki będzie finał tej sytuacji. Ludzie, którzy znikają w Hawkins, nie wracają do domu. To miasto ich pożera, kradnie ich sny i aspiracje, a teraz – położyło łapska na Javim.
CZYTASZ
Płonący światłem
FanficLato '85, pokłosie pożaru w Starcourt. Próbujesz nie zwariować w Hawkins. [Eddie Munson/Reader]. TW: underage drinking