Pomieszczenie wypełniły pomruki niezadowolenia, gdy Eddie zeskoczył ze swojego tronu i dramatycznie ukłonił się pozostałym. Jego kolejna kampania okazała się zbyt trudna dla klubu i eskapada poprowadzona przez Lady Applejack, zakończyła się porażką.
Munson twierdził, że problemem była zbyt prosta strategia grupy, lecz tak naprawdę, przeciwnik zostałby pokonany, gdyby Lucas nie wyrzucił 2 oczek, które były odpowiedzialne za punkty zręczności.
–Uuf kolejny raz z rzędu klęska! Zaczynam myśleć, że się nie staracie– powiedział Eddie, opierając się nonszalancko o stół, patrząc na jedynych członków klubu, którzy zostali- Ericę, Dustina, Lucasa i Mike'a.
–Po prostu miałeś szczęście.– Lucas pokręcił głową, nadal zdołowany swoim pechem, który doprowadził do chełpienia się Eddiego.
–Może potrzebujecie kogoś lepszego na przywódcę.– Eddie spojrzał ukradkiem na Dustina i mrugnął do niego, co wystarczyło, aby na twarzy chłopca pojawił się uśmiech. –Tak tylko mówię.
–To seksistowskie!– odparła Erica, krzyżując ręce na piersi.
–Wow, jestem w szoku...Nie wiedziałem, że w przedszkolu uczą takich trudnych słów– odparł, wysilając się na przesłodzony ton.
Młodsza Sinclair zacisnęła usta, a po chłopcach przeszedł cień strachu.
Erica chyba nie jest skłonna do rękoczynów, prawda?
Prawda?!
–Na następnej kampanii wygramy, a truchło Vecny zawieszę na drzewie i zrobię z niego piniatę. Mówię serio. Dam ci teraz chwilę, żeby nacieszyć się twoimi 5 minutami wygranej, bo i tak są one ostatnie. A jeśli skończyłeś to pakuj manatki i odstawimy cię do domu starców, gdzie skończysz swoje sudoku.
W sali panował półmrok, lecz otwarte buzie chłopców były zdecydowanie widoczne.
Eddie popatrzył na dziewczynkę z tą samą wyższością, co za pierwszym razem, po czym tak jak wtedy- zaśmiał się.
Chłopcy odetchnęli z ulgą.
–I dlatego jesteś moim ulubionym członkiem– odpowiedział Eddie, poklepując siostrę Lucasa po ramieniu.
Ciszę przerwał odgłos drzwi uderzających z impetem o ścianę. Do środku wszedł Steve Harrington, we własnej osobie.
Cwaniacki uśmiech Munsona zszedł z jego twarzy, zastępując go szokiem i zawstydzeniem. Gdyby nie stał nadal oparty o stół, to z pewnością padłby na ziemie, bo w momencie, gdy chłopak na niego spojrzał nogi się pod nim ugięły.
Szatyn nigdy nie był kimś, kto wstydził się jaki jest. Licealna elita okrzyknęła go świrem w chwili, gdy przekroczył granicę placówki, bynajmniej nie zniechęciło go to do bycia sobą. Wprost przeciwnie, tytuł dziwaka nosił z dumą. Aczkolwiek, jeden aspekt Eddiego pozostał tajemnicą. Jego zauroczenie Stevem Harringtonem.
Byłoby wręcz uwłaczającym przyznać się przed samym sobą, że podkochuje się w kimś, do kogo wzdycha połowa płci pięknej uczęszczająca do szkoły. Nie wliczając tego, że był chłopakiem Nancy- jestem-perfekcyjna-we-wszystkim-co-robię-Wheeler. Przez trzy lata liceum, które było mu dane spotykać Steve'a raz po raz na korytarzach, nigdy nie miał okazji popatrzeć na niego zbyt długo.
Chłopak o włosach koloru niesłodzonej herbaty, które teraz bardziej przypominały artystyczny nieład, niż jego słynną fryzurę z czasów szkolnych, oparł ręce na biodrach, jak na typową mamę szóstki dzieci przystało.
–Ej, gówniaki! Mieliście być na parkingu o...–Harrington spojrzał na zegarek. –20:00. Ja nie będę wiecznie na was czekać.
–Jest tylko 2 minuty po– odpowiedział Mike z kaprysem wymalowanym na twarzy.
CZYTASZ
something happens and I'm head over heels {Steddie one-shot}
Fanfiction-Steve-zaczął Lucas -wiesz, że cię lubimy, prawda? Harrington miał ochotę parsknąć śmiechem, jednak łagodny ton Sinclaira przekonał go, żeby lepiej tego nie robić. Wyraz twarzy chłopca idealnie ukazujący się w tylnym lusterku również nie wskazywał n...