Prolog

41 3 1
                                    

W przedziale siedziała ona, jej brat bliźniak i piekielnie ruda dziewczyna. Ta dwójka siedziała naprzeciw siebie pod oknem pogrążona w rozmowie, a Esther wyciągnięta na szerokość przedziału wszystkiemu się przysłuchiwała. Nie zapowiadało się na to, że zaproszą ją do rozmowy, a sama nie zamierzała się im wcinać. „Czy on musi z nią tyle gadać? Przecież ja też tu jestem..." oburzała się w myślach. Wkurzało ją to, że Severus miał z Lily bliższą relację niż z nią. Byli przecież, na Merlina, bliźniętami! Powinni mieć swój własny język, albo przynajmniej czytać sobie w myślach. Ale to Lily z Severusem mieli swoje żarciki, których nie zrozumiałby nikt, poza nimi.

 - Oh sama nie wiem Severusie - dziewczyna oparła się czołem o szybę - Nadal nie mogę uwierzyć, że ten list nie był żadną pomyłką!

 - Oczywiście, że nie był! - poderwał się chłopak - Dostałaś go zasłużenie, jesteś świetną czarownicą!

 Bliźniaczka wywróciła oczami. „Jak on ją wychwala! Przekonuje ją o jej umiejętnościach, chociaż ruda jeszcze nie rzuciła różdżką swojego pierwszego zaklęcia" pomyślała. Żeby było jasne - Esther nie ma nic do mugolaków. Według niej status krwi nic nie świadczy o zdolnościach ani o predyspozycjach czarodzieja, ale Severus zdecydowanie przesadzał. On chyba nie mógł i nie chciał spojrzeć na jej wadliwe cechy, chociaż Esther sama zastanawiała się, czy ona w ogóle jakieś ma. Dobrze, że chociaż włosy ma rude, bo inaczej można by ją nazwać kanonem piękna i perfekcji.

 Za oknem szalała burza rozmazując krajobraz. Odgłos pędzącego pociągu i kropli deszczu uderzających w szybę powinien każdego skłonić do drzemki, ale Esther nie zmrużyłaby oka przy tej dwójce. Mogła więc albo tam gnić, albo znaleźć inne towarzystwo.

 - Wiecie co - dziewczyna wstała przyciągając uwagę pozostałej dwójki,  teatralnie przy tym ziewając - Strasznie przynudzacie.

 Ostatni raz zmierzyła wzrokiem Severusa i jego przyjaciółeczkę, po czym wyszła z przedziału zabierając swój skromny bagaż. Od razu intuicyjnie skręciła w prawo i ruszyła przed siebie z uniesioną głową.

 Przemierzyła chyba z trzy wagony, zanim rzucił jej się w oczy przedział, który był prawie pusty, ponieważ siedział tam chłopak o ciepłej karnacji. Jego szata wyglądała, jakby potraktował ją traktor, a włosy koloru gorzkiej czekolady miał ledwo co związane w kucyk tuż przy karku. Kilka kosmyków opadało mu chaotycznie na twarz. Najosobliwsze było jednak to, że chłopak gestykulował i mówił sam do siebie. To zaintrygowało Esther. Skoro sam do siebie nawija jak najęty, to może i jej powie coś ciekawego. Bez wahania otworzyła drzwi przedziału i jeszcze raz ztaksowała chłopaka wzrokiem, a ten zaprzestał swój monolog wewnętrzny i zdezorientowany spojrzał na nią.

 - Można się dosiąść? - zapytała z grzeczności Esther. Usiadłaby tam tak czy siak.

 - Ależ jak najbardziej! - chłopak ewidentnie ucieszył się z kompana do rozmowy - Zapraszam serdecznie panią...?

 - Esther Snape - wyciągnęła do niego rękę siadając naprzeciw.

 - Niezmiernie mi miło, Pani Esther! Mnie zwą Steve Sharma - odwzajemnił uścisk. Oboje uśmiechnęli się do siebie serdecznie, z dziecięcą szczerością.

 - Powiedz - zaczęła prawdziwie zaciekawiona Esther - o czym tak z zapałem wcześniej mówiłeś?

Steve w cale się nie zawstydził, a wręcz jeszcze bardziej pobudził. W jego oczach dało się ujrzeć błysk. Na nowo zaczął mówić i wymachiwać rękami, ale tym razem miał ze sobą prawdziwego, oddanego słuchacza. Nie zdążył rozgadać się na dobre zanim wstał i oznajmił:

- Idę się odlać - nie czekając na odpowiedź wyleciał z przedziału.

***

Pociąg pędził po szynach, pomimo gwałtownej, wrześniowej ulewy. Rosalind nigdy nie wiedziała, dlaczego tak bardzo lubi deszcz- być może po prostu lubiła patrzeć na krople uderzające o krawędź szyby. Być może dlatego bo lubiła wtedy myśleć o swojej przyszłości, snuć marzenia, które często były uznawane przez innych za nie do spełnienia, ale jedenastolatka była pewna, że jest w stanie osiągnąć swoje cele, tylko jeśli będzie ciężko pracować. 

Była bardzo dojrzała jak na swój wiek, porównując ją z jej bliźniaczym bratem Jamesem, ale jak to mówi stare, dobre przysłowie rodziny się nie wybiera, ale gdyby mogła ją wybrać jej życie potoczyłoby się zdecydowanie inaczej. 

W przedziale oprócz niej siedziało jeszcze kilka osób- oczywiście jej brat James i trójka innych chłopaków.

-A ty Rosalind? Do jakiego domu myślisz, że trafisz?-spytał chłopiec o dłuższych, kręconych, czarnych jak smoła włosach, wyrywając dziewczynę z zamyślenia.

 -Ja, szczerze to nie wiem, niech tiara zdecyduje-odpowiedziała pospiesznie.

-Według mnie moi drodzy, jest tylko jeden dobry wybór, tylko jeden dobry dom- zaczął James mocno przy tym gestykulując- a jest nim oczywiście Gryffindor. 

-Jezu, James, chciałabym dożyć momentu, gdy twój umysł przyswoi informację, że każdy z nas jest inny i każdy z nas ma inne pasje, inne dominujące cechy i to właśnie sprawia, że jako ludzkość jakoś dążymy do przodu, a nie stoimy w miejscu jak twój rozwój- odpowiedziała mu na jednym wdechu. 

-Cholera jasna, ślizgonka jak nic, wiem co mówię, bo cała moja rodzina jest ze Slytherinu- powiedział zadziwiony Syriusz.

-Zarąbiście, do widzenia- powiedziała znudzona dziewczyna, zabierając swoje bagaże. 

Ros głośno wzdychnęła, pociągnęła za klamkę i wyszła z przedziału, z hukiem zamykając drzwi. Miała szczerze dosyć życia w jednym domu z Jamesem Potterem. Dziewczyna wręcz marzyła o tym, żeby tiara przydziału przydzieliła ich do różnych domów. Powiedzenie, że rodzeństwo się różni, to tak jak powiedzenie, że Merlin trochę znał się na tej magii. 

-O cholera, John Lennon-powiedział głos z boku, który wyrwał Ros z zadumy. 

Po jej prawej stał chłopak z długimi, ciemnymi włosami spiętymi w kucyk o ciemnej karnacji.

-Co na Merlina?- spytała zdziwiona.

-Jezu, ja naprawdę rozumiem wszystko, że wy macie własną kulturę w tym waszym czarodziejskim świecie, ale jak można być takim poganinem kulturowym i nie wiedzieć, kto to jest John Lennon?-spytał ze zdziwieniem i pretensją w głosie. 

-Przykro mi stary, naprawdę jestem otwartą osobą na różne kultury, ale nie mam zielonego pojęcia, kto to John Lennon-wytłumaczyła się szybko oburzona.

-No to mamy sporo do nadrobienia-powiedział z wielkim uśmiechem na ustach-Jeśli chcesz to możemy sobie to obgadać w przedziale.

Ros popatrzyła na wagon, w którym siedział jej brat i jego ekipa. Stwierdziła, że skoro on może mieć przyjaciół, to czemu ona by nie mogła? 

-Wiesz co? Co mi grozi?-powiedziała, wzruszając ramionami. 

Chłopak uśmiechnął się i wskazując ręką kierunek, rzekł: „Panie przodem".




To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 25, 2022 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Kruk na haju I Severus SnapeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz