Rozdział 4

155 19 2
                                    

Myłam te okna długo. Wystarczająco długo by stracić czucie w nogach. Czekałam tylko na to by Peeter Hughes opuścił gabinet. Nie zrobił tego po godzinie, po dwóch, po trzech, po czterech ani po pięciu godzinach mojej pracy. Wszyscy wolontariusze razem z panią Grumpy rozeszli się do domów. Ja zrobiłam to dopiero dwie godziny po nich.

Jutro mam ostatni dzień wolnego. Muszę odpocząć.

- Gotowa?- Usłyszałam po odebraniu telefonu. Wsadziłam komórkę pomiędzy policzek, a ramię i przekręciłam zamek w drzwiach. Torebkę rzuciłam gdzieś w przedpokoju, a sama rozsiadłam się wygodnie na kanapie włączając cicho telewizor.

- Do czego?- Spytałam nie mając pojęcia o co może chodzić Marlonowi. Chłopak jęknął ze zrezygnowaniem.

- Miałaś wyświadczyć mi przysługę.- Jego głos stał się piskliwy. Zawsze tak robił, gdy był wyczerpany i nie chciało mu się rozmawiać. Według mnie było to odstraszenie potencjalnego słuchacza.

- Skąd miałam wiedzieć, że to dzisiaj? Nie powiedziałeś mi kiedy.- Zaśmiałam się i zmieniłam kanał w telewizorze, który zaczął szumieć. Usiadłam po turecku.

- Fakt. Punkt dla ciebie Innability, jednak i tak ci tego nie odpuszczę. Za ile będziesz gotowa?- Spytał z ekscytacją w głosie. Obejrzałam swój strój i wzruszyłam ramionami.

- Chyba już.- Zachichotałam i usłyszałam otwierające się drzwi. Spojrzałam na telefon. Połączenie zostało przerwane.

- To bardzo dobrze się skła...Ty chyba sobie żartujesz...- Wparował do salonu i spojrzał na mnie krzywo.- Ty jesteś gotowa?- Parsknął złośliwie. Skinęłam głową patrząc na niego krzywo.- Miałaś się ubrać bardziej ekhem.- Machnął rękoma wzdłuż swojego ciała. Dopiero teraz zauważyłam, że miał na sobie garnitur, który o dziwo leżał na nim idealnie. Jednak nie widziałam różnicy pomiędzy uniformem jaki nosił w pracy, a garniturze jego starszego brata. Skąd wiem, że należy do jego brata? Kiedyś byliśmy w bliższej relacji i zdążyłam przyzwyczaić się do jego sztywniackich zwyczajów. Zawsze kupował garnitury tego samego pokroju, z tego samego materiału i zamawiał je u tej samej krawcowej. Nawet nie musiałam sprawdzać metki by wiedzieć, że uszyła go stara Needle. Jej salon znajdował się po drugiej stronie ulicy, naprzeciwko sklepu elektrycznego Niwri's.

- Błagam, powiedz, że znajomym, którego miałeś na myśli nie jest Anthony- powiedziałam błagalnie.

- Założyłem się z nim kto przyprowadzi lepszą laskę...Pomyślałem, że zabranie jego byłej będzie dobrym pomysłem. Nie bądź zła.- Lewym barkiem oparł się o drzwi szafy, przy której klękałam.

- Ehh...kolejny bankiet u Currentów. Czy może być coś piękniejszego?- Jęknęłam zrezygnowana przeglądając sukienki, skupiając się na tym, by pasować do Marlona.

- Tak, może być. Ty w tej kremowej po prawej.- Wskazał palcem kreację, o której mówił. Wzięłam ją i poczłapałam do łazienki. Szpilki, które pasowały mi do stroju stały przy pralce, więc po włożeniu sukienki wsunęłam je na nogi. Pan Current mnie nienawidzi. I to tylko dlatego, że zostawiłam jego starszego syna Anthonego, po tym jak znalazłam broń w jego pokoju. Twierdził, że to tylko dla bezpieczeństwa. Ale ja wiem, że tak nie było. Poszłam do przedpokoju i poprosiłam Marlona, by udał się tam ze mną. Ustaliśmy przed lustrem. Hmm...Ma chłopak oko. Moja sukienka pasuje do jego garnituru. Przechyliłam głowę w bok i zaciągnęłam się zapachem, którym przesiąkał garnitur.

- Eh, nawet nie miałeś czasu użyć swoich perfum?- Wykrzywiłam się czując zapach Anthonego.

- W schowku jakieś mam jeśli tak ci na tym zależy. A teraz pozwól.- Otworzył przede mną drzwi. Przekręciłam kluczyk w zamku i zapakowałam się z chłopakiem do jego auta.


***


- Dziękuję.- Odparłam biorąc z tacki kieliszek z szampanem. Złapałam pod ramię Marlona i weszliśmy wgłąb sali. Wszystko wydawało mi się takie znajome. Bar z przekąskami. Ludzie gawędzący na parkiecie. Sala. Wszystko już widziałam. Cicho westchnęłam i podeszłam z Marlonem do jego rodziców.

- Kogo my tu mamy?- Podekscytowanie w głosie pani Current można było wyczuć z drugiego końca sali.- Miło cię widzieć Chelsea Innability.- Kobieta delikatnie oplotła ramiona wokół moich ramion i równie leciutko mnie przytuliła. Odsuwając się prawie niezauważalnie klepnęła w ramię swojego męża.

- Dzień dobry pani Current. Panie Current.- Skinęłam głową. Mężczyzna odpowiedział cichym burknięciem i pociągną żonę do nowo przybyłych gości. Kobieta uśmiechnęła się przepraszająco i posłusznie ruszyła za mężem.

- Chcę pięćdziesiąt procent twojej wygranej z zakładu.- powiedziałam marszcząc brwi. Jakie było moje zdziwienie kiedy spostrzegłam, że Marlon zdążył już ode mnie odejść i zacząć przekomarzać się ze swoim bratem. Jednak czułam za sobą czyjąś obecność.

- Ostatnio zdawało mi się, że masz wystarczająco pieniędzy.- Gorące powietrze uderzyło w mój kark. Szybko odwróciłam się widząc zaskoczoną minę Peeter'a Hughes'a. Ubrany był w czarne rurki, tego samego koloru buty i ciemną koszulę rozpiętą do połowy. Kapelusz z rąbkiem przykrywał loki. Wyglądał inaczej.

- Śledzisz mnie.- Nie spytał. Powiedział to takim tonem jakby był przekonany, że faktycznie to robię. Wyszarpnęłam ramie z jego uścisku i zaczęłam kierować się w stronę Marlona.

- Kim jest ten koleś w czarnym kapeluszu?- Odciągnęłam go za rękę. Podążał wzrokiem po sali by znaleźć osobę, którą opisałam.

- Pracownik znajomego mojego ojca.- Odparł wzruszając ramionami. Peeter jak na zawołanie odwrócił się w naszą stronę.- Paul Hughes.- Marlon skinął głową.

- Paul?- Spytałam sama siebie. Byłam przekonana, że ma na imię Peeter.

- A powiedz mi...Czy wygrałeś już zakład?- Odwróciłam wzrok od kryminalisty i starałam się nie skupiać na tym, że po raz kolejny w tym tygodniu mnie obserwuje.

- Wygrałem.- Odpowiedział dumnie, klepiąc się po piersi. Uśmiechnęłam się.

- W takim razie możesz już zawieźć mnie do domu...

___________________________________________________________


Przepraszam, że tak krótko :c Mam nadzieję, że się Wam podoba :D Dziękuję za wszystkie gwiazdki i komentarze ! :D





Odcienie Chłodu/ H.S. ✒Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz