XIII. Alkohol

7 0 0
                                    

Jestem Kinga, 16 lat

Miła, pomocna, znana przez każdego w szkole i lubiana nastolatka, która po prostu trochę się pogubiła i nieudolnie próbuje zagłuszyć swoje problemy.

***

Piątek. Niby dzień jak co dzień ale dla uczniów, a przynajmniej większości, dzień kiedy w końcu mogą odetchnąć, uciec od szkoły, od problemów, od całego życia. Jest to dla nich dzień kiedy w końcu mogą wrócić do domu, nie przejmować się lekcjami, położyć na łóżku i odetchnąć. Czekają na niego jak na zbawienie i często jest on zbawieniem.

Dla mnie był on tak wielkim zbawieniem, że byłam w stanie uwierzyć w Boga, żeby trwał nieco dłużej. Myśl o tym dniu jako ucieczce od problemów nadeszła samoistnie, po czasie kiedy już zaczęłam męczyć się praktycznie każdą czynnością ten dzień stał się moją manną z nieba, deszczem w czasie suszy, był jak dawka heroiny dla narkomana.

Wracając w to piątkowe popołudnie do domu wiedziałam, że ten tydzień zniszczył mnie doszczętnie uświadamiając, że piekło na ziemi naprawdę istnieje. Wracając powłóczyłam ciążącymi mi nogami w tempie, które nawet dla żółwia byłoby śmieszne i owszem może wyglądałam jak idiotka z plecakiem zarzuconym na ramieniu i rozmazanym makijażem od przecierania twarzy, ale jakoś nie za bardzo mnie to już interesowało.

Drogę, którą zwykle pokonuję w piętnaście minut, dziś męczyłam przez prawie godzinę i no niby mogłam wsiąść do autobusu, ale po całym tygodniu nie chciałam w ogóle oglądać kogokolwiek. Stojąc przed drzwiami nawet nie miałam siły unieść ręki i otworzyć tego cholerstwa. Moje wkurwienie sięgnęło zenitu kiedy okazało się, że drzwi są zamknięte. Wyciągnięcie kluczy, wsadzenie ich w ten cholerny zamek i otwarcie było wizją porównywalną z wizją śmierci. Po zastanowieniu się, czy aby na pewno nie lepszym wyjściem było usiąść na schodach i czekać, aż ktoś wróci otworzyłam drewnianą płytę. Przechodząc obok kuchni nawet nie miałam ochoty tam wchodzić, bo samo wyobrażenie jedzenia wywoływało u mnie odruch wymiotny więc ruszyłam w kierunku schodów po których wspięciu czułam się jakbym zdobyła Mount Everest.

Wykonywałam te czynności nie mając na nic ochoty, ale oczami wyobraźni widziałam już mój pokój w którym chciałam się zaszyć i nie wychodzić przez najbliższy rok. Wchodząc, bez zastanowienia rzuciłam plecak obok drzwi i ruszyłam do miejsca mojego wybawienia, czyli cudownego łóżka. Położyłam się na nim i w końcu poczułam błogi spokój. Wgapiając się w sufit wiedziałam jedno, jeśli ktoś tam na górze rzeczywiście istniał to na pewno się na mnie uwziął. Niby już były praktycznie wakacje ale chuj z tego, zbyt długo było dobrze, a jak się pierdoli to wszystko. Życie zdecydowanie mnie nienawidziło, to wiedziałam od zawsze, ale teraz to już było chyba przegięcie.

Nie uczyłam się nigdy jakoś cudownie, ale nie sądziłam, że będą mi wychodziły trzy szmaty na koniec roku. Szczerze, nie mam pojęcia kiedy ten rok szkolny minął, a teraz dowiaduję się że mogę nie zdać. Niby pilnowałam zawsze ocen żeby nie doszło do takiej tragedii, ale teraz chyba coś mi nie poszło. Już wyobrażałam sobie pierdolenie mojej matki jak to ona jest bardzo zawiedziona, a sama razem z moim przekochanym ojcem była powodem tego wszystkiego, bo to od nich wszystko się zaczęło. Ojcu zachciało się pieprzyć jakąś dupę na wyjeździe służbowym i rozpierdalać naszą rodzinę, a matka załamując się wyżywała się na mnie, bo przecież na kimś musiała. Kurwa jestem zmęczona, sądzę że jestem chyba za młoda żeby przechodzić przez to całe gówno.

Okazja do ucieczki od tego wszystkiego nadarzyła się kilka minut później kiedy usłyszałam dźwięk przychodzącej wiadomości.

Krystian: Impreza dziś o 20.00. Chętna?

Krystian był moim o rok starszym znajomym z którym w sumie miałam dobry kontakt do tego nie był żadnym psychopatą gwałcicielem, a ta impreza była moim jedynym wybawieniem więc bez namysłu zgodziłam się.

Bad youth spellOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz