3.

255 19 0
                                    



Drzwi do pokoju otworzyły się i weszła przez nie cala rodzina mojej podopiecznej z nią samą na czele. Rudowłosa rzuciła mi się w ramiona, łzami moczyła mi koszulę. Pani Cresta w podobnym stanie co córka przytuliła mnie mocno. Reszta dzieci pochlipywała cicho trzymając się blisko ojca, który jako jedyny trzymał emocje na wodzy, posyłając mi tylko delikatny uśmiech.

- Dlaczego to zrobiłaś, kochanie? Wcale nie musiałaś się zgłaszać za Annie.

- To prawda. Nie musiałam, ale chciałam. A poza tym obiecałam jej ze to nie ona pojedzie na Igrzyska.

- Nawet nie wiesz jak bardzo ci dziękuję i jednocześnie jest mi przykro że to akurat ty jedziesz. Poświęcasz się dla mnie. Nie wiem co zrobię gdy coś Ci się stanie. - zapłakała mocniej przez co jej ostatnie słowa ułożyły się w bełkot.

- Wszystko będzie w porządku. - złapałam dziewczynę za ramiona i potrząsnęłam lekko - Rozumiesz? Wszystko będzie dobrze. Poproszę aby Aiden zabierał cię na połowy. Nie zostaniesz z niczym.

- Jak wrócisz to będziemy razem pływać? Obiecaj.

- Obiecuje. Jak widzisz na razie dobrze mi idzie ich spełnianie. - Teraz wszyscy przytuliliśmy się do siebie. Mimo ze ta rodzina nie była mi bliska, milo było poczuć rodzinną miłość wokół siebie. Wyświadczyłam im ogromną przysługę. Ocaliłam życie ich córki. A przynajmniej w tym roku. - Wygram. A gdy wrócę urządzimy sobie królewską kolację. I proszę nie bierz na poważnie słów które mogę wypowiedzieć na arenie lub w wywiadach, mogę pleść kompletne głupoty.

- Dobrze. Najważniejsze żebyś wygrała i wróciła. - przytuliła mnie mocno.

- Właśnie skarbie. Najważniejsze abyś wróciła. - matka Annie przeszukała kieszenie w poszukiwaniu czegoś. - Weź to. Na szczęście.

Na jej dłoni leżała bransoletka. Kilka znalezionych w morzu kamyków i małych perełek trzymających się na rzemyku. To była pierwsza własnoręcznie zrobiona przez nastolatkę bransoletka. Powiedziała że podarowała ją swojej mamie, aby przynosiła szczęście.

- Nie mogę. Należy do pani.

- Właśnie. A ja chce ją podarować tobie. Żebyś wiedziała że masz do kogo wracać.

W niebieskich oczach starszej kobiety coś przypominało mi moją własną. Poddałam się. Wysunęłam rękę w jej stronę i po chwili drobna biżuteria wisiała już na moim nadgarstku.

Strażnik głośno otworzył drzwi i ogłosił ze czas nam się skończył. Ostatni raz przytuliłam swoją podopieczną, zanim strażnicy wyciągnęli rodzinę z pokoju. Nie musiałam długo czekać aż wejście otworzy się po raz kolejny. Piękna kobieta o ciemnych rudych lokach weszła szybko i zamknęła mnie w ramionach. Jej mąż po uprzednim zamknięciu drzwi zrobił to samo. Od śmierci matki nie pomyślałam ze znajdzie ktokolwiek z kim będę się żegnać. A jednak na tym świecie mam kilka osób które mogę uważać za rodzinę. Hormony Larissy dały o sobie znać, jak na początku wyglądała na spokojną tak teraz zalewała się łzami. Z dostojnej kobiety zamieniła się w beksę. Pociągała nosem i wycierała twarz w rękawy.

- Jak zginiesz na arenie to znajdę cie i zamorduje. Rozumiesz?! Masz wrócić!

- Rozumiem. Wygram i wrócę. Ale nie denerwuj się już, jesteś w ciąży. Musisz na siebie uważać.

Lara ma dwadzieścia cztery lata. Niby dorosła ale czasem zachowuje się jak dziecko. Opiekowała się mną gdy zostałam sama i chyba przesadna troska została jej do teraz. Miała to szczęście ze nie została wylosowana ani razu, zajęła się za to interesem przejętym po rodzicach i połączyła go z moim. Dzięki temu obie zarabiamy na jednym stoisku.

The Hunger Games   ¦ Finnick Odair ¦Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz