Kwestia rewolty przeciw magnaterii była jednak bardzo odległą mrzonką i Jan o tym wiedział. W żadnym stopniu nie zamierzał się on uginać pod ciężarem impulsu. Choć bywały myśli szybkiego zebrania chłopów to rzucenie się bez przygotowania na wojska hetmańskie byłyby żałosną podwórkową formą protestu. Sokołów o tym wiedział, więc nic nie chciał zostawić przypadkowi. Czas na rozmyślania rozdysponował, więc rozsądnie i regularnie myślał nad najmniejszymi szczegółami.
Nastał ranek w Krozinach. Łucja pytała się Jana gdzie znajdował się poprzedniego wieczoru lecz szlachcic zbywał ją obojętnym wzrokiem za każdym razem jeśli o to pytała. Sama chłopka zmartwiła się stanem szlachcica, lecz nie dopytywała dogłębnie gdyż nie wypada. Jak na chłopkę miała bardzo dobrze wyuczone zachowania międzyludzkie. Być może to nie nauka a umiejętność czytania ludzkich emocji.
Jan podał chłopce jeść a sam poszedł rozmyślać i planować następny napad rabunkowy.
W Krozinach panowało ożywienie, ludzie zaczęli jakby rozmawiać z podekscytowaniem a zarazem strachem. Sokołów wychodząc z domu nie chcąc psuć sobie nastroju do rozmyślań udał się od razu nad jezioro. Idąc tak, szlachcic mijał kolejnych to chłopów, którzy uwijali się nieproporcjonalnie do codziennego życia szybko z robotą. Jana dziwiło to coraz bardziej, więc podszedł do przypadkowego chłopa i głośnym i pewnym siebie głosem spytał:
- Ej ty! Chłopie! Coście dzisiaj powariowali!? Z jakiej racji tak szybko pracujecie!?
Chłop zastanowił się chwilę i odpowiedział jakby czując wyższość Jana:
- Bo widzi Pan, sołtys mówił..
- Co mówił sołtys?
- Że jacyś nowi właściciele czy jakoś tak.
- Tak szybko? Dlaczego?!
- Ja nie wiem. Robię tak szybko kilka razy do roku. Jestem prosty chłop, ja nawet nie wiem kto teraz panuje nad tą ziemią. Nad całym krajem.
Jan spojrzał w niego jakby poczuł stres związany z przybyciem przedstawicieli rodu.
- Dziękuje, za informacje.
Chłop odkiwnął głową i zabrał się do pracy.
- Sokołów poczuł okropny niepokój, związany raczej ze zmianą samą w sobie aniżeli z załamaniem pewności siebie.
Młody szlachcic udał się nad taflę wody i przystał nad nią i zaczął myśleć patrząc w swe odbicie. Widząc swoją twarz tytułował się wręcz "posłańcem Boga", który w jego mniemaniu został stworzony do poprawienia świata skażonego magnackim elitaryzmem.
Jan wziął kilka głębokich oddechów i uspokoił swe wnętrze, uniósł głowę i obojętnym wzrokiem zaczął spoglądać przed siebie myśląc nad nowymi gospodarzami. Jan zamyślał się to kolejne minuty i godziny osiągając jakby idealną harmonię między poczuciem misji a odrzuceniem przez świat...Tymczasem nowi Panowie tej ziemii byli około kwadrans drogi przed Krozinami. Główni zainteresowani, którym przypadł "obwód" mający w swym posiadaniu malowniczą wieś jechali drugim z trzech wozów transportujących magnatów.
W tym powozie jechał Andrzej Zamoyski z linii białej Rusi oraz córka i syn - Elżbieta oraz Jan. Młody Zamoyski wiedział, że we wsi ma imiennika, który jest niższego stanu ale jednak szlacheckiego, co skłoniło jego ojca do monologu o poszanowaniu szlachty niższego pochodzenia. Ochrona konwoju wozów była niemożliwa do złamaniach dla potencjalnych zbójów. Andrzej Zamoyski doskonale wiedział od poprzednich właścicieli o ogromnym problemie dlatego przygotował w pogotowiu nawet swój prywatny odział oraz chorągiew oddaloną kilka kilometrów dalej.
- Ziemię tą trzeba uspokoić - powiedział pewnie Jan Zamoyski.
- Nie batogiem a raczej dobrymi relacjami z drobną szlachtą. - odparł jego ojciec.
- Z tymi brudnymi sprzedawczykami? Z tą gołotą co im bliżej do chama niż do Pana?!
- Oczywiście, tak nas Bóg stworzył abyśmy miłowali bliźniego. - Powiedział poważnie ojciec.
- Janku czemu ty ich tak obrażasz? - odezwała się. Była to piękna, nastoletnia niewiasta o delikatnej cerze i jasnych włosach. Miała świecące błękitne oczy i była niskiego wzrostu.
- Nie są godni podać mi ręki. - odpowiedział chłodno.
- A nasza służba? Przecież to dobrzy ludzie. - odrzekła oburzona.
- Dorośniesz to zrozumiesz - odpowiedział krótko.
- Ela ma racje - wtrącił Andrzej - na kresach to my jesteśmy mniej silni, oni to potęga. To są łotrzykowie trudniący się w rabunkach. Pójdą na bunt za byle lepszym przywódcą. Lepiej się dogadać.
- Ja myślę tatku, że warto poznać tego szlachcica z Krozin. - Powiedziała Ela.
- Poznam go też i ja. Zobaczę czy to taki wojownik jak o nim mawiają okoliczni chłopi i szlachta z charągwi Lisowskich. Chociaż w to wątpię. Z twarzy będzie to chłop, zarobiony, niezdolny do uczuć.
- Każdy ma uczucia bracie - odpowiedziała.
Jan nie chciał pogorszyć siostrze humor, więc odpuścił rozmowę na temat Sokołowa.
- Nie jesteśmy tu tak silni, jeśli dogadamy się z nimi to nasza linia rodu z taką potęga ruskiej ludności będzie potężna. - powiedział Andrzej.
- Będę grał mu przyjaciela jeśli taka twoja wola..
Wóz toczył się dalej a Zamoyscy zaczęli rozmawiać o zagrożeniu ze strony caratu...
CZYTASZ
Twoje życie jest moje...
Historical FictionRok 1631. Rzeczpospolita osiąga szczyt potęgi i szykuje się do poprawienia warunków rozejmu z 1629. Mimo olbrzymiej mocy Polski i Litwy, problemy nie znikają lecz nawarstwiają się. Wojny zewnętrzne i napięcia wewnętrzne testowały wytrzymałość kraju...