V.

6 1 2
                                    

Pole przechodzące w naturalny, stepowy porządek. Średniej prędkości wiatr pobudzał do życia wszelkie trawy i krzewy, grając swoją melodię jako najwyższą symfonie stworzenia. Kolejne nachodzące po sobie zdarzenia dyktowane przez Boski porządek. Na wzgórzu stoi mężczyzna, ubrany w bogate szaty, wysoki o ciemnych włosach i nikczemnych, brązowych oczach. Kilka metrów od niego ledwo stała kobieta, piękna lecz zaniedbana, była cała zabrudzona i okryta jedynie szmatami jak chłopi najniższej warstwy. Wysoka o zielonych oczach, bardzo przenikliwych, jakby widziały każdy zakamarek duszy. Były o niezwykle inteligentnym spojrzeniu. Miała jasne lecz mocno nieuporządkowane w jakikolwiek ład włosy, tworzące chaos na jej głowie.
- Przyszłaś.- powiedział ponurym i poważnym glosem mężczyzna.
- Nie była to dla mnie radość. - odrzekła.
- Co usłyszysz możesz powiedzieć każdemu. Tak czy siak dzieło zostanie dopełnione.
- Czego chciałeś? - zapytała z poirytowaniem.
- Chaos zapanuje nad światem, krew te pola zaleje. Wszystko przez jedną osobę.
- Przez jaką?
- Sokołowa.
- Janek to dobry człowiek. - odrzekła stanowczo.
- Widzę w jakim jesteś stanie. Gdyby tak było to nie zrobiłby z ciebie..
- Nie masz do tego żadnej siły - przerwała lekko zduszonym głosem.
- Kim ty jesteś by o tym decydować? Zawsze ludzie wybierają ścieżkę łatwiejszą. Któż by szedł 4 godziny skoro można godzinę?
- Janek zrobił wiele złego ale nadal jest w nim dobro takie jakiego nie dostrzegłam w żadnym innym człowieku. To rany tego świata obdarły go z dobra. Poza tym, droga na skróty nie zawsze jest prawidłowa, lepiej przejść kilka godzin cało niż godzinę okaleczonym przez dzikie krzewy.
- Co ty w ogóle wiesz? Wystawił cię do tego stanu, w którym się znajdujesz. Nawet ja bym tak nie zrobił a ponoć to ja jestem tym strasznym złem.
- Wyssałbyś ze mnie sens istnienia - odrzekła stanowczo, chowając wzrok.
- Sokołów mordując magnatów sprawiłby, że to ja objąłbym panowanie nad tymi ziemiami. Magnat nad magnaty, zbuntowany od króla nad królami.
Kobieta spojrzała na niego łagodnym wzrokiem, zrobiła kilka kroków do przodu:
- Nie, Janek nie podaży drogą zła. Będę przy nim do końca.
- Wtedy i ty zginiesz, upadniesz, staniesz się tym kim będzie on. Wtedy będziemy rozmawiać w inny sposób, w który wolałbym aby ta rozmowa przebiegała.
- Poświęcę wszystko byś nie wygrał. Pan nas ocali a ty u wszyscy tobie podobni przepadną na wieki.
Kobieta odwróciła się, zrobiła kilka kroków przed siebie i schyliła się ostrożnie podnosząc szablę:
- Oto właśnie jest szabla, i symbol dobra, symbol który będzie już z Janem już zawsze kiedy będzie tego potrzebował. Użyje jej by ostatecznie pozbyć się zła ze swej duszy. - powiedziała odwracając się do niego i patrząc na niego pewnym wzrokiem.
Mężczyzna spojrzał na nią z politowaniem:
- To co trzymasz to szabla ciemności, która wyniesie do władzy tych co na władze zasługują. To będzie narzędzie jego upadku.
Mężczyzna odwrócił się do niej i rzekł:
- Nieważne co zrobisz, wolna wola to koncept mający ciągoty do ciemności.
Kobieta zamknęła oczy i zaczęła modlić się do Boga wypowiadając słowa modlitwy głośno i wyraźnie:
- Panie dopomóż mnie aby zło mnie nie ogarnęło .
Kiedy skończyła się modlić, szlachcica już nie było a nad krainą znowu rozległa się pustka od ludzi.

Twoje życie jest moje...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz