"Przemierzam przez mrok, jakoby szydziło ze mnie wszelakie światło na ziemii. Nie pozostawia mi nadziei i ukojenia, dlatego szukam go w mroku i tajemnicy."
Jan wracając do krozin błądził myślami wszędzie. Ostatnimi czasy nasiliły się w nim tak mocno, że nie umiał pogodzić ich ze swym stoickim spokojem. Błądził w głowie jakoby szukając czegoś co zgubił dawno temu. Tylko czym była owa rzecz? Czy to miłość stracona wiele lat temu? Czy ta rzecz to nowa myśl o niedawno zamieszkałej w okolicach Krozin szlachciance?
Sokołów zszedł z głównej ścieżki w mały lasek. Słońce zachodziło i nadawało niesamowitej impresji całej naturze. Młody szlachcic przysiadł w lasku na obalonym pniu i zamknął oczy. Pozyskiwał jakby niespotykaną wówczas energię i spokój duszy. W coraz bardziej ciemnej naturze odnajdywał ukojenie oraz porządek. Mrok skrywał przed nim coś w rodzaju bramy do kolejnych tajemnic, kolejnego świata. Jan z kolejną sekundą wykonywał krok ku wrotom prowadzącym do wielkiej zagadki. Odnajdywał w tej drodze ogromną rozkosz i ogromną symfonie uczyć i emocji niedających się wyczuć w codzienności. Mogłoby to dawać wrażenie chaosu lecz w tym chaosie był idealny porządek, z wielkiej symfonii rodziła się bowiem przeszywająca każdy skrawek ciała szlachcica cisza. Cisza tak doskonała a jednoczesnym skrywająca tak wiele...
Jan otworzył oczy a dookoła nie było widać nic prócz ciemności.
- Przesiedziałem tu ze dwie godziny albo i więcej. Cóż trzeba wracać do chłopki. - Pomyślał po czym zabrał się do marszu w stronę Krozin.
Jan szedł tak w stronę wsi mając w głowie wszelakie scenariusze zaplanowanej wcześniej akcji. Krocząc przez ciemność był coraz bardziej pewien swych zamiarów, był coraz bardziej pewien swej brutalności i okrucieństwa jakie miało przyświecać całej operacji. Jednak w głowie Jana nie było nienawiści lecz uspokojenie. Nie było gniewu lecz ład i zrozumienie.
- Oni nie są winni tego, że urodzili się gorszymi. Należy ich zgładzić bez ceremoniałów. - Powtarzał młody szlachcic jakby odbierając rangę swoim planom.
- Kto ty!? - Rozległ się głos z głębi łąki, pokrytej ciemnościami.
- Przyjaciel - Odpowiedział Jan wymijająco.
- Jak się nazywasz! - Odrzekł stanowczo głos.
- Chłop, na wieś wracam. Pan kazał kupić narzędzia.
Nagle z obu stron ścieżki wyszło dwoje mężczyzn. Trudno było jednoznacznie określić ich posturę przez aurę otaczającą pobliże Krozin.
- Przeszukaj go! - Powiedział jeden z mężczyzn do drugiego.
Jan wiedząc że ma szable i że jest to napad rabunkowy, taki sam jakiego sam dopuszczał się wraz ze swoją kompanią , nie mógł czekać bezradnie na własną egzekucję. Problem stanowiły warunki, wzrok został praktycznie całkowicie wyłączony z użytku. Jan wiedział, że musi zdać się na intuicję, zdać się na ten dziwny stan równowagi, braku emocji, którego doświadczył podczas odpoczynku w lasku.
- On ma szable! - Krzyknął mężczyzna przeszukujący Jana.
Wnet Jan otworzył oczy energicznie i kopnął kolanem w brzuch napastnika, który go przeszukiwał.
Mężczyzna dowodzący akcją wyjął pistolet i wycelował lecz natychmiastowa reakcja młodego szlachcica pozbawiła złudzeń co do tego, kto wyjdzie zwycięsko z tej sytuacji. Jan złapał za rękę napastnika i strzał został skierowany gdzieś w pustą dal...
Drugi napastnik próbował zaskoczyć skołowa lecz ten natychmiast wyjął szable i skierował ją wprost na czaszkę agresora. Zrobił to bez patrzenia, czysto intuicyjnie. Pistolet pierwszego napastnika nie mógł zostać przeładowany, więc na nic zdały się próby szybkiego odnowienia gotowości bojowej pistoletu..
Jan wyciągnął szable z czaszki mężczyzny i stał gotów do pojedynku.
Co prawda miał toporek, a więc i szanse na zwycięstwo lecz agresor był strasznie niepewny czy pojedynek z kimś kto obezwładnił jednego i zabił drugiego w sytuacji, gdy był bez szans to dobry pomysł.
- Spokojnie, dogadajmy się - powiedział mężczyzna przerażony niekorzystnym położeniem.
- Ja miałem tyle honoru, że nie błagałem was o litość. Pokaż, męstwo brudny chamie.
- Ja prosty chłop, ja nie wiedziałem. Nędza panuje, musimy jakoś żyć.
- Ja to rozumiem, ale teraz wpadłeś i czeka cię śmierć. To jest naturalna kolej rzeczy, każde nasze działanie to odpowiedzialność. Ja darując ci życie działałbym wbrew temu ładowi a więc też wbrew samemu Bogu.
- Ale ja prosze...
- Daje ci ten przywilej, że możesz zginąć w pojedynku. - spojrzał groźnie szlachcic.
Chłop wyjął toporek i ledwo widząc Sokołowa zaczął niezdarnie nim wymachiwać. Szlachcic robił unik za unikiem podążając bardziej za przeczuciem niż wzrokiem. Ruchy chłopa były schematyczne oraz powtarzalne. Jan widząc że zostaje spychany do defensywny postanowił szybko skontrować przeciwnika, zobaczył, że chłop niezdarnym ciosem odsłonił całe ramię. Sokołów szybkim i precyzyjnym cięciem wbił szablę głęboko w bark chłopa.
- Aaaaaaaaaa - krzyczał z bólu napastnik. Jego krzyki były przeraźliwe wręcz przypominały najgorsze koszmary ludzi, będących w piekle.
Jan schylił się po toporek chłopa.
- Oszczędź prosze! - Krzyknął chłop płacząc z bólu i bezsilności. Widząc strasznie niewyraźny zarys obojętnej miny Sokołowa, który unosi topór.
- OSZCZĘDŹ MNIE BŁAGAM!
W tym samym czasie toporek wylądował w czaszce chłopa. Sokołow z trudem wyjął swą szable z ciała mężczyzny, oczyścił ją z krwi i bez wyrzutów sumienia udał się do Krozin.
- Zwykli niegodni życia - pomyślał.
Jan dotarł do swojej chatki i zobaczył śpiącą Łucję. Widok ten znowu pobudził jego pozytywne emocje. Przywiązał się do nowej domowniczki, wtedy dopadły szlachcica wyrzuty sumienia tego co zrobił przed chwilą. Lecz nie były one długie. Jan odłożył swój ekwipunek, położył się.
- Dobranoc Łucjo. - powiedział jakby z nadzieją, że chłopka to usłyszy. I poszedł spać.Następny dzień zwiastował jakby niezwykłe wydarzenie. Czym te myśli u Sokołowa o wyjątkowości dnia? Przeczucie kierowało go w stronę czegoś niezwykłego. Wszyscy jakby zachowywali się inaczej. Chłopi zamiast na polu poszli na targi. Nie zdarza się to zbyt często, chyba że kupcy przyjeżdżają do Krozin. Tłumaczyło to wszelką zawieruche u chłopstwa szukającego pieniędzy lub zazwyczaj - towaru na wymianę. Chłopi zazwyczaj kupowali towary uchodzące za niecodzienne.
Głównym celem chłopów zazwyczaj były narzędzia z Polski. Polskie narzędzia charakteryzowały się tym, że były bardzo wytrzymałe i produkowane spod wybitnej ręki. Na białej Rusi nie ma takich wybitnych rzemieślników co w Polsce - jak mówią chłopi we wsi.
Najczęstszym towarem wymiennym jest zboże lub skóry i ryby. Warto jednak dodać, że przynajmniej za starych właścicieli był jasno ustosunkowany próg pozyskiwania skór u chłopów. Mogli oni na własną rękę upolować dla skóry dwa zwierzęta rocznie i to za specjalnym zezwoleniem Panów. Sokołów niejako rozumiał taki zakaz, widział w tym nawet łaskę dla chłopstwa. Gdyby każdy mógł tak polować bez limitów to zabrakło by w końcu zwierzyny co miewało miejsce już w wielu lokacjach w pomniejszych terenach leśnych.
- Panie Janie! - Wykrzyknęła uradowana Łucja.
Jan zerwał się nagle z głębi swojej głowy, nie zauważył, że Łucja od dłuższego czasu przechadza się po domu sprzątając i przekładając pewne rzeczy.
- Dziecko, co się dzieje na wiosce? Targi przyjechały? - zapytał bardzo ciekawy Jan.
- Tak drogi Panie! Gadają, że z samego Krakowa!
- Z Krakowa!!? - odpowiedział bardzo zdziwiony Jan.
- Tak z Krakowa!
- Udajesz się na targi? - zapytał wnikliwie.
- Pójdę pooglądać materiały a może i nawet coś kupie!
- Czym zapłacisz dziecko?
- Nie wiem.. - odpowiedziała zdając Sobie sprawę, że nic nie ma.
- Zapłacę za ciebie, jak coś znajdziesz powiedz aby sprzedawca ci to odłożył i przyjdź do mnie.
- Nie mogę tak..
- Możesz, sprzątasz mi dom, zajmujesz się wszystkim, ciężko pracujesz. Zasługujesz na jakiś gest wdzięczności dziecko. - powiedział z uśmiechem Jan.
- No dobrze jak Pan tak mówi! - Powiedziała uradowana Łucja przytulając się do szlachcica.
- No dobrze Łucjo, idę porozmawiać z sołtysem i przejść się po dobre pszeniczne piwo.
- Dobrze. - odpowiedziała ucieszona.
- Do zobaczenia Łucjo! - powiedział na pożegnanie Jan uśmiechając się. Zabrał szable i wyszedł.
Wychodząc Jan przypiął szable do pasa i zaczął szukać sołtysa, który powinien wiedzieć cokolwiek o tak zacnych kupcach z niegdyś potężnej stolicy.
Jan rozejrzał się do okoła i ujrzał kilka już rozstawionych stoisk z narzędziami, reszta przygotowywała się do otwarcia. Szlachcic wiedział, że to targ kilkudniowy. Jeżeli rano dopiero zjeżdżają kupcy i się otwierają, to znaczy, że nie będą zawijać się wieczorem.
Sokołów zaczął przechadzać się między stoiskami oglądając coraz to zacniejsze przedmioty, potężne topory, kosy, piękne wilcze skóry. Stoisk z alkoholem do tej pory nie było, tak jak sołtysa w tłumie chłopów przemierzających wieś w poszukiwaniu dobrych okazji.
Jan usiadł więc na kamieniu nieopodal chaty sołtysa i czekał aż może zjawi się główny zarządca drobnych wiejskich spraw. Chwilę dłużyły się a sołtysa nie było, jednak szlachcic zauważył popa, który kieruje się w stronę prowizorycznego targowiska.
- Szczęść Boże! - krzyknął Jan do duchownego
- A Daj Boże dziecko. Spory tłum prawda?
- Tak a właśnie, dlaczego na Ruś przyjechali kupcy z Krakowa?
- Innym głupio mówić ale ty jesteś dobry człowiek. Widzisz, chodzą słuchy, że sam król nam panujący wysłał kupców na kresy by zobaczyli jak wygląda sytuacja u Rusinów i tutejszych Polaków.
- Król tak się nami zainteresował? - spytał Jan.
- Mówią, że Polacy do wojny się szykują. Altmark to była.. porażka. Co tu dużo mówić. Sam tam walczyłeś, widziałeś jak naszych dwóch gniotło 100 wrogów. Wojska u nas mało a szlachta myśli o tym jak wewnętrznie przejść wpływy oj daj nam Boże znów króla Batorego..
- Moskale i Szwedzi mają dużo armii ale wiele z nich to prości i niewyszkoleni chłopi. Jeżeli doprowadzić do wielkiej, otwartej bitwy gdzie zgromadzi się naszą ciężką jazdę to są bez szans.
- Jeszcze 20 lat temu..tak. Teraz jest inne pokolenie, żałują dać na konia. Nasz kwiat rycerstwa się kończy. W dodatku Kozacy i Tatarzy. Jeżeli wejdą tutaj jedynie na Litwinach można polegać. Chyba że wojna wybuchnie i Polacy przejdą tutaj.
- Spokojnie, nie jeden raz posmakują naszego oręża - uśmiechnął się Jan.
- Właśnie, na kogo to waszmość czekasz?
- Na sołtysa, nie mam pojęcia gdzie jest.
- Podejrzana sprawa, sami właściciele ziemscy go zwołali...
CZYTASZ
Twoje życie jest moje...
Historical FictionRok 1631. Rzeczpospolita osiąga szczyt potęgi i szykuje się do poprawienia warunków rozejmu z 1629. Mimo olbrzymiej mocy Polski i Litwy, problemy nie znikają lecz nawarstwiają się. Wojny zewnętrzne i napięcia wewnętrzne testowały wytrzymałość kraju...