>IV<

303 33 1
                                    

Ciemna ciecz spływała po ciele, pewnego białowłosego mężczyzny, przywiązanego na dość mocnych łańcuchach, do sufitu. Wyglądał tragicznie, nie dość, żę jego ubrania były poszarpane i bluzki praktycznie nie było, to na klatce piersiowej wyryte miał proste linie. Wiele bordowych siniaków, w okolicach żeber, mnóstwo zadrapań i powypalanych plam. Nie wyglądał dobrze, raczej na pierwszy rzut oka nikt by go nie poznał. Jakoś musiał spłacić swój dług, wobec Erwina.

– Przyjaciel od biznesów albo może wróg numer jeden? – Do pomieszczenia wszedł niski, siwowłosy chłopak, podszedł do wiszącego i ustał naprzeciw niego.
– Widzę, że nie masz siły, po tym, jak musiałem się na kimś wyżyć. Ups – Parsknął Knuckles i założył rękę na rękę. Zastanawiał się, czy jeszcze raz nie przyłożyć Śmietanie, żeby wiedział, że ma przejebane. Może też go po prostu zabić, ale wtedy nie byłoby takiej zabawy, jaka jest teraz.
– Jednak miałeś siłę, by wysadzić moich kochanych przyjaciół! Bart i Lucas byli mi bliscy, wiesz? A ty miałeś czelność ich zabić! – Kopnął go w kolano, krzycząc na cały głos. Myślał, że zakopał topór wojenny z jasnowłosym i mogą razem współpracować. Pomagali sobie nawzajem, przy swoich biznesach i w sprawach lekko innych. Nie nazwałby tego bliską przyjaźnią, ale był to znajomy po sąsiedzku, znaczy, tak myślał.

– Życie pastorku.. – Powiedział słabo i podniósł głowę do góry, sycząc cicho, przez ból w miejscu, w które przed chwilą dostał.

– Zaraz to ja ci pokaże te życie Śmietana. – Wysyczał i spojrzał prosto w jego kolorowe tęczówki. Widać, że był już wykończony i nie miał siły użerać się ze swoją ofiarą, ale postawił na swoim i dokończy to, co zaczął.

Jasnooki obszedł wiszącego, stając tuż za nim, wycofał się o kilka kroków i wypuszczając powietrze z płuc, wypuścił czwarty pocisk z pistoletu. Stary wróg w końcu odszedł, ale stare spory nadal pozostaną, w głowach tych, którzy jeszcze żyją.

*-*-*-*-*-*-*-*-*

Czarny pojazd wjechał na teren cmentarza, było już późno, więc on jako jedyny znajdował się w tym miejscu. Wysiadł z auta i skierował się w dobrze znanym mu kierunku. Zawsze był ten sam, od pierwszej śmierci, od pierwszego płaczu, od pierwszego załamania. Podszedł pod nagrobek i ukucnął. Ciężkie wydechy opuszczały jego usta, a ze zmęczonych oczu zaczęły spływać słone łzy.

Co by się stało, gdybym to jednak ja tam umarł? Pewnie dalej by każdy z nich żył.. Kui by żył.

Na granatowym niebie, zaczęły zbierać się ciemne chmury, wszystkie gwiazdy, jak i księżyc zostały przez nie zasłonięte. Z burzowych chmur zaczął lecieć deszcz, padał to coraz mocniej, niedługo potem pojawiły się pioruny. Mimo wszystko złotooki nie odszedł znad grobu, siedział tam i płakał wraz z lecącymi kroplami. Komponowali razem piękną melodię, w którą przelane było wiele negatywnych emocji. Cięższych, czy tych lżejszych, większych, jak i mniejszych. Knuckles był wytrwały i niezrównany, zawsze dla niego była najważniejsza rodzina i żaden deszcz tego nie zmieni. Z resztą, był załamany i nie miał siły podnosić się, choć na chwilę. Pod koniec dnia zawsze padał i nie potrafił się podnieść, mając już dość i jednocześnie wiedząc, że to jeszcze nie teraz.

Pociągnął nosem, podnosząc głowę do góry, patrzył na niebo, piękne płaczące niebo. Uśmiechnął się pod nosem, myśląc, że gdzieś tam wysoko jest jego rodzina, która na niego patrzy i mu macha. Zamknął oczy i zaczął się śmiać, podkulił nogi, chowając w nich głowę. Śmiech zamienił się w łzy i kolejną rozpacz. Szczęście znowu zmieniło swój bieg i zostało zastąpione, chujowym poczuciem beznadziei.

Czy jeszcze kiedyś zaznam spokoju? Czy będę tak tkwił w niespełnieniu.. Nienawidze, nienawidze, nienawidze..
Proszę, ja chce już być z nimi, czy proszę o wiele? A może za dużo wymagam od życia?
M a m d o ś ć .

Natarczywe myśli, słowa i zdania nie dawały mu spokoju. Chciał z tym skończyć.. ale jeszcze nie mógł.

Ocho - Te vengaré / MorwinOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz