Samotny statek elfów, kołysany przez łagodne fale Belegaeru, dotarł wreszcie do portu Avallónë na Tol Eressëi. Podróż, choć przebiegła niezwykle spokojnie, była długa i nużąca. Kiedy jednak oczom wędrowców wyspa elfów ukazała się w całej okazałości, uszu doleciała słodka powitalna muzyka, a nieskalane powietrze wypełniło płuca, zmęczenie uleciało z lekkim wietrzykiem. Od tej pory dwaj najmniejsi pasażerowie nie mogli usiedzieć w miejscu i co rusz wychylali się ciekawie za burtę, sprawiając, że stojący nieopodal Gandalf drżał z niepokoju. Zanim jeszcze opuścili pokład i stanęli na białych deskach pomostu, w pięknym porcie zjawili się równie wspaniali posłańcy. Przybyszom ze Śródziemia powiedziano, że na tej wyspie przygotowany został dom dla niziołków, gdzie mieli odtąd mieszkać w szczęściu i pokoju. Zanim jednak to się stanie, ze względu na ich chwalebne czyny i wielkie zasługi, jeśli tylko zechcą, mogą popłynąć dalej i zwiedzić Valinor.
Chociaż Bilbo był cenionym w Śródziemiu poetą, a Frodo odziedziczył po nim talent do układania pieśni, nie znajdowali słów, które mogłyby oddać pełnię zachwytu, wypełniającego ich serca. To, co oglądali, nie mieściło się dotychczas w głowie żadnego mieszkańca Shire'u. Milczeli, oszołomieni radością i podziwem.
Tymczasem w porcie Alqualondë duży tłum oczekiwał wędrowców, wznosząc radosne okrzyki. Nie było to wprawdzie oficjalne powitanie, które oczekiwało na nich w samym Valmarze. Wielu mieszkańców Amanu pragnęło jednak jak najszybciej ujrzeć nowe oraz te dawno nie widziane twarze. Gandalf, którego nazywano tutaj Olórinem, natychmiast został otoczony przez elfów. Wielu pragnęło z nim porozmawiać, a wszyscy odnosili się doń z największym szacunkiem. Lord Elrond zniknął w tłumie, lecz po chwili Frodo dostrzegł go, stojącego na uboczu w towarzystwie srebrnowłosej kobiety. Przez jeden, krótki moment, hobbici zostali pozostawieni sami sobie i nie bardzo wiedzieli, co mają zrobić i w którą stronę się zwrócić. Otaczały ich zewsząd szlachetne, cudowne, lecz mimo wszystko, obce twarze. Natknęli się na spojrzenie Galadrieli, która uśmiechnęła się i gestem dłoni zaprosiła, aby trzymali się blisko niej. Piękna pani Lórien również była serdecznie witana przez wielu stęsknionych przyjaciół, zdawała się jednak wypatrywać kogoś w tłumie. Po chwili podszedł do niej elf, który - jak ocenili niziołkowie - z pewnością był jej krewnym, łączyło ich bowiem wiele podobieństw. Mężczyzna był wysoki i smukły, odziany we wspaniałe, choć proste szaty. Złote włosy opadały miękko na jego plecy i ramiona. Twarz jaśniała jak światło, szczególnie, gdy uśmiechał się, tak jak w tym momencie. Galadriela wtuliła się w niego, a on długi czas trzymał ją w objęciach. Kiedy odsunęli się na odległość ramienia, w oczach obu elfów lśniły łzy radości. Rozmawiali w Quenyi. Nagle wzrok nieznajomego padł na dwójkę hobbitów. Spytał o coś władczynię Lórien. Jego błękitne, życzliwe oczy przyglądały się im z wielkim zainteresowaniem.
– Ingoldo, pragnę przedstawić ci moich przyjaciół – odezwała się Pani Światła. – To Frodo i Bilbo Bagginsowie. Frodo, Bilbo - to jest mój najstarszy brat, Finrod Felagund. Niegdysiejszy król Nargothrondu, o którym z pewnością słyszeliście.
Frodo i jego wuj skłonili się głęboko. Rzecz jasna, słyszeli o Nargothrondzie; nazwa ta przewijała się czasem w Rivendell, jak i w towarzystwie Obieżyświata. Finrod Felagund był znanym przyjacielem rodu, z którego wywodził się ich druh, obecny król Gondoru. Kiedy pomyśleli, ile czasu i ludzkich pokoleń przeminęło, poczuli się jeszcze bardziej niesamowicie. Elf, który przed nimi stał, promieniował mądrością i majestatem, a mimo to nie wzbudził w ich sercach lęku czy onieśmielenia. Wręcz przeciwnie, ku własnemu zdumieniu, nie mogli oderwać od niego wzroku, pragnęli jedynie z nim rozmawiać i słuchać jego głosu. Finrod łatwo zjednywał sobie serca.
– Obaj dzielnie opierali się mocy Pierścienia. Bilbo odnalazł go i przechował przez długie lata, a za sprawą Froda został on zniszczony. Dzięki temu, Sauron na zawsze stracił swą moc – dopełniła prezentacji Galadriela, patrząc na hobbitów z dumnym uśmiechem. – To wielcy bohaterowie, opiewani w pieśniach.
Dostojny elf pokiwał głową ze zrozumieniem; nawet jeśli był zdumiony, uprzejmie nie dał po sobie tego poznać. Przypatrzył się za to hobbitom bardziej wnikliwie. Ujrzał ich niewielki wzrost, okrągłe twarze, kędzierzawe głowy i bose, owłosione stopy. Jeden z nich był w bardzo podeszłym wieku śmiertelnika. Prawie od razu dostrzegł jednak, że prawdziwy sekret kryje się w ich duchach. W jasnych i otwartych spojrzeniach odbijało się zarówno piętno przeżytych cierpień, jak i niezłomna wola oraz odwaga. Finrod, który poznał na własnej skórze potęgę i złość Saurona, spoglądał teraz na hobbitów z szacunkiem.– Jestem bardzo rad z tego spotkania – rzekł. – Przybyły już do Amanu wieści o istnieniu takiego ludu jak wasz, lecz mam wrażenie, że wciąż wiele pozostaje tajemnicą. Czy dobrze zapamiętałem, że zwiecie się... niziołkami?
– Właściwie, panie, nasz lud posiada wiele określeń w wielu językach – wyjaśnił z uśmiechem Bilbo. – Niziołkami przezwali nas Dunedainowie, w sindarinie zaś nosimy miano Perian. My sami jednakowoż, nazywamy się hobbitami.
– Rozumiem – odparł Finrod. – Cóż znaczy słowo hobbit? Z jakiego pochodzi języka?
– Termin hobbit pochodzi od słowa... – uszczęśliwiony zainteresowaniem rozmówcy, staruszek rozpoczął swój wykład.
Od etymologii przeszli prędko do sposobu zamieszkiwania niziołków (a więc budujecie swe domy w ziemskich norach? To naprawdę interesujące, nigdy nie słyszałem o podobnej technice), od tego zaś do ich pokrewieństwa z innymi rasami (wzrostem przypominacie krasnoludów, jednak wszystko inne wskazuje, że najbardziej pokrewni jesteście ludziom. Mam rację?). Frodo z wysiłkiem powstrzymywał się od wybuchnięcia śmiechem; jego kochany, zacny wuj w kilka chwil zawojował elfickiego króla, który najchętniej notowałby każde jego słowo. Zerknął na Galadrielę. Najwyraźniej odgadywała jego myśli, gdyż pokręciła głową z takim samym rozbawieniem. Cokolwiek mogłaby powiedzieć o tej nietypowej scenie, Finrod w niczym się nie zmienił. Wprost uwielbiał zagłębiać się w różnorodność kultur Śródziemia i potrafił porozumieć się z każdą dobrą istotą. W Śródziemiu kochali go elfowie, ludzie i krasnoludowie. Teraz na dodatek, zaprzyjaźnił się z hobbitami.
– Chodźmy, Frodo – powiedziała swym głębokim, dźwięcznym głosem. – Nie jesteśmy im do niczego potrzebni. A dobrze znając mojego brata, sądzę, że to może trochę potrwać.
CZYTASZ
Jak elf z hobbitem
FanfictionMówi się, że elfowie są dobrymi słuchaczami, o ile rzecz jasna interesuje ich to, co ich rozmówca ma do powiedzenia. Nikt za to nie pobije hobbitów w chęci mówienia o sobie. Spotkanie dwóch bohaterskich Bagginsów i pewnego elfickiego władcy z zamiło...