Promienie słońca przebijające się przez firankę delikatnie pieściły moją skórę, dając mi zarazem znak że nastał poranek.
Mruknęłam cicho zaspana, ściągając z twarzy stary spis przyśpiewek który znalazłam wczoraj przy barze. Analizowałam je wczoraj wieczorem, starając przypomnieć sobie rytm i melodię by nie zawieść nowego szefa.Ziewnełam cicho, rozciągając się na skraju łóżka. Loki swawolnie opadły mi na buzię, zasłaniając oczy. Dmuchnęłam w górę by je ogarnąć, przywracając sobie tym widoczność.
Zanim zacznę pracę, postanowiłam że wybiorę się na zakupy. Ogarnęłam się więc prędko, przemywając twarz chłodną wodą i zaczesując włosy w wysoki kucyk przeplatany żółtą wstążką. Po ubraniu się, wzięłam na ramię koszyk i ruszyłam na dół, pełna energii oraz świeżych pomysłów.
Small Heath była dzielnicą definitywnie robotniczą. Ciemna i zadymiona przez dym z otaczających ją fabryk, stanowiła szare serce przemysłowej produkcji. Błoto gdzieniegdzie sięgało po kostki. Nad tym przedmieściem zawisnęła ponura atmosfera, podsycana traumatycznymi zdarzeniami weteranów pierwszej wojny.
Uznałam więc że pora wnieść trochę życia i koloru do tego miejsca. Dać tym biednym ludziom trochę radości, chwili relaksu. A co lepiej podniesie na duchu ciężko pracujących mężczyzn jak i kobiet niż drinki, śpiew i świeże ciastka?Na pomysł z wypiekami wpadłam rano, zastanawiając się jak mogę wywrzeć najlepsze pierwsze wrażenie u gości pubu, przyzwyczajonych pewnie do kogoś innego. Myślę że taki mały, słodki podarunek do drinka na przywitanie trochę mi w tym pomoże.
Weszłam do sklepu spożywczego, witając się delikatnym uśmiechem ze sprzedawczynią i ruszyłam po mąke i cukier. Wybierając produkty podsłyszałam w rozmowie dwóch kobiet nazwisko mojego szefa. Ciekawsko nastawiłam ucho, robiąc krok w ich stronę.
-Słyszałaś?-zapytała jedna z nich.-Thomas Shelby wynajął małą chińską wiedźmę by rzuciła urok na jego konia... dmuchneła czerwonym proszkiem wprost jego chrapy!
-A jak! Podobno ma im to zapewnić wygraną w wyścigach. Mąż już odłożył niezłą sumkę by postawić na tego konia... wiesz jak to z nim. -westchnęła cicho, odkładając tytoń do żucia na półkę.
A więc to tym zajmuje się mój pracodawca... wyścigi konne. Ale żeby mieszać w to "magię"? Prości ludzie pewnie w to uwierzą, ślepo na nich stawiając. Nie zdziwię się więc jeśli okaże się że chodzi tu o bukmacherke.
Udałam się do kasy by zapłacić za produkty i po włożeniu ich do koszyka wróciłam do domu by wszystko przygotować.
Mieszałam ciasto na ciasteczka z przepisu babci, podśpiewując sobie coś co dzisiaj wieczorem będę prezentować przed widownią. Mam tylko nadzieję że nie zje mnie trema... muszę się przełamać jeśli chce tu zostać na dłużej.
CZYTASZ
ð«ððððððð ðºððð ~ ðð¡ðšðŠðð¬ ðð¡ðð¥ðð²
Fanfiction"ðð¡ð ð°ðð¬ ð ððð¥ð¢ðððð ð¬ðšð®ð¥, ðð¢ðððð«ðð§ð ðð«ðšðŠ ðð§ð² ðšðð¡ðð« ð'ð¯ð ðð¯ðð« ð¬ððð§. ððð« ð¥ðð®ð ð¡ ð°ðð¬ ð¥ð¢ð€ð ð ðŠð®ð¬ð¢ð ðšð§ ðð¡ð ð¬ð®ð§ððð² ððððð«ð§ðšðšð§, ð¡ðð« ð¬ðŠð¢ð¥ð ðð«ðšð®ð ð¡ð ð¡ðšï¿œ...