I I I

419 22 2
                                    

Przeczesałam włosy miękką szczotką, przygotowując się na mój pierwszy debiut w pubie. Usta przyozdobione były już ciemnoczerwoną szminką, policzki przypudrowane choć i tak ożywione były naturalnym rumieńcem rosnącej we mnie ekscytacji. Dasz radę, Kate.

Skoro byłam już gotowa, włożyłam buty i zabrałam koszyk przysłonięty ściereczką z przygotowanymi już ciasteczkami. Oby mnie nie wyśmiali... Nie, na pewno im się spodoba. Ruszyłam na dół, wchodząc do baru tym razem tylnym wejściem. Dostałam wcześniej klucze abym mogła się przygotować. 

Zerknęłam przez szybę na główną sale, wieszając szal na stojaku. Sporo ludzi... w końcu to piątkowy wieczór, mogłam się tego spodziewać. Wzięłam parę głębszych wdechów na uspokojenie, kładąc dłoń na klamce od drzwi.

-Coś długo Ci to zajmuje. -usłyszałam męski głos za sobą, co dosyć mnie zaskoczyło.

Wchodząc tu nie zauważyłam nikogo na kanapie,ale być może po prostu jestem nieco roztargniona z tego stresu. Zerknęłam na dość młodego mężczyznę, trzymającego wykałaczkę w ustach. 

-Thommy powiedział żeby mieć na Ciebie oko, w razie gdyby ludzie nie byliby dziś zbyt... towarzyscy.-wyjaśnił co tu robi, widząc moje zdezorientowanie

Skinęłam głową, woląc tego nie komentować. Nie powiem, nie dodało mi to teraz zbyt wiele odwagi.

-Poza tym... jestem John. John Shelby.-podkreślił.- Nie mieliśmy jeszcze okazji się poznać, choć pewnie już o mnie słyszałaś.-założył pewien siebie.

-Obawiam się że niekoniecznie, jestem nowa w tych okolicach.-odparłam spokojnie, chyba trochę go zaskakując.- Katie Bonnet, miło Cię poznać. -uśmiechnęłam się lekko.

-No, no Bonnet... zatem jeszcze wielu rzeczy jeszcze nie wiesz. Ale na razie mniejsza...-spojrzał ciekawsko na mój koszyk.-Co tam masz?

Podeszłam bliżej, ściągając ściereczkę by pokazać mu dobroci ukryte w środku. Ten parsknął cicho śmiechem, częstując się jednym z nich.

-Niezły sposób, Bonnet. Obyś umiała zabawiać publikę tak dobrze jak piec. Idź już, zanim się zniecierpliwią. Pamiętaj, trzeźwi klienci to niezadowoleni klienci. 

***

Nie minęły dwie godziny a w środku już zrobiło się wesoło. Tutejsza społeczność o dziwo całkiem dobrze mnie przyjęła, może oni również mieli potrzebę zaznania czegoś nowego. Skakałam roztańczona pomiędzy stolikami, dolewając klaszczącym klientom trunków. 

-Put on your old grey bonnet with the blue ribbon on it, while I hitch old Dobbin to the shaaay.-śpiewam beztrosko wraz z publiką, podrzucając pozostałe ciastka na stoliki z napiwkami.-And through the fields of clover, we'll drive up to Dover on our golden wedding daaay!-kończę refren roześmiana, zatrzymując się jednak gdy usłyszałam donośne wejście przez główne drzwi.

To Thomas Shelby, sam w sobie. Na jego widok wszyscy ucichli, dopijając prędko drinki, wyciągając zarazem pieniądze. Paru bardziej tchórzliwych prędko zwiało tuż po jego przybyciu. Inni po prostu z zaciekawieniem przyglądali się rozgrywającej sytuacji. 

Ku zdziwieniu wielu, mężczyzna zwyczajnie przysunął sobie krzesło, ściągnął płaszcz oraz kaszkiet by przewiesić go na jego oparciu po czym usiadł, otwarcie mnie obserwując, co wywołało u mnie niezłe spięcie. Muszę przejść na wyższy poziom by mu zaimponować... Ruszyłam za bar by wyciągnąć dobre whisky, przypominając sobie piosenkę którą często śpiewała mi matka. 

Rude pukle włosów swobodnie opadły mi na ramiona po wyciągnięciu z nich szpilki utrzymującej upięcie, podczas gdy ja zaczęłam spokojnie nucić. Postawiłam zdobioną szklanice na blacie baru, nalewając do niej ciemno-miodowego trunku, nawiązując przy tym kontakt wzrokowy z szefem. 

-Quand il me prend dans ses bras, qu'il me parle tout bas, je vois la vie en rose...-z dziwnym spokojem zaczęłam śpiewać piosenkę przy której moi rodzice zakochali się w sobie nawzajem po raz pierwszy

Moja mama pracowała w małej francuskiej kawiarni, ledwo wiążąc koniec z końcem. Tata już wtedy pracował jako wojskowy, poszukując własnego celu. Poznali się gdy mama wpadła na niego z dzbankiem ciepłej kawy, tuż po jego wejściu do środka lokalu. Pomimo tak... kłopotliwej sytuacji, spojrzeli sobie w oczy i zwyczajnie zaśmiali się, nieświadomie wiążąc tym swoje dusze w miłości. 

-Il me dit des mots d'amour, des mots de tous les jours, mais moi, ça me fait quelque chose...-postawiłam mu trunek pod nosem, dorzucając jeszcze ciastko z urokliwym uśmiechem, widząc jakie wrażenie wyparłam na wszystkich.

Tego zdecydowanie nikt się nie spodziewał... ba, sama planowałam to może jedynie w marzeniach sennych. Chodziłam "uwodzicielsko" pomiędzy stolikami, zbierając z klasą wyciągane w moją stronę banknoty, myśląc tylko o tym jak szefostwo będzie zadowolone. To mój pierwszy dzień, a już udało mi się podwyższyć zarobki pubu. Teraz już musi pozwolić mi tu zostać. 

Dokończyłam piosenkę, ucięłam jeszcze krótkie towarzyskie pogawędki i powoli zaczęłam zbierać szklanki gdy pub zaczął się zamykać. Zerknęłam na Thomasa, widząc jak zamyka drzwi po ostatnim kliencie.

-I jak mi poszło?-zapytałam ciekawsko, chcąc to już usłyszeć.

Podszedł bliżej, bez słowa, zaczynając mi się bardziej przyglądać.

-P-Panie Shelby?-patrzę na niego zdziwiona, robiąc odruchowo krok do tyłu.

-Przydasz mi się bardziej niż tylko barmanka.-oznajmił nagle, po dłuższej chwili ciszy.

-Chyba nie do końca rozumiem... przydam w czym?-dopytuje, widząc że ten kieruje się już do swojego biura.-Sir?

-Możesz już iść do domu Bonnet, porozmawiamy jutro. Ah i...-odwrócił się do mnie łaskawie.- poszło Ci całkiem nieźle. Następnym jednak razem ciastka zamień na więcej trunków. To pub, nie kawiarnia.-zauważył, wchodząc do pomieszczenia, po raz kolejny zostawiając mnie w dekoncentracji

Całkiem nieźle? Całkiem? To był występ mojego życia! Prychnęłam cicho, zabierając swoje rzeczy by wrócić do siebie. Widzę że rodzinie Shelby strasznie ciężko zaimponować, a tym bardziej ciężko ich zrozumieć w tej swojej tajemniczości. Mam jednak nadzieje że z biegiem czasu znajdę z Panem Thomasem jakiś wspólny język...

𝑫𝒆𝒍𝒊𝒄𝒂𝒕𝒆 𝑺𝒐𝒖𝒍 ~ 𝐓𝐡𝐨𝐦𝐚𝐬 𝐒𝐡𝐞𝐥𝐛𝐲Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz