𝚁𝚘𝚣𝚍𝚣𝚒𝚊ł 8

74 2 0
                                    

Odwróciłam się, a tam stał Draco.
Kątem oka zobaczyłam minę Pans i reszty. Były bezcenne.

𝘑𝘦𝘴𝘵 𝘯𝘪𝘦𝘣𝘦𝘻𝘱𝘪𝘦𝘤𝘻𝘯𝘪𝘦 𝘣𝘭𝘪𝘴𝘬𝘰 𝘮𝘯𝘪𝘦.
𝘈𝘭𝘦 𝘰𝘯 ś𝘭𝘪𝘤𝘻𝘯𝘪𝘦 𝘱𝘢𝘤𝘩𝘯𝘪𝘦. 𝘛𝘢 𝘸𝘰𝘥𝘢 𝘬𝘰𝘭𝘰ń𝘴𝘬𝘢 𝘥𝘻𝘪𝘸𝘯𝘪𝘦 𝘯𝘢 𝘮𝘯𝘪𝘦 𝘥𝘻𝘪𝘢ł𝘢...

-Draco... -wyszeptałam.
-Ava... -powiedział w tym samym tonie.
-Ładnie pachniesz.
-Dziękuję, to duży komplement z Twoich ust -szepnął mi prosto do ucha.
Ciarki przeszły moje ciało. Jakby mnóstwo iskierek wybrało się ja spacer po mojej skórze.
Jego klatka piersiowa naciskała na moje plecy. Przez cienki materiał szaty, mogłam wyczuć jego napięte mięśnie. Wtedy dopiero zauważyłam jest jak dobrze zbudowany. I jak faktycznie jest wysoki.
-Ekhem... Nie chcę przeszkadzać, ale przypominam, że my też tu jesteśmy - odezwał się Blaise.
-To idźcie -syknął Draco.
-Naprawdę mamy iść? -spytał Nott.
-Nie, stójcie i patrzcie -odpowiedział poirytowany.
-Możecie dołączyć jeśli chcecie - zażartowałam.
-Nie mów tak, bo faktycznie się dołączą. A tego chyba nie chcemy - odpowiedział Malfoy cicho.
-Co tu się dzieje? -nagle usłyszeliśmy głos Mattheo, stojącego na schodach. Wlepiał w nas swój wzrok.
-Mattheo? To nie tak jak myślisz... - próbowałam wydostać się z pod Malfoy'a, ale on nie dawał za wygraną.
-Lepiej się tak nie wierć -wyszeptał.
-Draco, puść mnie.
-Przeszkadzasz Riddle -podniósł głos Draco.
-Ta, no właśnie widzę -powiedział Mattheo, schodząc po schodach.
-Draco! Puszczaj! -powiedziałam ostro i to odepchnęłam.
Skierowałam się w stronę schodów, mijając praktycznie skamieniałych przyjaciół. Zbiegłam po krętych stopniach i wolałam Mattheo, aby zaczekał, ale on mnie nie słuchał.
-Riddle! Stój natychmiast!
Zaczęłam biec i wreszcie go dogoniłam.
-Co to kurwa miało być? -spytał wkurzony. -CO. TO. BYŁO?!
-Uspokój się i nie drżyj się tak, bo zaraz zlecą się ludzie -powiedziałam.
-Ja mam się uspokoić?! Najpierw zwierzasz mi się jaki jest z niego chuj, a potem przychodzicie razem na lekcje, siadasz z nim, a teraz jeszcze to?
-Mattheo, Ty jesteś pijany.
-I chuj Ci do tego czy jestem czy nie. Nie Twoja jebana sprawa. Myślałem, że się trzymamy. Mam Ci przypomnieć jak potraktował Cię w pociągu? Jak obiekt, który on posiada. Ale widzę, że Tobie najwidoczniej się to podoba. A może Ty chcesz być jego dziwką co?! Bo tak właśnie się zachowujesz! Jak łatwa suka! - krzyknął.
Łzy napłynęły mi do oczu. Nie spodziewałam się takich słów z jego strony. Nie ważne czy był nawalony czy nie. Ostro przesadził.
Dość szybko dotarło do niego co powiedział.
-Ava, przepraszam...
-Wypierdalaj mi z oczu - powiedziałam, a łza spłynęła mi po policzku.
-Posłuchaj... -zaczął i złapał mnie za nadgarstek, gdy nagle rozległ się głośny dźwięk. To był moment, gdy moja dłoń wylądowała z głuchym plaskiem na jego policzku. Złapał się za niego, więc chyba musiało go to zaboleć. Mnie też zabolało, ale wewnętrznie. Zasłużył sobie. Zwykle kontroluję emocje, ale w tym momencie nie wytrzymałam. Nikt nie będzie mnie obrażał.
-Co do kurwy? -widziałam tą furię w jego oczach.
-Przegiąłeś, Riddle -powiedziałam stanowczym tonem. -Zastanów się lepiej nad tym co właśnie powiedziałeś. Jak wytrzeźwiejesz oczywiście, bo teraz jesteś mało zdolny do czegokolwiek. Pragnę Ci także przypomnieć, że mogę robić co chcę i z kim chcę, a Ty nie możesz mnie kontrolować. A to Ci się należało. I ani trochę tego nie żałuję. A teraz spierdalaj, bo nie chcę mi się dalej ciągnąć tej rozmowy.

Wtedy ujrzałam zbiegającą po schodach Pansy.
-Co tu się właśnie...?
-Nic, już wszysko załatwione. Mam nadzieję, że Riddle...- spojrzałam na niego, ale on tylko odwrócił się i odszedł bardzo szybkim krokiem gładząc swój policzek i już dalej mnie nie słuchając. To może nawet i lepiej. Gdybym powiedziała coś więcej, może bym przegięła. A tak było krótko, zwięźle i na temat.
-Hej, wszysko okej? -spytała Pans, podchodząc bliżej. -Czy Ty płakałaś?
-Co? Nie, no skąd? -uśmiechnęłam się falszywie. Byłam w tym dobra. To jedna z moich ukrytych umiejętności. Przydaje się przy rodzicach.
-No przecież widzę, że coś jest...
-Pans, proszę nie teraz. Muszę ochłonąć -powiedziałam. -Spotkamy się na obiedzie.
-Trafisz sama? -zapytała.
-Postaram się. Jak coś to kogoś zapytam.
-Będzie dobrze -krzyknęła tylko na odchodne.

Gdybym znała tą szkołe, łatwiej byłoby mi znaleźć jakieś fajne miejsce, aby pomyśleć. W swoim domu miałam duzo takich miejsc. Chodziłam i błąkałam się po podobnie wyglądających korytarzach. W końcu usiadłam na pierwszym lepszym oknie. Oparłam głowę o ścianę i zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam, na przeciwko mnie siedział rudy, starszy chłopak, a obok niego stał drugi identycznie wyglądający. Aż podskoczyłam. Bardzo się przestraszyłam i zdziwiłam, bo nie usłyszałam nawet jak do mnie podeszli.
-Um... Znamy się? -spytałam, aby przerwać niezręczną ciszę.
-Nie, ale możemy -powiedział ten siedzący. -Jesteśmy Fred i George Wesley. Ja jestem Fred, a to jest George.
-Hej -odezwał się drugi z braci.
-Jestem Ava, miło Was poznać. Wasz tata pracuje w Ministerstwie?
-Tak, ale to teraz mało istotne. Opowiedz co Cię trapi. Możesz się nam wygadać -powiedział przyjaźnie Fred.
-Nie wiem czy to dobry pomysł, dopiero co przecież się poznaliśmy - odpowiedziałam.
-Lepiej czasem wygadać się komuś nieznajomemu. Albo nawet dwóm - kontynuował Fred i spojrzał na brata.
-Może i macie rację? Dobra, opowiem w skrócie. Chłopak, który nienawidzi mnie od dzieciństwa co chwilę zmienia swoje zachowanie .w stosunku do mnie. Zachowuje się raz jak przyjaciel, raz jak wróg. Niby dzisiaj jest miły, ale jeszcze wczoraj zachowywał się okropnie. Drugi natomiast był pierwszą przyjaźnie nastawioną do mnie osobą. Zaprzyjaźniliśmy się już w pociągu. Jeszcze rano zachowywał się normalnie, a potem zaczął mnie unikać. Właśnie wracam z dziwnej akcji z ,,wrogiem" i wysłuchania wielu wypowiedzianych po alkoholu obrzydliwych obelg drugiej strony. To dopiero początek roku, a tu już takie akcje... Nie wiem czy zmiana szkoły to była dobra decyzja i zaczynam jej pomału żałować.
-Dziewczyno, czy Ty płaczesz przez chłopaków? Ani jeden ani drugi nie jest Ciebie wart. Jeden się Tobą bawi, a drugi nie jest dobrym materiałem na nawet przyjaciela -powiedział Fred.
-Oczywiście, to tylko luźne obserwacje po tym opisie sytuacji. Możemy się też mylić. Ale wiemy jedno, że nie możesz się nad nimi użalać, bo to nie pomoże, a wręcz zaszkodzi tylko Tobie samej -dodał George. -Mogę? -spytał pokazując na łzę cieknącą mi po policzku. Przytaknęłam glową i on otarł mi ją palcem.
-A teraz głowa do góry i idziemy na obiad -rzekł Fred, wstał z miejsca i podał mi rękę, aby mi również pomóc się podnieść.
Idąc do Wielkiej Sali rozmawialiśmy. Cały czas sypali jakimiś żartami, czym bardzo poprawili mi humor. Pokazali mi też samorobne fajerwerki, różne cukierki i inne takie rzeczy. Dowiedziałam się także, że w przyszłości mają zamiar otworzyć sklep właśnie z podobnym zaopatrzeniem.
-Fajni jesteście. Inni niż Gryfoni, których mi przedstawiali - powiedziałam.
-Ty też jesteś niestandardowym Ślizgonem -rzekł George.
-Mam nadzieję, że uda nam się jeszcze kiedyś pogadać -uśmiechnął się Fred.
-Oczywiście, jakoś się zgadamy - odpowiedziałam i weszliśmy do Wielkiej Sali. Stoły Gryffindoru i Slytherinu obróciły się w naszą stronę. Ani jedni, ani nie drudzy nie byli zadowoleni, że przyszliśmy razem. Nie wiem o co chodzi z tą nienawiścią między tymi Domami. Może ktoś mi to kiedyś wreszcie wytłumaczy.

Podeszłam do stołu, gdy Theo zapytał:
-Od kiedy bratasz się z Wesley'ami?
-Od dzisiaj. Są naprawdę spoko.
-Jestem zażenowany, że zaprzyjażniłaś się z nimi, mając nas. Jesteśmy dużo lepsi on nich - powiedział Draco z obrzydzeniem.
-Przestańcie. Nawet ich nie znacie, a już oceniacie. Po czym, po tym, że są rudzi? Czy po tym, że są z Gryffindoru? -zapytałam.
-Po tym, że mają na nazwisko Wesley. A to czarodzieje gorszej klasy - odpowiedział Theo.
-Dziewczyno, Ty trzymasz się z wrogiem -rzekł Blaise.
-Ludzie, proszę Was. Może zamiast gadać głupoty, zajmiecie się sobą? - poparła mnie Pansy.
-Zabierzcie się lepiej do jedzenia - dodałam i sięgnęłam po kawałek kurczaka. Stoły były bardzo syto zastawione. Od mięs, przez dodatki typu frytki, po rzeczy dla wegetarian. Spróbowałam dużo potraw i wszystkie były obłędnie dobre.
-Widziałaś gdzieś Mattheo? - zapytała Pans na ucho, aby reszta nie słyszała.
-Nie.
-Jeśli chcesz go możemy pójść go poszukać -zaproponowała.
-Nie, dzięki. Nie mam takiej potrzeby - odparłam.
-Będziesz chciała o tym pogadać potem? -spytała.
-Jasne, ale na razie jedzmy. Smacznego -powiedziałam i się uśmiechnęłam.

Ślizgoni~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz