Lucy spojrzała z przerażeniem na moją matkę. Cofnęła się o krok. Nie rozumiałem, o co mogło chodzić. Wydawała się, jakby zobaczyła ducha. Praktycznie nie mrugała, a przez to dało się doskonale zauważyć, jak jej tęczówki zaczynały przybierać czerwoną, niemal rubinową, barwę.
Zamrugałem, nie wiedząc, co w ogóle o tym myśleć.
— Przynieście środek usypiający. Oboje do laboratorium.
Wzdrygnąłem się, kiedy usłyszałem rozkaz mojej matki. Czemu nagle zmieniła zdanie? Musiałem coś zrobić, ale kompletnie nic nie wpadało mi do głowy. Nie było opcji, żeby się stąd zwinąć. Stali zbyt blisko siebie. Nie widziałem żadnej luki. Zostaliśmy zapędzeni w kozi róg.
No to chyba tyle z próby wyciągnięcia mnie stąd żywego...
Spojrzałem przelotnie na Lucy. Pobladła. Jej dolna warga drżała, ręce również. Do tego cały czas słyszałem jedno zdanie wypowiadane szeptem:
— Nie chcę, nie chcę, nie chcę...
Schatten podszedł bliżej niej. Odskoczyła gwałtownie.
— Może być agresywna... — dorzuciła moja matka. — Streszczaj się.
Miałem o tyle szczęścia, że na razie nikt nie zajmował się mną. Najwyraźniej Lucy była tu większym zagrożeniem.
Schatten złapał ją za nadgarstek. Wyrwała go panicznie, przez przypadek rozrywając ubiór mężczyzny pazurami.
— Zostawcie mnie!
Skuliła się. Złapała za głowę. Schatteni zabrali swojego, by nie oberwał bardziej. Zauważyłem, że moja matka zaczęła się niepostrzeżenie cofać. To zły znak... Spojrzałem na swoją towarzyszkę. Uspokoiła się. To było dziwne. Przed chwilą się bała.
Głęboko oddychała. Doszło do hiperwentylacji. Zacisnęła dłonie w pięści. Cicho warczała.
Przełknąłem ślinę przerażony, gdy uniosła wzrok. Wyglądała jak dzikie zwierzę. Czerwone oczy wbijała w każdą żywą osobę. Na jej dłoniach pojawił się obrys naciągniętych ścięgien.
Schatteni zrobili krok w tył, kiedy się pochyliła, by na nich ruszyć. Rzuciła się. Pierwszemu nieszczęśnikowi rozerwała gardło. Nie zdążył krzyknąć. Krew nasiąknęła w materiał. Zgniła zieleń w moment się przebarwiła. Lucy stanęła na szyi ofiary. Przez nacisk wysunęło się trochę wnętrzności. Przypominało to tchawicę.
Schatten zaszedł ją od tyłu. Chciałem pomóc. Akurat nie zdążyłem. Lucy syknęła. Obróciła się gwałtownie. Chwyciła za broń, nim rozległ się strzał. Kopnęła oprawcę w brzuch. Jęknął. Z ust wyciekła strużka krwi. Kolejny cios. W to samo miejsce. Schatten upadł. Spojrzał błagalnie, ze łzami w oczach. Błagał. Na marne. Lucy rozerwała klatkę piersiową. Wyrwała serce. Chłopak widział przed śmiercią, jak biło przez chwilę poza ciałem.
Przyjrzałem się reszcie. Zapanował impas. Schatteni spoglądali na zdziczałą Lucy. Nie mogli się ruszyć. Nigdy nie widzieli czegoś podobnego.
Z odchyłami rangi szóstej... – powtórzyłem w myślach. Sam bałem się podejść. Nie miałem pewności, czy się na mnie nie rzuci.
Zaatakowała kolejnego. Tym samym przerwała bierność. Schatteni próbowali ją podejść. Przypomnieli sobie także o moim istnieniu. Oblał mnie zimny pot. Nie wiedziałem nic o walce. Musiałem improwizować. Przynajmniej tak myślałem. Gdy tylko Schatten zbliżył się do mnie, Lucy prędko zmieniła jego plany. Naskoczyła na plecy. Wgryzła się w szyję. Krew prysnęła w każdym kierunku. W tym także na mnie. Rozległ się przeraźliwy krzyk. Schatten chciał zrzucić intruza. Pogłębiał ranę. Padł bez sił.
CZYTASZ
Hidden Blood
FantasyTom I Diliq. Jedyne z największych miast, które ogłosiło całkowity brak wampirów w rejonie. Wśród ludzi nastał spokój. Na tę okazję postanowili wyprawić wielkie święto. Uświadomiło ono mieszkańcom, że wszystko to było jednym wielkim kłamstwem. Dono...