Rozdział piąty.

1.9K 193 84
                                    




Nie jest sprawdzony, więc nie krzyczcie <3

Wieczorem usiedliśmy do kolacji we czwórkę. Ja, tata i dwójka moich potomków. Kiedy wróciliśmy z pogrzebu, rozeszliśmy się po swoich pokojach. Valente i Neve ucięli sobie drzemkę na moich dawnym łóżku, a ja wzięłam długą kąpiel.

    O dziewiętnastej zaczęła się kolacja. Tata zamówił aranchini z mozzarellą z pobliskiej restauracji. Ciepłe kulki kusiły zapachem w całym domu.

    – Do kiedy zostajecie? – pyta mężczyzna, kiedy nakładamy sobie kolację. Pomagam Neve umieścić dwie kulki na talerzu, a następnie kroję jej na małe kawałki.

    – Jeszcze nie wiem... Szczerze, to nie chcę zbyt szybko wracać – mamroczę pod nosem. Chcę wspomnieć o ciężkiej sytuacji z Leo, ale hamuję się przy dzieciach. Nie muszą wiedzieć o naszych problemach. Niech cieszą się póki co wyjazdem.

    Tata skina głową i nie dopytuje. Już wcześniej wspominał, że możemy przenieść się tutaj na stałe. Nie jestem jeszcze gotowa by rozważyć tę propozycję. Nasze życie jest w Marsalii i nie możemy porzucić go z dnia na dzień.

    – Pójdziemy jutro nad wodę? – pyta Neve.

    Skinienie głowy mojego ojca sprawia, że od razu chichocze zadowolona. Spędzanie czasu na plaży jest chyba jej ulubionym zajęciem. Nie ma dnia by nie zadała tego pytania. Leo zawsze spełnia jej zachcianki. Nigdy nie odmawia jej pójścia na plażę, czy plac zabaw. Jest dla nich naprawdę dobry i właśnie przez to ciężko byłoby mi podjąć decyzję o wyjeździe z Włoch.

    Valente natomiast nie odezwał się dopóki nie odsunął od siebie pustego talerza. Przeciera buzię i popija posiłek wodą.

    – A kiedy przyjedzie tata? – Chłopiec przerywa ciszę, zwracając na siebie naszą uwagę.

    – Zaprośmy tatę – rzuca błagalnie jego siostra. Wzdycham ciężko, po czym zerkam w kierunku ojca.

    – Jest bardzo zapracowany. Na pewno będzie tutaj jutro – odpowiada za mnie, a na twarzy bliźniaków malują się uśmiechy. Oddycham z ulgą, uratowana od tego pytania.

    Nie wiem jeszcze co mam o tym wszystkim myśleć. Vittore mnie zaskoczył. Nie spodziewałabym się po nim, że będzie odwiedzał dzieci w Marsalii. Szczególnie, że będzie robił to za moimi plecami. Gdyby tylko do mnie zadzwonił, pomogłabym mu w kontakcie z dziećmi. Nie chciałam ich odcinać od niego, a od mafijnego świata, do którego zostały by wciągnięte w Los Angeles.

    – Pójdzie z nami nad wodę – odpowiada zadowolona Neve. Tak jak brat odsuwa pusty talerz i zeskakuje z krzesełka. – Val, a pogramy na tablecie?

    – Możemy? – pyta mnie chłopiec, na co w odpowiedzi skinam głową. Schodzi z krzesełka i bierze siostrę za rękę, po czym ruszają do mojej sypialni.

    Zostajemy sami.

    Zestresowana opuszam wzrok na stół.

    – Wiem, że na pewno nie chcesz o tym jeszcze rozmawiać – zaczyna spokojnie. Zaciskam dłonie na krawędzi stołu i podnoszę na niego spojrzenie. – Ale muszę wiedzieć, jakie masz plany względem Vittore.

    – Nie mam żadnych, tato – odpowiadam, choć nie jestem stuprocentowo pewna tych słów.    

    Tęskniłam za nim. Każdego dnia, który spędziliśmy daleko od siebie. Miał racje, że potrzebowaliśmy czasu. Choć obawiam się, że dałam go nam aż za dużo i właśnie to przekreśla wszystko, co mogłoby między nami się jeszcze pojawić.

Ritrovare l'amore | Dziedzictwo Mafii 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz