Rozdział szósty.

2.1K 189 69
                                    




Twt: #ritrovarelamore

VITTORE

Głośne trzaśnięcie drzwiami odrywa moją uwagę od ekranu laptopa. Unoszę spojrzenie na Williama, który siada tuż obok. Poprawia rękawy podwiniętej koszuli i chwyta za kubek z wciąż parującą kawą.

    – Zrób sobie swoją – rzucam, odbierając swój napój. – Ktoś powinien się już kręcić w kuchni.

    – Nie mam na to teraz czasu. Ten wczorajszy samochód był na teksańskich blachach, a z tego co pamiętam to nie mamy żadnych zatargów w tamtych rejonach.

    Pocieram palcami skronie, czując narastający ból głowy. Wciąż nie mogę dość do siebie. Cały czas mam przed oczami jego płonące ciało. Ogień, który pochłaniał każdy milimetr jego ciała.

    – Blachy można przełożyć – sarkam, szybko obalając jego teorię. – Albo mógł to być wypożyczony samochód. Teksas odpada.

    – San Francisco?

    – Pudło.

    Mierzy mnie podejrzliwie wzrokiem.

    – Już ustaliłeś kto to był? – dopytuje zaskoczony.

    – Moje dzieci są aktualnie w niebezpieczeństwie i myślisz, że nie zająłbym się tym od razu? To pierdoleni Meksykanie.

    Ból głowy nasila się jeszcze bardziej. Nie spałem całą noc, przeglądając dostępne nagrania z monitoringów. Nie mogłem czekać do rana. Ich bezpieczeństwo jest aktualnie moim najwyższym priorytetem i nie zasnąłbym wiedząc, że ktoś im zagraża.

    – Flavio i Hank znaleźli ich koło czwartej przy granicy z Pasadeną. Tankowali się na stacji w tym samym samochodzie. Zaciągnęli ich do podziemia pod kasynem. Po śniadaniu możesz się niby zająć – tłumacze mu, kończąc gorące americano.

    – Nie chcesz zrobić tego sam? Mógłbyś odreagować i pozbyć się tego syfu, który cały czas siedzi ci w głowie od tego wypadku.

    – Rozlew krwi mi nie pomoże.

    – Czego w takim razie potrzebujesz?

    – Muszę jechać do dzieciaków. Z nimi... jest mi lżej – odpowiadam, po czym zamykam laptopa i zbieram swoje rzeczy. – Zajmij się Meksykanami, a później masz wolne.

    Skina uradowany głową, po czym staje przy moim boku.

    – Nareszcie masz je przy sobie – stwierdza, a na jego twarzy pojawia się uśmiech.

    Czekałem, aż będę miał całą trójkę przy sobie. Jeszcze chwila i w końcu zamieszkamy pod jednym dachem. Muszę tylko dać Noemi trochę czasu i zobaczyć, czy aby na pewno jest na to gotowa. W końcu dopiero co tworzyła sobie rodzinkę z Tommaso.

    Żegnam przyjaciela, zgarniam kluczyki od auta i jadę do rezydencji Santino. Mam nadzieję, że któryś z moich potworków będzie już na nogach.

    Nie ma jeszcze siódmej, więc drzwi otwiera mi Marcello. Wpuszcza mnie do środka i proponuję kawę. Kręcę przecząco głową i wchodzę dalej, aż nie trafiam do salonu. Dźwięki jakiejś dziwnej bajki niosą się po całym parterze. Tuż przed telewizorem siedzi moja dziewczynka. Jej krótkie nóżki zwisają z kanapy, kiedy siedzi na niej jedząc truskawki.

    – Co to za ranny ptaszek? – pytam, gdy staję tuż za jej plecami. Odkłada miskę z truskawkami obok i zadziera głowę tak by na mnie spojrzeć. Posyła mi tak radosny uśmiech, że aż czuję ucisk w żołądku. Pochylam się i składam krótkiego całusa na jej czole. – Co oglądamy?

Ritrovare l'amore | Dziedzictwo Mafii 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz