Rozdział ósmy.

1.4K 108 15
                                    


Trzy dni rozłąki z Vittore pozwoliły mi przemyśleć kilka rzeczy. Nie jest już tym samym chłopakiem, którego pozostawiłam w Los Angeles ponad cztery lata temu. Jest mężczyzną, który stoi na czele jednego z najpotężniejszych oddziałów Cosa Nostry w Stanach Zjednoczonych. Nowa posada wykreowała w nim kilka nowych cech, które można dostrzec na pierwszy rzut oka. Vittore już wcześniej świetnie maskował emocje, jednak teraz obojętność i oziębłość niemalże go nie odpuszcza. Jego tęczówki straciły tę iskrę człowieczeństwa. Pojawia się ona tylko, gdy jest w towarzystwie dzieci.

– Mamo, a wiesz, że Valente potłukł dzisiaj wazon? – rzuca oskarżycielsko Neve, kiedy wchodzę do domu. Wbiega na mnie zanim jeszcze zrzucam ze stóp buty. Mierzę ją podejrzliwym spojrzeniem, gdy nagle wychodzi zza niej brat.

– Kłamie.

Zagryzam dolną wargę i dokładnie przyglądam się urwisom.

– Może zapytamy dziadka? – sugeruję, na co Val skina głową. Neve natomiast zaczyna tuptać w miejscu i mrużyć powieki.

– Nie, mamusiu – mruczy dziewczynka. Kucam tuż przed nią i chwytam palcami za jej policzki.

– Nic się nie stało, jeśli go potłukłaś, kochanie – wzdycham spokojnie. – Ale nie możesz zrzucać winy na brata, nigdy. Ani mnie okłamywać, w porządku?

– Przepraszam.

Przyciągam ją bliżej i zamykam w uścisku. Układa mi główkę na ramieniu i mamrocze coś niezrozumiałego pod nosem. Wyciągam wolną rękę w kierunku syna, którą chwyta jedynie dłonią. Uśmiecha się delikatnie, a następnie znika w salonie. Pocieram plecy dziewczynki, czekając aż się trochę uspokoi.

– Noemi! – Krzyk taty odbija się echem po budynku. Aż się wzdrygam na jego donośny ton. Neve odskakuje ode mnie, a następnie ucieka do brata.

– Poczekacie na mnie w pokoju? Muszę porozmawiać z dziadkiem – tłumaczę, posyłając bliźniakom promienny uśmiech. Neve prowadzi ochoczo brata po schodach, a ja udaję się na poszukiwania ojca. Odnajduję go w gabinecie, po drugiej stronie domu. Na mój widok zsuwa okulary i odkłada je na ciemnym biurku. – Coś się stało?

Zerka na mnie, wypuszczając następnie długie westchnięcie. Ucieka od bezpośredniego kontaktu wzrokowego, sugerując, że nie zamierza przekazać mi niczego pozytywnego. Stuka palcami w plik rozłożonych na blacie dokumentów, zapewne zbierając przy tym myśli. Niepewnie podchodzę do krzesła po przeciwnej stronie i zajmuję miejsce, czując jak powoli zaczynam się denerwować.

Żyjąc w Marsalii odczuwałam głównie spokój. Para zwariowanych bliźniaków, stabilna, przyjemna praca i współlokator, z którym łączyła mnie przez większość czasu swobodna relacja. Od kiedy tylko wysiadłam z samolotu w Los Angeles, wyczuwam bez przerwy nieprzyjemne napięcie, że coś zaraz się posypie. Póki co, w ciągu kilku ostatnich dni, posypało się całkiem sporo rzeczy.

– Twój facet przyleciał za wami – mówi, niemalże wypluwając te słowa.

– Nie jestem z nikim związana w ten sposób, tato – prostuję, zakładając nogę na nogę. Układam dłonie na udzie, by schować przed nim reakcję ciała na tę wiadomość. Cała drżę na myśl o Leo, błądzącym po terytorium Vittore.

Nie jesteśmy w żadnym partnerskim związku, jednak czuję do niego wdzięczność za te wszystkie lata. Nie chciałabym, by z mojego powodu stała mu się krzywda. Popełniłam cztery lata temu błąd i sama muszę za niego zapłacić.

– Nazywaj to coś jak chcesz. Chciałem ci tylko dać znać... jak wiesz, Vittore może do niego również odczuwać żal. Jego ojciec jest w pewnym stopniu związany z Cosa Nostrą, więc obowiązują ich pewne zasady. Zachowanie Leonardo można uznać za zdradę.

– Słucham? – parskam zdenerwowana. – Co takiego niby zrobił? Przygarnął mnie pod swój dach i się o mnie zatroszczył?

– Zbliżył się do kobiety innego członka społeczności. Nie poinformował Vittore o twojej lokalizacji, gdy w pierwszych tygodniach starał się ją ustalić. Można by wymienić jeszcze kilka rzeczy. – Raczy mnie spojrzeniem, w którym dostrzegam cień pogardy. Wiem, że go skrzywdziłam. Poniżyłam. Opuściłam. Będę tego żałować zapewne do końca życia, jednak wtedy wydawało mi się, że to jedyna słuszna decyzja. Młodość cechuje się podejmowaniem głupich wyborów, na których możemy uczyć się, jak radzić sobie w przyszłości. Mój błąd, kosztował mnie jednak zbyt wiele. – Nie kontaktuj się z nim. Daruj sobię próbę spotkania. Przyjechałaś, nie wyjechałaś po pogrzebie, co zapewne oznacza, że myślisz o powrocie do domu. Nie komplikuj sobie bardziej relacji z Vittore, ganiając za byłym.

Odpuszczam sobie ponowny komentarz o tym, że Leo nie jest żadnym moim byłym.

– Dobrze, tato – odpowiadam krótko.

Chcę zostać, dlatego zastosuję się do jego polecenia. W końcu zacznę działać tak jak należy, dla dobra naszych dzieci.

– Chcesz porozmawiać o czymś jeszcze? – pytam, zanim wstaję z krzesła.

– Nie – ucina krótko. – Vittore powinien przyjechać po ciebie za piętnaście minut. Zajmę się w tym czasie wnukami.

– Nie byliśmy umówieni.

– Jestem tylko posłańcem, Mimi – wzdycha, poprawiając krawat.

Opuszczam gabinet, by sprawdzić co porabiają Neve i Valente. Nie podoba mi się, że jestem stawiana przed faktem, Vittore mógł po prostu do mnie napisać. Jeśli to coś ważnego, oczywiście, że bym z nim pojechała.

Uchylam drzwi od pokoju i zaglądam do środka. Neve układa jakiś domek z klocków, a naburmuszony Valente spogląda na nią, leżąc na dwuosobowym łóżku.

Nim któremukolwiek udaje się mnie zauważyć, zamykam drzwi i ruszam do swojego pokoju. Zdejmuję szarą bluzę, zamieniając ją na czarną koszulę z rękawami, sięgającymi delikatnie za łokcie. Przeczesuję włosy i poprawiam błyszczyk na ustach.

Gdzieś z tyłu głowy pojawia mi się myśl, że może Vittore chciałby mnie zabrać na randkę? Szybko ją jednak odrzucam. Obojętność w jego spojrzeniu jest wyraźnym sygnałem, że to co było pomiędzy nami, zostało już dawno skończone oraz zapomniane.

Zbiegam po schodach i opuszczam dom. Ciepłe powietrze owiewa moją twarz, dając mi moment wytchnienia. Nie powinnam tak się denerwować przed spotkaniem z byłym narzeczonym. Zżerają mnie nerwy, choć Vittore od zawsze był osobą, by której mogłam poczuć się bezpiecznie i beztrosko. Wszystko legło w gruzach, gdy wsiadłam do samolotu i opuściłam LA. Teraz muszę na nowo nauczyć się, jak przetrwać w tym mieście.

Vittore czeka na podjeździe. Opiera się o maskę granatowego SUV'a, paląc papierosa. Wpatruje się w ekran telefonu, wypuszczając prosto w niego kłąb dymu.

– Jestem gotowa – oznajmiam, siląc się na uśmiech. Robię wszystko, by zatuszować zdenerwowanie.

– Wsiadaj – poleca i wskazuje na drzwi. Sam jednak nie rusza się nawet o krok. Zajmuję miejsce pasażera i przyglądam się jego umięśnionym plecom przez przednią szybę. Stukam palcami w kokpit, gdy w głowie pojawiają mi się coraz to mroczniejsze scenariusze. Czy chciałby się teraz na mnie zemścić? Myśli, że sprowadziłam tu Leo, by ponownie uciec? – Marcello ci coś powiedział? – pyta, wsiadając do środka.

– Nic, a nic – mamroczę pod nosem. – Chcesz zdradzić mi nasz cel podróży?

– Mamy gościa, tesoro. Musimy go godnie powitać – odpowiada, a przez jego twarz przemyka nikły uśmieszek.

Czyli za chwilę spotkam Leonardo.

Ritrovare l'amore | Dziedzictwo Mafii 2Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz