Poniedziałek. Najgorszy dzień tygodnia. Moja rutyna wyglądała codziennie tak samo. Wstaję rano,ubieram się, jem śniadanie i moja matka przypomina mi : ,,pamiętaj, jeżeli wrócisz z oceną niższą niż dobra to wiesz co cię czeka". Moja rodzina od maleńkiego wywiera na mnie presję najlepszych ocen w szkole. Do czasu miało to swój urok, najlepsze świadectwa i wyróżnienia. Lecz kiedy zdarzały się gorsze oceny, życie zamieniało się w piekło. Krzyki i awantury, czasem dochodziło do szarpania. Zazwyczaj kończyłem z rozbitym łukiem brwiowym lub wielką śliwą pod okiem. Trwa to od jakiś dwóch lat... W szkole moi przyjaciele o tym nie wiedzą. Wiedzą tylko że mam wymagających rodziców. Wszystko duszę w sobie mając nadzieję że kiedyś to minie, ale końca nie widać.
-Max!- krzyknęła moja rodzicielka z dołu- Zaraz się spóźnisz do szkoły!
Westchnąłem i zszedłem na dół z plecakiem na ramieniu.- Wyprzedzając twoje pytanie to wrócę dziś na piechotę- zgarnąłem zielone jabłko i wyszedłem nie dając mojej mamie czasu na odpowiedź.
Droga do szkoły tak samo monotonna jak zawsze. Park z cudowną fontanną, która wiosną przyciąga uwagę wielu turystów. Plac zabaw dla dzieci czy skatepark, także ma swoje zalety. No i na końcu jest budynek w, którym zamieniam się w tego śmiesznego znajomego. Pchnąłem drzwi wejściowe jeszcze nie wiedząc jaki ten dzień będzie okropny.
- Max!!- poczułem ciężar mojej przyjaciółki w swoich ramionach, która wtuliła się we mnie od razu.
- Cześć, widzę że się stęskniłaś Sophie- lekko się zachwiałem. Cóż, niestety nie mialem jakoś dużo siły przez moje zaburzenia. Nie pomagał mi przy tym stres codziennej szkoły.
- No ba! Jeszcze jak, nie widzieliśmy się od wczoraj- uśmiechnęła się i odsunęła trochę ode mnie. Zauważyłem że mina po chwili jej zrzedła.
- Wszystko w porządku?- zmarszczyłem brwi. Sophia była zawsze wulkanem energii i zmartwiła mnie ta nagła zmiana humoru.
- Mamy dziś klasówkę z fizyki-burknęła.
Moje serce w tym momencie zatrzymało się, a krew odpłynęła z twarzy. Zapomniałem o tym sprawdzianie. Ogarnęło mnie paraliżujące przerażenie i strach. Co będzie jak dostanę jedynkę? Albo co gorsza nie będzie można się poprawić? Już wyobrażałem sobie co wydarzy się po moim powrocie do domu. Przyznaję, że fizyka to akurat moja słaba strona i nie potrafię się jej nauczyć.
- Cholera, zapomniałem o tym- zagryzłem policzek, aż poczułem metaliczny posmak w ustach. Moja przyjaciółka nie zdążyła nic powiedzieć, ponieważ zadzwonił dzwonek informujący o moim marnym losie.
Po najgorszych lekcjach mojego życia (wliczając super test z fizyki) wyszedłem na świeże powietrze. Nie spieszyło mi się do domu. Szczerze mówiąc to niezbyt chciałem tam wracać po tym jak dostałem jedynkę ze sprawdzianu. Bałem się, bardzo się bałem. Skręcało mnie od środka z nerwów. Po niecałych dwudziestu minutach wszedłem po cichu do kuchni.
- Jesteś hańbą naszej rodziny!- usłyszałem ten głos i zamarłem w pół kroku widząc, że mój ojciec zmierza w moim kierunku.- Nie mogłeś się nauczyć na jeden cholerny sprawdzian!? Plamisz moje nazwisko!- złapał mnie za materiał mojej bluzy i pchnął na ścianę. Syknąłem cicho z bólu, a w moich oczach zebrały się niechciane łzy.
- Z-zapomniałem o nim... To się więcej nie powtórzy- powiedziałem łamiącym się głosem próbując zakryć swoją twarz przed kolejnymi uderzeniami.
Nie uzyskałem odpowiedzi, bo po piętnastu minutach leżałem skulony i zakrwawiony na białych marmurowych płytkach kuchennych. Nie mogłem złapać oddechu, ani myśleć racjonalnie. Krew mi szumiała w uszach, a na policzkach miałem zaschnięte łzy. Wstałem chwijenie i powlokłem się do łazienki. Patrząc na swoje odbicie przeszedł mnie zimny dreszcz. Zrzuciłem z siebie wszystko i wsadziłem do pralki, a następnie wszedłem pod prysznic gdzie spędziłem sporo czasu. Potem prowizorycznie opatrzyłem rany i założyłem jakieś luźne czarne dresy. Resztę dnia siedziałem pod kołdrą i płakałem w poduszkę, niewiedząc co mam ze sobą zrobić.
Następnego dnia obudziłem się ledwo żywy. Czułem się jakby moja dusza rozszczepiła się z ciałem i patrzy na mnie z boku. Przebrałem tylko bluzę i wyszedłem szybko z domu nie zwracając uwagi na stan salonu. Przechadzając się po parku wstąpiłem na siłownię. Mój trener już na mnie czekał.
- No dzień dobry, myślałem że już nie przyjdziesz-spojrzał na mnie zmartwiony.
-Cześć... Zaspałem trochę- odłożyłem torbę na podłogę- Możemy już zacząć, mamy jakiś wolny ring?
- Tak, chodź- zabandażowałem swoje dłonie i założyłem rękawice. Zauważyłem jednak jakiegoś chłopaka na ringu obok, który też ćwiczył boks. Po jego ruchach było widać że ćwiczył zdecydowanie dłużej niż ja. Oderwałem wzrok od jego pleców i poszedłem za Jasonem na ring obok.
- Nie śpimy- zaśmiał się cicho i zaczęliśmy trening. Ćwiczenia zawsze pomagają oczyścić mi umysł. Tym bardziej po takich rzeczy jak wczoraj. Podczas przerwy słyszałem jak Jason rozmawia chyba z trenerem tego tajemniczego chłopaka i udało mi się usłyszeć że nazywa się Theodor. Spojrzałem w ich stronę i zauważyłem dziewczynę, która przytulała się do wyraźnie niezadowolonego Theo. Pewnie to jego dziewczyna. Była bardzo ładna, tak samo jak on. Wysoki, widać że dobrze zbudowany, ciemne prawie czarne włosy i oczy które miały dla mnie nieodgadnioną barwę.
Ludzie jednak są piękni. Chciałbym być chociaż tak trochę ładny jak oni. Nagle chłopak zwrócił swój wzrok na mnie, a ja zamarłem i odwróciłem szybko głowę po czym opuściłem sale.
Jak zwykle wziąłem prysznic i wróciłem do domu. Na szczęście nie było nikogo, więc mogłem odetchnąć przez chwilę. Ale moje myśli wciąż krążyły wokół tego tajemniczego chłopaka...
CZYTASZ
Deal With Dead Soul
Teen FictionZ zewnątrz uśmiechnięty siedemnastolatek. We wewnątrz prawie martwa dusza... Czy chłopak wyjęty spod prawa zdoła mu pomóc? Czy połączy ich więź zrozumienia i przyjaźni? A może jeden z nich jednak poczuje coś więcej? ! Książka wolno pisana!