Właśnie poprawiałem ostatni raz swoje włosy przed dużym lustrem w łazience. Luke ma dziś osiemnaste urodziny i robi imprezę w klubie. Jako jedyny zna mnie najlepiej oraz to co u mnie się dzieje. Odgoniłem te pochmurne myśli, które zaczęły pojawiać się w mojej głowie i wyszedłem pośpiesznie z domu. Do luksusowego budynku nie miałem daleko, dlatego byłem jeszcze przed czasem.
- Wszystkiego najlepszego Luke!- Uśmiechnąłem się szeroko i mocno przytuliłem się do chłopaka.
- Max! Tak się cieszę kruszynko że cię widzę. Dziękuję za życzenia- zaśmiał się serdecznie i uściskał mnie. Był dla mnie jak brat. Rozumiał mnie i wspierał. Za to będę mu wdzięczny chyba do końca życia.
- Mam nadzieję, że będziesz się dobrze bawił kruszynko. Wszyscy zaraz przyjdą.I faktycznie po paru minutach cały klub wypełnił się ludźmi. Jednak od razu rzucił mi się w oczy Theodor... Teraz jeszcze bardziej widać było jego czerwonawe włosy, które były roztrzepane we wszystkie strony tym samym tworząc artystyczny nieład. Usiadłem obok najbliższych znajomych Luka i przysłuchiwałem się im.
- Wyścig jest za dwa dni. Stawka to ponad trzy miliony dolarów- mówił Luke
- Każdy o tym wie Parker. To najlepszy wyścig w całym Hollywood-odezwał się znudzony Theodor- Biorę udział w tym wyścigu- uśmiechnął się cynicznie i odstawił pustą szklankę na stolik.
- Sądzisz że wygrasz ze mną Michtell? Po moim trupie.
- Owszem, wygram z tobą. Zgarnę przy okazji trzy miliony dolarów-wyciągnął z kieszeni spodni paczkę papierosów i zapalił jednego.
Skrzywiłem się. Nienawidzę zapachu nikotyny. Źle mi się kojarzy. Kojarzy mi się z domem... Rozejrzałem się po sali i wyszedłem szybko na zewnątrz bo strasznie rozbolała mnie głowa. Po chwili poczułem obecność Luka za moimi plecami i jak mnie przytula.
- Kruszynko, coś się stało?
- Nie... Tylko trochę boli mnie głowa- prawda była taka, że byłem półprzytomny i ledwo trzymałem się na nogach. Jednak nie chciałem martwić innych.
- Znowu nie jadłeś. Mówiłem ci coś na ten temat tak? Twoje wyniki badań nie zmieniły się od dłuższego czasu...
- Jadłem... Po prostu słabo się czuje i tyle- powiedziałem ostrym głosem. Nie jadłem. Nie jadłem od kilku miesięcy. Zazwyczaj wpadałem na jakieś sushi do niego, ale częściej jadłem gumy i piłem kawę.
- Niech będzie, że ci uwierzę... Muszę wracać do środka. - i odszedł. A ja usiadłem na schodach i schowałem twarz w dłonie.
- Hej dzieciaku, zgubiłeś się?- poznałem ten głos. Prychnąłem i wstałem.
- Tylko nie dzieciaku. I nie, nie zgubiłem się- spojrzałem na Theodora do góry, bo był wyższy ode mnie ponad głowę.
- O to ty. Cóż, myślałem że jakaś dziecinka siedzi i płacze na tych schodach- uśmiechnął się wrednie.
- Nie płakałem. Zresztą co ci do tego?- założyłem ręce na klatkę piersiową. Wiedziałem że mam czerwone oczy, ale sądziłem że nie widać tego. Było w końcu ciemno.
- Nic. Nie obchodzi mnie to. Czasem jednak jestem ciekawski- trącił mnie ramieniem i poszedł na parking.
Odwróciłem się i zauważyłem jak wsiadał do pomarańczowego McLarena 720s po czym odjechał z głośnym piskiem opon.
Wróciłem do domu koło pierwszej w nocy. Starałem się być cicho, ale poczułem zapach dymu papierosów i zemdliło mnie od razu. Już chciałem pójść na górę, gdy nagle poczułem jak zostaje ciągnięty za kaptur na podłogę.
- Gdzie się szlajasz gówniarzu!? Mało ci przygód w domu!? Ja ci zaraz pokaże co znaczy zabawa!- pociągnął mnie do góry i rzucił na podłogę w kuchni. Znowu to samo. Znowu te białe marurowe płytki. I znowu ja.
Nie wiem co wstąpiło w mojego ojca, ale zdecydowanie musiał coś brać. Jego ciosy były naprawdę mocne. Moje serce zatrzymało się, kiedy zauważyłem nóż w jego dłoni.
- A może ci przyozdobimy, hm? Mówiłeś coś o tatuażu. Zrobię ci nawet kilka.
Nie pamiętam co się działo. Pamiętam tylko rozdzierający ból na całym ciele i krew, która spływała ze mnie na podłogę.
Po jakimś czasie wstałem i chwijenie doszedłem do łazienki. Oparłem się o umywalkę, a to co zobaczyłem... Nie mogłem uwierzyć. Na całym ciele znajdowały się rozcięcia od metalu. Większe czy mniejsze. Na szczęście nie były głębokie. Wziąłem prysznic i obwinąłem sobie nogi i ręce bandażem. Założyłem mój czarny dres, po czym skierowałem się do mojego pokoju i wziąłem książkę do czytania. Czytanie pozwala mi zapomnieć o rzeczywistości. Mogę wczuć się w bohatera i udawać że wszystko jest dobrze.
Naturalnie nie zmrużyłem oka tej nocy, dlatego rano jak żywy trup ogarnąłem się i pojechałem do Luka. Obiecałem mu, że będę przy nim podczas wyścigu. I słowa dotrzymam.
- Hej Luke!- wszedłem do środka dużego mieszkania. Było urządzone w stylu nowoczesnym z dominacją czerni i bieli. Jednak był motyw jasnego drewna, który sam wybierałem.
- Cześć kruszynko. Dziękuję że przyszedłeś- zszedł na dół uśmiechnięty, ale kiedy zauważył że się nie uśmiecham od razu mnie przytulił.
- Co ci zrobił tym razem? Powiedz mi Max...- wtuliłem się w niego i mocno objąłem.
- Nie chce o tym mówić... Powiem ci kiedyś dobrze? - oparłem głowę o jego bark i zamknąłem oczy.
- No dobrze, nie będę naciskać- gładził mnie po plecach delikatnie.
- Chodź, musisz się naszykować na wyścig. Mam nadzieję, że wygrasz- odsunąłem się od niego.
Po godzinie był już gotowy. Wszystkie papiery zostały ogarnięte i wsiadaliśmy do auta.
- Myślisz, że zwyciężysz Luke? To bardzo niebezpieczny wyścig...
- Nie martw się kruszynko. Będzie dobrze- uciął temat.
Po pewnym czasie dojechaliśmy na miejsce, gdzie szalało pełno ludzi. Nie lubię tylu osób w jednym miejscu. Wolę ustronne miejscówki.
- Chodź ze mną. Nie chcę żebyś się zgubił. - Luke objął mnie ramieniem i poszliśmy do miejsca startu.
- No witam. Myślałem, że się ciebie już nie doczekam Parker - stanął przed nami Theodor. Od razu skierowałem wzrok w swoje buty mając nadzieję, że mnie nie pozna. Jednak moje nadzieję nie zostały spełnione.
- Miło cię widzieć, Michtell- wykrzywił się w uśmiechu sztucznym jak te wszystkie babcie na weselach.
Czułem na sobie jego wzrok. Parzyło mnie jego spojrzenie.
- Przygarnąłeś jakąś przybłędę? A! To ty. Jak ci na imię kochany? - podszedł bliżej do mnie i złapał za brodę. Chciałem się wyrwać, ale bezsilnie.
- Max... Max McQuaid - powiedziałem nieufnie. Nie wiem do czego może wykorzystać moje dane.
- Max, całkiem niezłe imię. - odsunął się ode mnie. - Powodzenia Parker- uśmiechnął się wrednie do Luka i odszedł w stronę toru jazdy.
- Przepraszam kruszynko. Muszę już iść. Proszę bądź przy bandzie i się nie ruszaj stamtąd. - Odszedł zostawiając mnie między tym rozszalałym tłumem.
Wkrótce wyścig się rozpoczął.
CZYTASZ
Deal With Dead Soul
Teen FictionZ zewnątrz uśmiechnięty siedemnastolatek. We wewnątrz prawie martwa dusza... Czy chłopak wyjęty spod prawa zdoła mu pomóc? Czy połączy ich więź zrozumienia i przyjaźni? A może jeden z nich jednak poczuje coś więcej? ! Książka wolno pisana!