Zaczyna się wojna...
Niby tak pomyślałem . Wszyscy tak myśleli. Ale ludzie z innych agencji czy też spoza , nie zgłosili żadnych niepokojących sytuacji. Dzień w dzień chodzę jak na szpilkach. I pomyśleć że ten chłop jest bohaterem nr. 2. Westchnąłem ciężko. definitywnie nie powinienem mieszać swoich osobistych uczuć w pracę. Schowałem ręce do kieszeni i schowałem nos bardziej w kołnierz swojej kurtki , skrzydła zwijając najbardziej jak tylko mogę. Chcę zapaść się pod ziemię i nie wychodzić dopóki to całe gówno się nie skończy. Wzrok trzymałem wbity w ziemię , co jakiś czas rzucając fałszywy uśmiech ludziom na ulicy którzy mnie rozpoznali. Czasem chciałem rzucić to wszystko w cholerę. Powiedzieć że odchodzę z branży, wrócić do domu , usiąść na łóżku , włączyć serial i nie żyć myślą że tylko z powodu na moją pracę , mogę stracić życie w przeciągu sekundy , nawet nie będąc niczemu winien. Chciałbym móc wyjść na ulicę , i ze spokojem pójść na spacer , nie oglądając się co parę sekund za plecy z powodu głupiego liścia który spadł akurat na ziemię . Chciałbym spojrzeć w niebo i pomyśleć "Nie mogę się doczekać jutra". Niestety , te słowa zostały przeze mnie wypowiedziane tylko dzień przed pójściem na urlop. Co zdarzyło się zresztą raz w całej mojej karierze. Zaśmiałem się sam do siebie na swoją żałosność. Bo jak inaczej to nazwać? Ludzie oczekują ode mnie odwagi. Siły. Wytrzymałości. A nie bycia zaburzonym psychicznie chłopcem , który nie jest pewien czy dożyje jutra , tylko dlatego że postanowił pójść w ślady swojego idola. Kopnąłem kamień leżący mi na drodze jakby chcąc wyrzucić z siebie to co mi na sercu leżało a z moich ust wyleciało warknięcie zażenowania z tego jak blisko poleciał.
-Serio Hawks? To tylko kamień . On ci nic nie zrobił. To ty go właśnie zmaltretowałeś. Miej trochę serca. O...nawet już gadać do siebie zaczynam.
Stanąłem w miejscu żeby trochę pozbierać myśli . Jeśli dalej tak pójdzie to wyląduje w zakładzie psychiatrycznym a nie na spokojnej przedwczesnej emeryturze. Kiedy znowu chciałem zacząć iść , zobaczyłem przed sobą mężczyznę. Średni wzrost , strasznie chudy , jakby nie jadł nic od paru dni , niebieskie włosy a pod oczami i na ustach miał zadrapaną i popękaną skórę. Wrak człowieka mógłbym powiedzieć...może bezdomny ? Powoli zacząłem się do niego zbliżać z lekkim uśmiechem na ustach .
-Przepraszam...mogę jakoś Ci pomóc ? Widzisz...nie mogę przejść obojętnie obok kogoś w potrzebie .
Ten spojrzał na mnie zmęczonymi jakby podającymi się oczami , a po chwili na jego ustach pojawił się szeroki wręcz psychopatyczny uśmiech , przyozdobiony dźwiękiem kolejnej skóry pękającej wokół jego warg.
-Wydaje mi się że to ty tu potrzebujesz pomocy...nieprawdaż?
Po jego słowach poczułem mocne uderzenie w głowę , a przed moimi oczami zapanowała ciemność. Nie byłem w stanie nic poczuć ani usłyszeć . Dlaczego w tamtym momencie miałem nadzieję że się nie obudzę...?
CZYTASZ
||kocham... nienawidząc||×[DabiHawks]
Fanfiction-Nienawidzę cię... Powiedziałem ledwo słyszalnie. Czułem że mój oddech zaczyna stawać się krótszy a temperatura ciała spada niebezpiecznie szybko. -Gówno prawda. Kochasz mnie Zaśmiał się kpiaco wbijajac nóż głębiej w moje ciało a ja powoli przestawa...