*

60 11 12
                                    

Jak na złość, mój ostatni dzień z Fandarem minął zdecydowanie za szybko! Feniks, jak sam powiedział, chciał mi tego ostatniego dnia dać wiele wspaniałych wspomnień, dlatego co chwilę coś wymyślał. Fantastycznie się bawiliśmy, a nieubłagalny czas szaleńczo gnał przed siebie.

Był już późny wieczór, gdy Fandar zaproponował, abyśmy poszli na łąkę nieopodal miasta. Nie miałem nic przeciwko, dzień pełen atrakcji był naprawdę niesamowity, lecz o wiele wspanialsza była chwila, gdy w milczeniu mogłem cieszyć się obecnością ukochanej osoby.

Fandar leżał na plecach, wpatrzony w migoczące gwiazdy. Emanował pozornym spokojem, lecz ja czułem jego wewnętrzny lęk i słabo kryty smutek. Nie chciał wracać... I ja też nie chciałem, by wracał, więc jeszcze mocniej wtuliłem się w jego bok, tak jakby coś w jakikolwiek sposób mogło to pomóc. W prawej dłoni kurczowo zaciskałem złoty medalik. Uśmiechnąłem się pod nosem.

- Jakie to wszystko jest dziwne - szepnąłem.

- Hm? - mruknął, zachęcając mnie do rozwinięcia myśli. Zawsze tak robił. Poczułem jednocześnie, jak zaczyna mnie głaskać po głowie. Tego chyba najbardziej będzie mi brakowało.

Podniosłem się na łokciu, by móc widzieć jego twarz i płonące, złotawe oczy.

- Początkowo, gdy cię zobaczyłem, wystraszyłem się ciebie. Nie znałem cię i troszkę się bałem. Gdy powiedziałeś mi, kim dokładnie jesteś, w mym sercu zapłonęła nadzieja, że zwrócisz mi rodzinę, ale ty nie mogłeś tego zrobić i wtedy znienawidziłem cię - przyznałem cicho. Nigdy mu tego nie mówiłem, początkowo byłem przerażony, a później nie chciałem sprawiać mu przykrości. Fandar na szczęście nic nie powiedział, jedynie czekał na ciąg dalszy. - Wtedy byłem mały, myślałem, że Feniksy wszystko potrafią i dlatego tak ciężko było mi zrozumieć, że i wy macie pewne ograniczenia. Nie obraź się, Fandarze, ale w tamtym momencie czułem, jak wszystko niszczysz, rujnujesz resztki nadziei, która trzymała mnie przy życiu i tak dalej... Wiem, że to, co mówię, jest głupie, i że głupio wtedy myślałem, ale byłem mały, zrozpaczony i... - tłumaczyłem się jak głupi, właściwie to sam nie wiem, dlaczego mu to mówiłem.

- Rozumiem to - rzekł cicho, wchodząc mi w zdanie. - Jacke, nie musisz mi się tłumaczyć, znam cię i to bardzo dobrze - powiedział łagodnie, gładząc mój policzek. Ufnie wtuliłem się w jego ciepłą dłoń.

- Nie chcę cię tracić - wyszeptałem. - Ale to naprawdę jest dziwne, sam siebie niekiedy nie rozumiem, bo... Początkowo cię nienawidziłem, a później tak mocno pokochałem... To nie ma sensu...

- Początkowo mnie nie znałeś, a teraz jest inaczej - odpowiedział spokojnie, nie przerywając pieszczot. Po chwili usiadłem prosto. Zaskoczony Feniks postąpił podobnie.

- Fandar, przepraszam cię za tamto, zbyt pochopnie cię oceniłem i gdybym tylko mógł to zmienić... Nie chciałem tak o tobie myśleć, ale byłem taki przerażony... Zrozumiałem, że jestem sam i bałem się... - Czułem, że nadchodzi czas naszego pożegnania, dlatego chciałem jakoś wytłumaczyć się, a w tym momencie z całego serca pragnąłem, by Fandar o wszystkim się dowiedział i mnie zrozumiał. A przede wszystkim, by nie pomyślał o mnie źle, zwłaszcza w tych ostatnich wspólnych chwilach.

- Cii, Jacke, uspokój się, rozumiem to - szepnął łagodnie, ponownie gładząc moje policzki. Kilka łez spłynęło mi z oczu. - Nie przejmuj się tym. Byłeś wtedy dzieckiem, straciłeś rodzinę i to zrozumiałe, że myślałeś w taki sposób. Nie obwiniaj się, kochanie...

- Och, co za ckliwe gadki-szmatki, aż mnie zemdliło!

Oboje z Fandarem podskoczyliśmy, nie wiedzieliśmy, że oprócz nas jest tu ktoś jeszcze. Fandar wstał i pomógł mi się podnieść. Feniks stanął przede mną, tym samym osłaniając mnie. Rozejrzeliśmy się, lecz na polanie byliśmy sami. Czułem, jak powoli narasta we mnie niepokój, coś było nie tak...

Ogniste Jeziora [Boy x Boy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz