*

75 10 4
                                    

Szliśmy w milczeniu, oboje pogrążeni we własnych myślach. Wciąż do mnie nie docierało, że to jedna z naszych ostatnich wspólnych chwil. Gdyby tylko była jakakolwiek możliwość, by Fandar nie musiał wracać do swojej Krainy, zrobiłbym wszystko, byle tylko zatrzymać go przy sobie...

Ponure myśli tak bardzo mnie pochłonęły, że nie zauważyłem jakiejś dziury na drodze i gdyby nie idący obok mnie Fandar, na pewno przewróciłbym się.

- Wszystko w porządku? - spytał zmartwiony, pomagając mi odzyskać równowagę.

- T-tak... Po prostu zamyśliłem się. - Westchnąłem. - Nienawidzę tu przychodzić - skrzywiłem się. Poczułem jak Fandar ściska moją dłoń, by dodać mi otuchy.

- Rozumiem cię, sam też niezbyt przepadam za tym miejscem.

Ruszyliśmy dalej pod górę. Wokół nas rosły olbrzymie stare drzewa, a wśród nich stały mniej lub bardziej naznaczone przez czas pomniki, skromne lub bogate groby i niewielkie mogiły. Cmentarz. Naprawdę nienawidzę tego miejsca, bo ilekroć tu jestem, ożywają ciężkie wspomnienia. Za każdym razem, gdy w rocznicę pożaru odwiedzam grób mojej rodziny, na nowo widzę okrutne płomienie trawiące nasz stary dom, zawsze słyszę wystrzały w rocznicę śmierci ojca i zawsze przypomina mi się upadająca w kuchni babcia... Tęsknię za nimi wszystkimi, tak bardzo chciałbym, by żyli nadal, byśmy tworzyli może ubogą, ale kochającą się rodzinę... Dlaczego Feniksy, ponoć posiadające tak ogromną moc, nie mogą ingerować w ludzką śmierć?!

Po moich policzkach spłynęło kilka łez. Błyskawicznie je otarłem, ganiąc się przy tym w myślach. Nawet jeszcze nie doszliśmy, a ja już płaczę! Fandar puścił moją dłoń, by objąć mnie ramieniem. Nie musiał nic mówić, wystarczyła mi jego obecność, by poczuć się odrobinę lepiej. Kątem oka zerknąłem na niego. Kroczył dumnie, płynnie, z gracją, jak na księcia Feniksów przystało. Jego ostry profil wręcz błyszczał od przedpołudniowego słońca, a dziwny, emanujący od niego spokój był niemal namacalny. Mimo że Fandar był smukły, wiotki, wręcz wydawać by się mogło, że lada wiaterek go złamie, i że nie potrafi sobie z niczym poradzić, były to jedynie pozory. W rzeczywistości miał niezwykle silny i władczy charakter, a także mimo mizernej postury, był niezwykle silny.

- Dziękuję, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił - wyszeptałem, wycierając pośpiesznie oczy.

Zeszliśmy z głównej alei i po krótkim spacerze krętymi wydeptanymi ścieżkami dotarliśmy do celu naszej wyprawy. Odetchnąłem głęboko. Właśnie staliśmy przed grobem mojej rodziny... Nigdy nie zapomnę mojego płaczu i usilnych błagań o ożywienie mojej mamy i rodzeństwa, jak również nigdy nie zapomnę bólu w złotawych oczach Fandara, gdy tłumaczył mi, że jest to życzenie niemożliwe do spełnienia. Że oni już odeszli i nigdy nie wrócą. Jedyne, co mógł zrobić, to piękny, niewielki grobowiec, w którym spoczywają moi bliscy.

Feniks podał mi olbrzymi bukiet lilii. Przyjąłem go z bladym uśmiechem i położyłem na granitowej płycie. Obok dostrzegłem zapalony znicz. Doskonale wiedziałem kto go zostawił.

- On zawsze tu przychodzi, co roku. Nigdy nie zapomina.

- Kto taki? - spytał, klękając obok mnie.

- Strażak. Ten mężczyzna, który kazał mi uciekać. Niesamowite, sześć lat minęło od tamtego dnia, a on nadal pamięta... - Uśmiechnąłem się. Myśl, że ktoś oprócz mnie i Fandara pamięta o tamtym dniu, że nim też wstrząsnęły tamte wydarzenia, sprawiała mi dziwną radość. Przecież moja rodzina była jedną z tych biedniejszych, nikt się nami nie przejmował, nawet na pogrzeb, który urządził Fandar, przyszła tylko garstka najbliższych przyjaciół i tamten strażak... - To naprawdę dobry człowiek, gdyby nie on, nie wiem co by się ze mną stało...

Ogniste Jeziora [Boy x Boy]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz