#4

33 1 0
                                    

Podcinam mu nogi, jego pięść na mojej twarzy, moja noga na jego żebrach, po chwili jestem już na ziemi, jego ręce ciasno trzymające mnie w talii.

Roześmiałam się głośno, próbując bezskutecznie mu się wyrwać, kopałam i wierzgałam, ale on bezlitośnie ciągnął mnie w stronę wody.

- Ty neandertalczyku, puść mnie! - wrzasnęłam, bijąc go w ramię, na co wyszczerzył zębiszcza i złapał mnie jeszcze mocniej.

- Coś nie tak, E.? - ciągnął mnie, śmiejąc się, a kiedy zobaczył, że to nie skutkuje, zarzucił mnie sobie na ramię i ruszył pewnym krokiem.

- Ratunku! Och, ja pier... - w tym momencie otrzymałam klapsa w pośladek, co jeszcze bardziej mnie podminowało, więc uderzyłam go mocno w plecy, nawet się nie wzdrygnął, troll jeden.

- Język, moja panno!

- Oż ty nieokrzesany pawianie, jeśli to zrobisz, to obiecuję na Kryzys Zapleśniałego Mięsa, że tego...

Nie skończyłam.

Nie miałam szansy.

Zostałam brutalnie wrzucona do zimnej wody, bardzo, bardzo zimnej. Co za zasrany gówniak!

Wydostałam się na powierzchnię tylko po to, by zaparskać gniewnie i zaczerpnąć powietrza, po czym zostałam ponownie zaciągnięta w niezbadane głębiny. Teraz to się doigra.

Ze smutkiem zorientowałam się, że pod wodą okładanie kogoś pięściami jest co najmniej bardzo trudne i męczące, a do tego nie dające większych efektów.

Moja głowa wychynęła na powierzchnię, jego też, czarne kręcone włosy zwinęły się w pierścienie, jego wesołe szarozielone oczy śmiały się do mnie, a ja nie dałam rady, też musiałam się wyszczerzyć.

- Ty bękarcie, wieprz się! - podniosłam wrzask, ochlapałam go wodą, po czym oddaliłam się w rekordowym tępie. Nie minęło sporo czasu zanim mnie złapał.

- Nie tak szybko, E.

Wywróciłam oczami, po czym wepchnęłam go pod wodę.



Z snu, który może nie był koszmarem, ale na pewno był dla mnie mocno smutny, wyrwała mnie para Szalonych Spodni.

Pierwsze, co zauważyłam, gdy otworzyłam oczy, była twarz jakieś dziewczyny. Miała krótkie blond włosy, stylowa fryzurka na chłopczycę, tyle że z niebieskimi, zielonymi, czarnymi i fioletowymi pasemkami z tyłu, dłuższymi i magicznie stojącymi do góry. Jej oczy były mocno podkreślone kredką, a przy tym całym szajsie nie wyglądała jak stuknięta wariatka, tylko... słodko.

- Hej, kochanie ty moje, siedzisz na moim krześle, więc łaskawie rusz swój zacny wór smrodów i stocz się kawałek dalej - oznajmiła mi wesoło.

Nie wiem do końca czy tak czy nie, ale chyba właśnie moja szczęka uderzyła o podłogę. Nie schyliłam się by sprawdzić.

- Taaak, ciebie też miło poznać, słoneczko... - wymamrotałam.

Szalone Spodnie zrobiła wyszczerz, ukazując malutkie białe ząbki.

- Chodzisz na literaturę, czy jesteś tu tylko dla niego? - zapytała, pokazując brodą na wysokiego faceta stojącego na miejscu wykładowcy.

Zmarszczyłam brwi.

- Literatura? Szlag by to, chyba wygląda na to, że usnęłam i zostałam w tej samej sali...

Świetnie, po prostu cudownie.

Zapomniałam już o obecności Szalonych Spodni, ale dała mi o sobie brutalnie znać, siłą zrzucając mnie z fotelo-krzesła na sąsiednie. Sama klapła na to, które okupowałam i obróciła się do mnie.

- Teraz nie ma już sensu stąd wychodzić, równie dobrze możesz zostać i zapisać się na te zajęcie. Uwierz mi, dla niego warto - sugestywnie poruszyła brwiami, ale mi nawet nie chciało się spojrzeć na wykładowcę. Nie leciałam na starszych facetów, w sumie to nie byłam pewna czy jeszcze na kogokolwiek lecę.

Bo przecież nie można czuć, gdy mu się tą umiejętność odebrało.

Uśmiechnęłam się nieprzytomnie do Szalonych Spodni, po czym ponownie zanurzyłam się w objęcia Morfeusza, nie troszcząc się nawet o zapytanie jej, jak ma na imię.

Imiona niosą siłę, której nie chcę już nigdy nad nikim posiadać.

Obudziły mnie Szalone Spodnie, kopiąc w moją nogę. Co prawda obrzuciłam ją mięsem, ale posłusznie posunęłam za nią do kafeterii, gdzie nabyłam jakieś żarcie. Usiadłam z nią przy jednym stoliku na zewnątrz, i udając że jej słucham przypatrywałam się jakimś chłopakom próbującym wleźć na pomnik.

Pomnik był wysoki, przedstawiał jakiegoś profesorka, nie miałam pojęcia kogo. Grupka chłopaków otoczyła piedestał tegoż posągu, a jeden z nich konsekwentnie dostawał się na górę. Nie mogłam się powstrzymać od mierzenia wzrokiem jego ciała i tego skrawka skóry, który odsłonił się pod rąbkiem koszulki, gdy sięgał ręką, by chwycić się nosa posągu.

Mierzyłam wzrokiem tego gościa, co prawda widząc, że jest atrakcyjny, ale nic sobie z tego nie robiąc.

Przeniosłam wzrok na Szalone Spodnie. Nienawidziłam, gdy ktoś się na mnie gapił, więc dlaczego do cholery ja miałabym to robić?

- Och, a w ogóle to jak ty, do diabła, masz na imię?

Otrząsnęłam się z myśli zaśmiecających mój mózg.

-Lyne.

Uniosła brwi.

- Skrót od?

- Od niczego. Po prostu.

Szalone Spodnie zostawiły to bez komentarza.

Dotarły do mnie wiwaty i okrzyki radości. Spojrzałam w ich kierunku, i oczywiście: moim oczom ukazał się chłopak stojący na barku posądu i rozkładający ręce jakby był panem świata.

Chłopak miał rdzawe włosy, o barwie jesiennych liści.

I patrzył się wprost na mnie.

- Dobra, spadam - rzuciłam do Szalonych Spodni, po czym miarowym krokiem opuściłam kafeterię, a potem kampus.

Wybrałam się na poszukiwanie worka treningowego.

Takiego, który naprawdę sporo zniesie.



Dwie godziny później znalazłam się na schodach prowadzących do mojego malutkiego loftu, targając za sobą worek treningowy. Przymocowanie go do sufitu to nie moja bajka, będę musiała kogoś do tego znaleźć.

Ale musiałam się jakoś rozładować.

Jeżeli ktokolwiek kiedykolwiek znajdziecie mnie biegnącą, będzie to znaczyć, że goni za mną horda zombie albo coś w ten deseń, także wychodzi na to, że muszę znaleźć coś innego, co pozwoliłoby mi na rozładowanie energii.

Może jak się pohuśtam parę godzin to się zmęczę.

Oby.

Potrzebna SiłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz