Rachel
Czułam jego obecność i nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że byłam zamknięta u siebie w pokoju.
– Często tak robisz? – zapytałam, otwierając oczy – Masz szczęście, że tylko medytowałam.
Wyciągnął w moją stronę rękę i uśmiechnął się głupio. Przewróciłam oczami, ale chwyciłam jego dłoń i stanęłam na nogach. Trochę zdrętwiałam od lewitowania w jednej pozycji.
– Gdybym nie był pewien, że medytujesz, nie pozwoliłbym sobie na wtargnięcie na twój teren.
– Jasne.
– Słowo harcerza, Rae. – przyłożył dłoń do piersi. Jego powaga nie trwała długo; spojrzał za mnie i uśmiechnął się zadziornie. – Oh, a co tutaj robi ten olbrzymi kurczak? Wygląda znajomo.
Garfield czerpał niezdrową satysfakcje z mojego zażenowania.
– Zapomniałam się go pozbyć.
– No pewnie. – parsknął śmiechem, a mnie coraz bardziej piekły policzki.
– Wychodzimy. – zarządziłam, biorąc go za rękę i ciągnąc do drzwi.
– Dlaczego nie możemy posiedzieć u ciebie? – marudził.
Szliśmy korytarzem do salonu, Garfield splótł razem nasze palce.
– Nie lubię tam przebywać. Ostatnio ten pokój bardzo mnie przytłacza. – zerknęłam na niego kątem oka – No, a ty mógłbyś znowu dotknąć tego, czego nie powinieneś i wylądować tam, gdzie nie powinieneś. – wypomniałam mu przygodę z lusterkiem.
Otworzył usta i jęknął urażony.
– Wcale nie! Tamto to był przypadek, zresztą to wszystko wina Cyborga. – złapał mnie w pasie i przyciągnął do siebie; zaśmiałam się. Szliśmy dalej, objęci, a ja myślałam tylko o jego dłoni na moim biodrze. – No i miło było poznać cię od innej strony.
– Nie, nie było. – spierałam się.
– O tak, było bardzo miło. Wtedy po raz pierwszy dotarło do mnie, że tak naprawdę mnie lubisz – puścił oczko, jakby lubisz mnie znaczyło coś więcej niż w rzeczywistości znaczy – i tylko udajesz, że jest inaczej.
– W takim razie musiałeś się tam nieźle uderzyć w głowę.
– Nie wydaje mi się. A tak w ogóle, jeśli przytłacza cię ta ciemnica, zawsze możesz przeprowadzić się pokój dalej.
W tamtej chwili dziękowałam mu, że idziemy przytuleni do siebie, bo w innym wypadku zaliczyłabym niemile zderzenie z podłogą. Spojrzałam na niego podejrzliwie, ale on nic sobie z tego nie robił. Ot, luźna propozycja. Nic takiego.
– Nie rozumiem.
– Zawsze możesz przyjść do mnie, myszko. – ostatnie słowo niemalże wyśpiewał, wprowadzając mnie w jeszcze większe zdumienie.
Zatrzymałam się.
– To znaczy, no wiesz, nie chcę żebyś została sama z tym co cię gryzie. – przygryzł policzek, przyglądając mi się.
Zaniemówiłam. No bo co mogłabym w takiej sytuacji powiedzieć? Proponował mi wspólne... co, tak właściwie? O cokolwiek by mu nie chodziło, najwyraźniej jeszcze nie miał dość moich ciągłych zawirowań emocjonalnych.
– No dobra, ale tak szybko się mnie nie pozbędziesz. – rzuciłam i nim zdążył zareagować, ruszyłam dalej, ciągnąc go ze sobą.
Zdziwiło mnie, jak lekko przyszło mi powiedzenie tego na głos. Właśnie mu przytaknęłam na propozycję wspólnej nocy. Czułam, że zaraz spłonę. Jego dłoń jeszcze bardziej mi ciążyła. Jego obecność stała się taka onieśmielająca.
CZYTASZ
Teen Titans || Jestem taki sam jak inni, kiedy się skaleczę - krwawię
FanfictionTeen Titans, GO! ... #4 w TEEN TITANS || 05/2018