Rozdział ósmy

123 16 4
                                    


Victor

Silas wpatrywał się we mnie intensywnie. Byłem ciekawy o czym myślał, chociaż znając jego upodobania do niszczenia mi życia, z pewnością nie było to coś, o czym chciałbym wiedzieć. Ominąłem go i usiadłem do komputera. Palcem wskazującym podpiąłem się do sieci od razu uruchamiając potrzebne pliki. Kątem oka spojrzałem na zafascynowanego ojca. Zastanawiał mnie powód jego zainteresowania. Chociaż chciałem to wyprzeć, dokładnie pamiętałem sposób w jaki mnie oglądał zaraz po cudownym uratowaniu mi życia. Ojciec przysunął sobie krzesło tuż obok mnie, poprawił osunięte okulary i zmrużył oczy. Zacząłem opowiadać co gnębi mojego przyjaciela. Starałem się nie pominąć żadnego szczegółu i jak najdokładniej nakreślić zmiany zachodzące w organizmie Garfielda podczas różnych stanów psychicznych i fizycznych. Wszystko miało jakieś znaczenie. Kiedy skończyłem Silas popatrzył na mnie, oderwał dłoń od podbródka i stwierdził, że musi się napić kawy.

– Chodźmy. – zarządził – Niedaleko jest stołówka.

Chciałem mu powiedzieć, że czas nagli a ja nie przyjechałem tu w odwiedziny. Potrzebowałem tylko odpowiedzi co dalej i zniknąłbym zanim ojciec by się zorientował. Miałem wrażenie, że Silas doskonale wiedział co jest grane i tylko niepotrzebnie wszystko przeciągał. Jednak coś sprawiło, że nie potrafiłem mu odmówić. Miałem złudną nadzieję, że wspólny wypad na kawę to tylko pretekst żeby spędzić ze mną więcej czasu, a nie, jak sam stwierdził, potrzeba otrzeźwienia starego umysłu. Gdzieś z tyłu głowy zaszyło mi się to, co mówiła Sarah o jego samotności, o tym, że czasami mnie wspomina.

Stołówka była na tym samym piętrze, tuż za rogiem. Wielka, jasna sala wypełniona była dużymi, okrągłymi stołami, przy których siedzieli pracownicy w białych fartuchach. Z lewej strony, za wielkimi szybami rozprzestrzeniał się ogród pełen nieznanych mi roślin, jednak żaden z naukowców nie zaprzątał sobie nim głowy. Woleli skupić się na swoich notatkach lub ewentualnie na przechwałkach odnośnie swoich postępów w badaniach. Kilku mijających nas mężczyzn przywitało się z moim ojcem, wymieniając między sobą spojrzenia. Ciekawe czy wiedzieli, że Silas Stone ma syna, któremu zafundował przemianę w jeden ze swoich niekończących się eksperymentów. Usiadłem przy wolnym stoliku, a ojciec poszedł w tym czasie zamówić dwie kawy. Miałem czas żeby przyjrzeć się otoczeniu i przemieszczającym się ciągle ludziom. Koniec końców wlepiałem wzrok w ogród za szybami, zastanawiając się jakiego pochodzenia są te rośliny i jak udaje im się utrzymać je przy życiu. Wydawało mi się, że jedną z nich rozpoznałem, długa i niesamowicie gruba łodyga wyglądem przypominająca kilkuletnie drzewko kończyła się na górze niemalże neonowymi pomarańczowymi płatkami. Od razu pomyślałem o Starfire i tamarańskich roślinach. Czy księżniczka wiedziała, że niedaleko nas prowadzą ogród, w którym rozwijają się rośliny z jej ojczystej planety? I jakim cudem je zdobyli? Podejrzewam, że gdyby była tu ze mną Kori powiedziałaby mi więcej o tym dziwnym miejscu.

W końcu wrócił Silas z dwoma parującymi kubkami.

– Jest tu dużo ludzi w moim wieku, albo nawet młodszych. – zauważyłem, chwytając kubek palcami.

Starałem się nie zwracać uwagi na to jak mi się przygląda, a Silas próbował ukryć zafascynowanie tym, co ze mnie zrobił. Czujnie obserwował każdy mój ruch w nowym ciele, analizował moje zdolności, a ja głupi myślałem, że to już za nami.

– Tak, teraz kręci się tu pełno stażystów. To nie to samo co w Detroit. Całe szczęście mnie ominął zaszczyt zmagania się z uczniami. – odparł rozglądając się po sali – Oczywiście nic do tego nie mam, każdy ma czas na to żeby się dokształcić, jednak jestem teraz na takim etapie badań, że wolałbym się skupić na swojej pracy niż...

Teen Titans || Jestem taki sam jak inni, kiedy się skaleczę - krwawięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz