Rozdział szósty

194 21 13
                                    


Victor

Całe popołudnie ślęczałem nad wynikami Garfielda. Byłem tak skupiony na niezrozumiałych zmianach, które zachodziły w jego organizmie, że całkowicie zapomniałem o reszcie świata. Odnotowałem tylko Starfire, która cicho wleciała do skrzydła z obiadem na tacy. Jak się domyślałem zdążyła przeszukać całą wieżę nim przyszła jej na myśl część szpitalna. I Richarda, który przyszedł z rozciętą dłonią w poszukiwaniu apteczki, próbując przy tym wyglądać na niezainteresowanego tym, co tak bardzo przykuło moją uwagę.

Wreszcie opadłem zrezygnowany na fotel, chwytając w dłonie puszkę z zimnym napojem gazowanym. Wziąłem kilka dużych, szybkich łyków, aż zmroziło mi mózg. Obróciłem ją w dłoniach. Nie byłem w stanie stwierdzić jak się tu znalazła. Mogłem jedynie zgadywać, że to Kori podrzuciła mi ją, kiedy sprawdzała czy nadal siedzę wgapiony w monitor. I gdybym miał ludzkie dłonie, dałbym sobie jedną uciąć, że faktycznie przyszła to sprawdzić. Uśmiechnąłem się na samą myśl o jej opiekuńczości. Wypiłem resztę oranżady i zgniotłem puszkę w ręce.

Przetarłem leniwie oko i niechętnie pochyliłem się nad komputerem. Ludzkie części ciała najwyraźniej chciały się zbuntować, dając o sobie znać w postaci rwącego bólu. Oparłem łokcie na biurku, splatając razem dłonie i po raz kolejny prześledziłem zmiany atakujące organizm Garfielda. Zdałem sobie sprawę z tego, że nic nie wskóram. Niewiele wiedziałem o jego mutacjach. Potrzebowałem wskazówek, a on prawdopodobnie był jedyną osobą, która mogłaby mi ich udzielić.

Zapisałem dane i zamknąłem system. Nie pozostawało mi nic innego jak mieć nadzieję, że mi pomoże. Wstałem i rzucając zmiażdżoną puszką do kosza na śmieci, wyszedłem z laboratorium. Skierowałem się prosto do jego pokoju. Beastie siedział przy biurku i kreślił coś w zeszycie. Spojrzał na mnie przelotnie, a kiedy spostrzegł, że wpatruję się w kartkę z powstającym szkicem, natychmiast zamknął notatnik. Odwrócił się na krześle, lustrując mnie wzrokiem. Uśmiechnąłem się. Nie byłem głupi, domyślałem się co, a raczej kto był obiektem jego prac. Niepotrzebnie starał się wszystko tuszować, ale postanowiłem nie wnikać. Jeśli daje mu to poczucie kontroli nad sytuacją, nie zamierzałem sprowadzać go na ziemię. Oparłem się plecami o ścianę. Garfield spojrzał na mnie podejrzliwie, unosząc brew do góry.

– Co? – rzucił.

– Potrzebuję twojej pomocy. – odparłem, wzruszając ramionami. Chciałem nadać rozmowie swobodny ton. Tak naprawdę nie wiedziałem jak może zareagować. – Nie potrafię stwierdzić, co ci dolega. – przyznałem i wtedy dotarło to do mnie ze zdwojoną siłą. Nie byłem w stanie mu pomóc. Przez chwile myślałem, że to nic takiego, że być może Garfield trochę przesadza przez to, co już przeżył. Myślałem, że mutacje odbiły się na jego psychice tak bardzo, że teraz panikuje przez byle błahostkę. Wtedy miałem wrażenie, że mam wszystko w garści. Teraz czułem się bezsilny. – Nie do końca znam przebieg twoich mutacji. – odkaszlnąłem, słysząc niewyraźny ton swojego głosu – Pomyślałem, że twoi rodzice pewnie prowadzili jakieś zapiski. Znaczy, podejrzewam, że masz jakiekolwiek notatki z okresu, kiedy...

– Mam. – przytaknął, przerywając mi – Całe mnóstwo, ale nigdy ich nie czytałem. Nie mogłem...

– Nie musisz ich czytać. Wystarczy, że ja to zrobię. – zaproponowałem, ale widząc jego dzikie spojrzenie zwątpiłem czy według niego kierowały mną dobre chęci.

– Nie, Vic, nie mogę ci ich dać. Nie chcę tam jeszcze wracać. – powiedział z naciskiem – To nadal za szybko.

– Wracać gdzie?

– Do domu. – rzucił pusto, wgapiając się nieobecnym wzrokiem w swoje dłonie. – Minęło tyle lat, a ja nadal tam nie byłem. Jakoś nie mogę zebrać się w sobie żeby to zrobić. Tęsknie za rodzicami, bardzo. Każdego dnia mi ich brakuje. – westchnął – Ale nie wiem czy poradziłbym sobie wchodząc do wielkiego, pustego domu. Jak sobie o nim pomyślę przechodzą mnie ciarki.

Teen Titans || Jestem taki sam jak inni, kiedy się skaleczę - krwawięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz