VI

447 70 42
                                    

Niedługo przed wschodem słońca, dwójka wyruszyła w dalszą podróż. Nie chcieli tracić więcej czasu, niż powinni, bo wiedzieli, że i tak dość dużo drogi im jeszcze zostało. Lucyfer tak jak poprzednio prowadził oraz siedział z przodu, a brunet natomiast siedział za nim, obejmując jego talię. Nie musiał czekać długo, zanim młodszy przytulony do pleców swojego narzeczonego zasnął, opierając głowę na jego ramieniu.

Po jakichś trzech godzinach, na swojej drodze natknęli się na wojsko L'Marburgu z Tobim na froncie. Lucyfer więc ostrożnie, aby nie przestraszyć koni, podjechał do nich, zaraz po tym zwalniając tempo swojego konia, tak jak to zrobiła reszta po znaku od kamerdynera chłopaka.

- Powinniśmy przenieść księcia do karocy? - zapytał młodszy, patrząc na swojego księcia.

- Niech śpi. Nie spał za dużo w nocy, więc niech teraz odpocznie, pewnie jak dojedziemy do Las Nevadas, spadnie na niego mnóstwo obowiązków. - odpowiedział demon, dalej jadąc przed siebie w stronę widocznego już dla nich miasta. Tak jak myśleli, reszta drogi zleciała im dość szybko. Na znak kamerdynera księcia całe wojsko zwolniło tempo konia i już chodem wjechali na kamienne drogi, które mogły zaprowadzić ich do pałacu, w którym mogli przesiadywać.

Zatrzymali się przed wielką bramą, która odgradzała ich od miasta, które znajdowało się wewnątrz wielkich murów. Na warcie stało dwóch strażników z herbem królestwa na swoich zbrojach. kiedy jednak zobaczyli nadciągających z L'Manburgu żołnierzy, od razu wyszli przed bramę, aby zatrzymać ich przed wstępem. Tobi wyciągnął z wewnętrznej kieszeni swojego płaszcza zawinięty w rulon list od samego króla, a następnie bez słownie podał go strażnikom. Ci, kiedy przeczytali jego treść, spojrzeli na siebie, aby chwilę później otworzyć bramy przed obcym wojskiem.

Kiedy cała załoga L'Manburgu wjechała do miasta, od razu poczuli na siebie wzrok wszystkich mieszkańców. Byli przyzwyczajeni, że mieszkańcy patrzyli na nich za każdym razem, kiedy wjeżdżali na ulice swojego państwa, tutaj jednak różnicą było to, że wszyscy patrzyli na nich zza okien, lub ścian budynków, gołym okiem widzieli, że ci byli zbyt przestraszeni, aby wyjść ze swoich domów, które zdecydowanie były dla nich oazą bezpieczeństwa.

- Czy normalnie jakieś parady u was też tak wyglądają? - zapytał cicho Lucyfer, patrząc przelotnie na dzieci, które kiedy tylko zobaczyły, iż mężczyzna na nich patrzy, uciekły przestraszone w głąb uliczki.

- Nie wiem, co tutaj się stało, ale ci mieszkańcy są zdecydowanie zastraszeni. Dojedźmy jak najszybciej do tego zamku i ustalmy razem z księciem co mamy dalej zrobić. - odpowiedział Tobi, zaraz po tym zatrzymując się z szoku, kiedy naprzeciw siebie zobaczył inne wojsko z dobrze mu znanym ciemnozielonym herbem. - Arktyka? - spytał sam siebie, a następnie jego wzrok spotkał się z kimś, kto chyba także był kamerdynerem. Podjechał więc do niej powoli, zatrzymując konia niedaleko.

- L'Manburg? Co tutaj robicie? - spytała młoda dziewczyna, patrząc na drugiego z niezrozumieniem w oczach.

- Księże George został wysłany tutaj, aby sprawować tymczasową władzę do momentu w którym, królestwo nie odbuduje się na tyle, aby znowu być niezależne. A wy? Też macie tu coś zrobić? - odpowiedział Tobi, patrząc po wojsku obcego królestwa. Dłonią dał także sygnał Lucyferowi, aby razem z resztą wojska dalej jechali do zamku, a on załatwi wszystkie formalności oraz nieporozumienia.

- Król Philip wysłał tutaj swoją córkę, aby także odbudowała królestwo. Kazał nam także wziąć dużo zapasów więc prawdopodobnie w większości będziemy odpowiadać za pożywienie i doprowadzenia do tego, aby tutejsi rolnicy ponownie zaczęli plony i uprawy. - powiedziała druga, a w głowie bruneta zaczęły łączyć się wszystkie wątki. Nie sądził, aby to, że Arktyka była tutaj bez powodu albo jak już po to, aby zająć się żywnością. Czyżby król nie wierzył w swojego syna? Albo jednak nadal z głowy nie wyszedł mu ten misterny plan połączenia młodszych?

Sauveur // DreamNotFoundOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz