4

486 32 6
                                    

Kennedy

Wszyscy czekaliśmy w poczekalni na wiadomości od lekarzy. Każda minuta trwała co raz dłużej. Nie wpuścili nawet cioci Abigail i wujka Monteza, z którym obecnie rozmawiał mój tata, a mama pocieszała Abby. Sebastian siedział na sofie, Nina spała mu na ramieniu. Czekaliśmy już ponad dwie godziny, kompletnie bezradni.

Zapatrzyłam się przez okno na rzekę dzielącą szpital od reszty miasta, obejmując się ramionami. Jamie zachowywał się dziwnie odkąd przylecieli do Nowego Jorku, ale jazda autem pod wpływem alkoholu? Przecież to było zupełnie nie w jego stylu.

Poczułam duże dłonie Hero gładzące moje ramiona, a moje plecy od razu wyczuły ciepło jego torsu. Złożył ciepły pocałunek na moim karku, po czym objął mnie i oparł się brodą moje ramie. Położyłam dłonie na jego dłoniach i oparłam głowę o jego ramie.

- Będzie dobrze, Ken. Wyjdzie z tego - szepnął mi na ucho, po czym ucałował jego płatek.

- Nie poznaję go - przyznałam, po czym ostrożnie odwróciłam się przodem do niego. - Jamie nigdy się tak nie zachowywał, Hero. Coś musiało wydarzyć się w Seattle. Może w szkole, hm?

- Na prawdę nie mam pojęcia.

- Okay - szepnęłam i spuściłam głowę.

- Hej - Hero chwycił moją brodę i uniósł mi twarz aby nasze spojrzenia się skrzyżowały. - Co jest?

- Może gdybym była tam z wami mogłabym mu jakoś pomóc i nie walczyłby teraz o życie. - Te ostatnie słowa ledwie przeszły mi przez gardło. Moje wargi drżały, ale starałam się nie rozpłakać.

- Kennedy... To w żadnym stopniu nie jest twoja wina i nie pozwolę ci zwalić tego na siebie. Nie było cię tam z ważnego powodu. - Hero założył opadający kosmyk włosów za moje ucho.

- Z tego wszystkiego nawet nie spytałam jak ty się czujesz - rzuciłam, rękawami swetra ocierając łzy z policzków, którym mimo oporu udało się wydostać. - Wiem, że nie miałeś najlepszych relacji z Seanem, ale ty też straciłeś brata.

Hero spiął się momentalnie i odwrócił głowę w bok.

- Przez tego brata straciłem również nienarodzone dziecko i niewiele brakowało żebym stracił ciebie - wycedził przez zaciśnięte zęby, ale po chwili westchnął, rozluźniając szczękę.

- Możesz mi powiedzieć - zapewniłam go widząc, że ewidentnie ugryzł się w język.

- Chciałbym móc wygarnąć mu to w twarz. Pewnie nawet nie dopuściłbym go do głosu, ale myśl, że to i tak jest już niemożliwe... - Westchnął ciężko, po czym kontynuował. - Jestem zły na ojca, Ken. Jestem też zły na siebie za to, że nie udało mi się ciebie... was ochronić.

Delikatnie ujęłam jego policzki w dłonie i zmusiłam do spojrzenia w oczy. Kciukiem gładziłam jego kość policzkową.

- Nikt nie mógł nas ochronić, Hero.

Brunet westchnął ciężko, bo wiedział, że miałam rację.

Wszyscy wstali na baczność gdy zza drzwi działu oiomu wyszli Montez i Abigail. Wstrzymałam oddech obawiając się najgorszego scenariusza.

- Nic mu nie jest - rzucił wujek Montez nie chcąc trzymać nas w niepewności. - Stracił przytomność przez promile we krwi i uderzenie, ale jest jedynie poobijany.

Ciocia Abby rozpłakała się, a ja dopiero wtedy odetchnęłam, odruchowo tuląc się do Hero, który mocno mnie ścisnął.

- Dzięki bogu.

VendettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz