5

477 29 9
                                    

Kennedy

Dzień przed Świętami Bożego Narodzenia, w Wigilię, w domach rodziny Romero zapanował chaos.

Babcie obawiały się, że przez zaistniałe wydarzenia nie wyrobią się z kolacją. Wszyscy za wszystko zabrali się dopiero dzisiaj. Tata i wujek Montez zdobili domy, po kolei. Utknęli przy domu Monteza i Abby, ponieważ ciotka Abigail miała bardzo specyficzny gust co do dekoracji świątecznych, a Montez nie potrafił jej odmówić.

Ciocia Violet razem z Niną szykowały kreacje dla nas wszystkich, mama gotowała ajerkoniak, który obiecała tacie, a Sebastian chodził z kąta w kąt aby uniknąć obowiązków.

Nie tylko zbliżające się święta wywoływały tak ogromne napięcie w nas wszystkich. Dzisiaj ze szpitala miał wyjść Jamie, którego, poza jego rodzicami, nikt z nas nie widział od czasu wypadku. Reszta rodziny raczej martwiła się o jego zdrowie. Mnie natomiast najbardziej męczyło jego samopoczucie i to, co spowodowało, że tak bardzo się zmienił. A raczej kto to spowodował.

Rozmyślałam, nosem przyklejona do szyby, zapatrzona na puchaty śnieg za oknem, gdy poczułam wibracje w tylnej kieszeni jeansów. Wyjęłam telefon z nadzieją, że dzwoni Hero. Zawiodłam się widząc imię "Sam" na wyświetlaczu.

- Wiadomo już coś? - pisnęła mi do słuchawki.

- Dzisiaj wychodzi ze szpitala.

- A jak on się czuje? - spytała.

- To, że tak bardzo się przejmujesz stanem zdrowia Jamiego jest śmierdząco podejrzane. Mogę pomyśleć, choć to byłaby okrutna myśl, że to ty jesteś tą, która tak go załatwiła - pomyślałam na głos, ale w sumie nie miałam nic do stracenia.

- Chyba cię bóg opuścił, Romero - prychnęła. - Po prostu pomógł mi w pewnej sprawie i szkoda by było, gdyby tak marnie skończył przez jakąś sukę. Jamie jest na prawdę w porządku.

Choć inaczej bym to ujęła, musiałam zgodzić się z Sam w tej sprawie. Westchnęłam ciężko, palcem zataczając kółka na zaparowanej od mojego oddechu szybie.

- Mam nadzieję, że uda mi się ją znaleźć po powrocie do Seattle - przyznałam.

- Czyli wracasz do szkoły?

- Wracam po świętach.

- Ok. To jesteśmy w kontakcie, Romero - rzuciła tak po prostu i rozłączyła połączenie.

Zmiana stosunku Sam do mnie nadal mnie szokowała. Jeszcze kilka miesięcy temu była gotowa wygryźć mi gardło aby tylko Hero wybrał ją zamiast mnie. Teraz wolała zadzwonić do mnie i nawet nie pytała o dobrobyt mojego małżonka.

- Bo jesteś największym wrzodem na mojej dupie, Abigail. Dlatego nie powieszę już ani jednej zakichanej lampki na twoim pieprzonym domu. - Z tymi słowami tata wparował do domu, a zaraz za nią weszli Abby i Montez.

- Za bardzo się nakręcasz. To była jedna gwiazdka. - Abby wzruszyła ramionami, po czym zdjęła płaszcz i przekazała go Montezowi.

- Jedna gwiazdka? - Tata parsknął złowieszczym śmiechem. - Kolejną i ostatnią dekoracją jaka z moich rąk zawiśnie na twoim domu będziesz ty. - Zdjął kurtkę i odwieszając ją na wieszak zauważył mnie. - Siema, potworku - rzucił krótko i kiwnął do mnie głową, po czym poszedł do kuchni aby przywitać się z mamą.

- Ja myślę, że gwiazdek nigdy za wiele - oznajmiłam, podchodząc do siedzącej na kanapie Abigail.

- Nie podsuwaj jej pomysłów, Kenny. Jest na prawdę kurewsko zimno. - Wujek Montez ostrzegł mnie palcem, po czym sam zajął miejsce przy stole w jadalni.

VendettaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz