Rozdział XIV

68 5 1
                                    

Z dedykacją dla

Kolejnego dnia Ciri miała mieć kolejną lekcję z porfesor McGonagall, albowiem już niedługo dziewczyna miała rozpocząć proces przemiany w animaga. Musiała tylko poprosć profesora Snape'a o pomoc w uważeniu skomplikowanego eliksiru który miał być zwieńczeniem całego trudu który włożyła przez ostatnie miesiące w rozwijanie swoich magicznych zdolności. Na prośbę Minevry, Severus zjawił się w jej gabinecie tuż przed końcem dodatkowych zajęć.
- Severusie. Twoja podopieczna ma do Ciebie pewną sprawę.
- Profesorze. Chciałam Pana prosić o pomoc w uważeniu eliksiru, który da mi możliwość stać się animagiem.
- Rozumiem, że profesor McGonagall nauczyła cię już wszytskiego co potrzebne by transmutacja ta nie zakończyła się katastrofą?
- Oczywiście Severusie. Cirilla posiada niezbędną wiedzę oraz zdolności transmutacyjne. Inaczej nie zaprzątałabym Ci głowy.
- Cóż... . W mojej opini Panna Black sama poradziła by sobie z tym eliksirem. Choć ciężko mi to przyznać jest wybitną uczennicą. Dobrze. Dopilnuję Panny Black by spożądiła doskonały eliksir animagiczny. Zatem podczas kolejnej pełni włóż do ust iść mandragory, znajdziesz go w moim składziku.
- Oczywiście. Dziękuję profesorze.
- Skoro już wszystko ustalone moja droga, to możesz udać się do swojego dormitorium w celu przygotowania do Wigilii. Zobaczymy się na uczcie.
- Do widzenia Pani Profesor. Panie Profesorze.
Gdy wyszła z gabinetu profesor McGonagall już dało się wyczuć wspaniałe zapachy najróżinejszych potraw. Podczas wieczerzy dziewczyna smiała się z przyjaciółmi nie czując wcale sztywnej szkolnej czy domowej atmosfery jaka panowała u Malfoy'ów. Nim jednak dzień się zakońcyzł udała się do profesora Dumbledore'a. Chciała prosić o zgodę na skorzystanie ze szkolnej sieci fiu.
- Proszę. - usłyszała miły głos dyrektora.
- Dobry wieczór. Przepraszam, że przeszkadzam profesorze ale chiałabym prosić o zgodę na skorzystanie ze szkolnej sieci fiu by dostać sie do "domu". Muszę pilnie pomówić z wujem Lucjuszem o sprawie Hardodzioba.
- Och moja droga. Masz niezwykłe serce jak na osobę wychowaną przez Malfoy'ów. Z przykrością muszę stwierdzić, że prawdopodobnie na nic się zda wasz rozmowa ale jeśli nie spróbujesz to się o tym nie przekonamy. Oczywiście zgody udzielam. Przyjdz proszę tu jutro w południe. Udamy się tam razem, również spróbuję pomówić z Lucjuszem.
- Dziękuję Panie Profesorze. Dobrego wieczoru i Wesołych Świąt.
- Dizękuję Panno Black. Tobie również życzę Wesołych Świąt.
W poranek bożonarodzeniowy Black obudziła się stosunkowo wcześnie a przed sobą zobaczyła prezenty. Od Angeliny dostała książkę o niedopracowanych eliksirach na różne choroby, Remus podarował swojej chrześnicy śliczny wisiorek z wilkiem co było nawiązaniem do jej patronusa, Pani Weasley przysłała jej szmaragdowy sweter z dużą szarą literą "C" a bliźniacy podarowali jej nowe szczotki dla Kelpie i czaprak w barwach Slytherinu. Była zachwycona swoimi prezentami i miała nadzieję, że przyjaciołom rownież spodobają się podarki. Musiala tylko zapytać Fred'a i George'a co lubi ich mama bo na prezent od Molly nie była gotowa. Wstała z łóżka i odprawiła poranną rutynę po czym założyła czarne rurki białą koszulę a na nią wciągnęła sweter od Pani Weasley po czym wyszła z dormitorium i udała się do Wielkiej Sali. Tam czekali już na nią przyjaciele, ze zdziwieniem spostrzegli, że stoły poszczególnych domów przywarły do ścian, a pośrodku sali ustawiono jeden stół nakryty dla kilkunastu osób. Siedzieli już przy nim profesorowie Dumbledore, McGonagall, Snape, Sprout i Flitwick, a także woźny Filch, który rozstał się ze swoim nieśmiertelnym brązowym fartuchem i miał na sobie bardzo stary wypłowiały frak. Prócz nich było tylko troje uczniów: Harry, Ron i Hermiona.
-Wesołych świąt! - zawołał Dumbledore, gdy grupka przyjaciół podeszła do stołu.- Jest nas tak mało, że byłoby głupio. siedzieć przy osobnych stołach... Siadajcie, siadajcie!- Ciri usiadła jak najdalej Potter'a zachowując jednak stałe miejsce pomiędzy bliźniakami. -Niespodzianki! - zachęcił wszystkich Dumbledore, podsuwając koniec wielkiego srebrnego cukierka Snape'owi, który chwycił go niechętnie i pociągnął. Cukierek wystrzelił i rozpadł się, ukazując duży, spiczasty kapelusz czarownicy z wypchanym sępem na czubku. Black przypomniała sobie opowiastki pierwszoroczych o boginie Nevil'a. Snape zacisnął wargi i popchnął kapelusz ku Dumbledore'owi, który natychmiast włożył go sobie na głowę. -No to wsuwamy! - zawołał dziarsko, uśmiechając się do wszystkich. W między czasie spektakularnie przysiadła się do nich profesor Trelawney. Po zakończonym posiłku Ciri udała się do gabinetu dyrektora skąd mieli ruszyć do Malfoy Manor. Gdy już tam dotarli rodzina wstawała od stołu.
- Och kochanie. Jednak wróciłaś na święta! Jak miło, że profesor Dumbledore wyraził zgodę i odprowadził cię osobiście. Napije się pan profesor czegoś? A tobie skarbie za chwilę przyniosę talerz.
- Nie ma potrzeby ciociu. Przyjechałam tylko by zamienić kilka słów z wujem.
- Coś się stało?
- Owszem stało się. Ten bezmózgi bałwan narobił szumu a ty odrazu biegniesz do ministerstwa i skazujesz niewinne zwierzę na śmierć!
- Niewinne?! Mogłaś stracić rękę!
- Och nie udawaj, że cię to obchodzi. Już pokazałeś swoją troskę w ubiegłoroczne wakacje! Masz to odkręcić jasne?
- To wykluczone. Los hipogryfa został już przesądzony.
- Czy ty się dobrze czujesz?! Przesądzony?! Hagrid ma prawo apelacji.
- Niezależnie od tego co zrobi ten półolbrzym, hipogryf zostanie ścięty.
- Nienawidzę was! Ciebie i Dracona. Możesz się już więcej do mnie nie przyznawać. Nie ma takiej potrzeby. We wakacje również, już nie wrócę. Żegnaj ciociu. Profesorze Jestem gotowa.
- Jak sobie życzysz.
- Ale...
Nim Narcyza zdążyła jakkolwiek zareagować, Ciri w towarzystwie dyrektora zniknęła w płomieniach. Wyszli z kominka w gabinecie profesora Dumbledore'a a dziewczyna w mig zwróciła się ku niemu.
-Chciałam Pana przeprosić za mój wybuch w Pańskiej obecności profesorze. To było niestosowne jak i również moja kultura słowa były naganne.
- Nie przejmój się Cirillo. Sama zdajesz sobie sprawę ze swych błędów więc nie mam zamiaru Ci ich wypominać. A teraz uważam, że potrzebujesz toważystwa przyjaciół.
- Jeszcze raz przepraszam i dziękuję.
Po tych słowach opuściła gabinet, dyrektor miał rację. Musiała porozmawiać z pryjaciółmi by móc pozbierać myśli i dobrać słowa którymi miała przekazać Hagridowi nieprzyjemną nowinę.
- A to podły tleniony parszywy....
- Lepiej nie kończ George. Nie mogę uwierzyć, że to zrobił. Ehh. Sama nic nie wskóram w ministerstwie, skoro nie posłuchali Dumbledore'a to kto będzie chciał posłuchać wyjaśnień nastolatki w dodatku córki "mordercy".
- Nie łam się. To wina Malfoya nie twoja. Chodźcie przejdziemy się po błoniach.
I tak spędzali kolejne dni. Grali w najróżniejsze gry bądź przechadzali się po błoniach i odwiedzali Kelpie aż nadszedł początek nowego semestru. Dzień przed jego rozpoczęciem zjechali się uczniowie, którzy następnego ranka mieli wypełnić korytarze Hogwartu. W połowie stycznia była pełnia. Zgodnie z instrukcją profesor McGonagall i profesora Snape'a, Black włożyła do ust liść mandragory i trzymała tak do kolejnej pełni. Pod czujnym okiem Mistrza Eliksirów ślizgonka uważyła eliksir z którym mogła dokończyć przemianę. Profesor McGonagall nadzorowała cały proces a po jego zakończeniu udała się z Ciri do ministerstwa gdzie miała dotrzymać danego profesor słowa i wpisać się w rejestr animagów. Zgodnie z przypuszczeniami jej animagiczną postacią był wilk tak jak patronus. Nauczycielka transmutacji pękała z dumy, że mogła uczyć tak zdolną uczennicę.
W dzień meczu z krukonami Malfoy jak zwykle szukał zaczepki w Potter'a, Black nie mogąc już wytrzymać przerwała ich jakże błyskotliwą rozmowę.
- Czy twoja gęba się kiedyś zamyka Malfoy? A może ciotka wmontowała ci jakiś wyłącznik żeby cię znieść gdy wracasz do domu?
Stół Gryfonów ryknął śmiechem. Nawet przechodząca obok profesor McGonagall odchrząknęła dając tym samym dziewczynie reprymendę mimo wszystko uśmiejając się pod nosem. Malfoy natomiast zmróżył blade oczy i odszedł mrucząc pod nosem "zdrajczyni.
Zawodnicy domu lwa wyszli na stadion, witani gromkimi brawami i okrzykami. Drużyna Krukonów, ubrana w niebieskie stroje, stała już na środku boiska. Komentatorem był oczywiście Lee Jordan.
-Wystartowali! Wielkie podniecenie budzi we wszystkich Błyskawica, której w tym meczu dosiada Harry Potter z Gryffindoru. Według poradnika Jak wybrać miotłę to właśnie Błyskawica będzie modelem, na którym wystartują drużyny narodowe w tegorocznych mistrzostwach świata...
- Jordan, czy mógłbyś zająć się tym, co dzieje się na boisku? - przerwał mu głos profesor McGonagall.
-Tak jest, pani profesor... ja tylko podaję kilka dodatkowych informacji. Nawiasem mówiąc, Błyskawica ma wbudowany samoczynny hamulec i....
-Jordan!
-Okej, okej. Gryfoni przy piłce, Katie Bell leci, by zająć pozycję do strzału...
Harry śmignął obok Katie, szybując w przeciwnym kierunku. Cho
Chang trzymała się go dość blisko.
- Pokaż jej, co to jest przyspieszenie, Harry! - ryknął Fred, który przemknął obok niego, ścigając tłuczka zagrażającego Alicji. Harry okrążył bramki Krukonów i przyspieszył. Cho również zrobiła wiraż, ale pozostała w tyle. Katie zdobyła pierwszego gola w tym meczu, kibice Gryfonów wrzasnęli z uciechy.Potter zanurkował, Cho to dostrzegła i pomknęła za nim. W tym momencie pojawił się nie wiadomo skąd tłuczek, odbity przez jednego z pałkarzy Krukonów. Harry zrobił gwałtowny unik, tłuczek minął go o cal.
Z części trybun, w której siedzieli kibice Gryfonów, rozległo się donośne,,oooooch!", podczas gdy kibice Krukonów nagrodzili gromkimi brawami akcję swojego pałkarza. George Weasley zareagował natychmiast, odbijając tłuczka silnym uderzenim prosto w drugiego pałkarza Krukonów, który przetoczył się w powietrzu na plecy, żeby go uniknąć.
- Osiemdziesiąt do zera dla Gryfonów! Ach, popatrzcie na lot Błyskawicy! Teraz Potter pokazuje, co potrafi ta miotła! Jakie zwroty... .Chang nie ma żadnych szans na swojej Komecie. Niesamowita równowaga Błyskawicy, ta precyzja lotu...
-JORDAN! PRODUCENT BŁYSKAWIC ZAPŁACIŁ CI ZA REKLAMĘ? KOMENTUJ MECZ!
Krukoni zaczęli odrabiać stratę. Zdobyli już trzy gole, zmniejszając przewagę Gryfonów do pięćdziesięciu punktów - jeśli Cho uda się złapać znicza przed Harrym, wygrają mecz. Harry śmignął tuż obok ścigającego Krukonów i opadł niżej, gorączkowo przeszukując wzrokiem boisko. I oto... błysk złota, trzepotanie skrzydełek... Znicz okrążał bramki Gryfonów... Harry przyspieszył, nie spuszczając złotej plamki z oczu, ale w następnej sekundzie Cho pojawiła się przed nim jak duch, blokując mu drogę.
- HARRY, NIE JESTEŚ W SALONIE!-ryknął Wood, gdy Harry zboczył gwałtownie, by uniknąć zderzenia. - ZWAL JĄ Z MIOTŁY, JAK MUSISZ!
Harry szarpnął za rączkę Błyskawicy i wzbił się w górę, ponad resztę zawodników. Kątem oka zobaczył, że Cho leci za nim... najwidoczniej postanowiła go pilnować, zamiast samodzielnie szukać znicza. Znowu zanurkował, a Cho, sądząc, że dojrzał znicza, poszybowała za nim. Harry wyhamował ostro, podczas gdy Cho nadal pikowała, natychmiast wzbił się w górę z szybkością pocisku i zobaczył znicza po raz trzeci: tym razem złota plamka błysnęła nad boiskiem po stronie Krukonów.
-Och!-wrzasnęła Cho, wskazując na coś ręką.
Z dołu patrzyło na Harry'ego trzech czarnych, zakapturzonych dementorów. Sięgnął za koszulkę, wyciągnął różdżkę i krzyknął:
-Expecto Patronum!
Coś srebrnobiałego, coś wielkiego wystrzeliło z końca różdżki i pomknęło prosto ku dementorom. Harry nie zatrzymał się jednak, by na to popatrzyć. Wyciągnął rękę, wciąż ściskając różdżkę, i końcami palców schwytał małą, trzepoczącą się rozpaczliwie piłeczkę. Rozległ się gwizdek. Harry zrobił zwrot. W następnej chwili cała drużyna rzuciła się na niego z takim entuzjazmem, że o mało nie spadł z miotły. Z dołu dochodził ryk kibiców Gryffindoru.
Jak się w następnej chwili okazało na boisku nie było dementorów a jedynie Malfoy, Crabbe, Goyle i Flint próbujący uwolnić się z czrnych szat. A nad nimi stała profesor McGonagall; sądząc po jej twarzy, dostała ataku prawdziwej furii.
- Nędzna sztuczka! Niegodna, tchórzliwa próba wyłączenia z gry szukającego Gryfonów! Szlaban dla wszystkich, Slytherin traci pięćdziesiąt punktów! Możecie być pewni, że pomówię o tym z profesorem Dumbledore'em! O, właśnie idzie!
Jeśli cokolwiek mogło przypieczętować zwycięstwo Gryfonów, to tylko to. Ron, który przybiegł zdyszany, skręcał się ze śmiechu na widok Malfoya usiłującego rozpaczliwie wyplątać się z czarnej szaty, w której uwięzła głowa Goyle'a.
- Idziemy, Harry! - zawołał George, przepychając się przez zbiegowisko.- Balanga! W naszym pokoju wspólnym! Zaraz!
-Słusznie - rzekł Harry, czując się tak szczęśliwy, jak nie czuł się od dawna.
I cała drużyna, nie zdejmując szkarłatnych szat, opuściła stadion, kierując się ku zamkowi. Cieszyli się tak, jakby już zdobyli Puchar Quidditcha; zabawa trwała przez cały dzień do późnej nocy. Fred i George Weasleyowie w toważystwie Cirilli Black zniknęli na parę godzin i wrócili z kilkunastoma butlami kremowego piwa i dyniowego musu oraz kilkoma torbami słodyczy z Miodowego Królestwa.
- Jak to zrobiliście?-zapiszczała jakaś dziewczyna, kiedy George i Fred zaczęli rzucać w tłum miętowymi żabami.
-Z niewielką pomocą Lunatyka, Glizdogona, Łapy i Rogacza - szepnął Harry'emu w ucho Fred.
Tylko jedna osoba nie brała udziału w zabawie. Aż trudno w to uwierzyć, ale Hermiona siedziała w kącie, próbując czytać olbrzymią księgę pod tytułem Życie domowe i obyczaje brytyjskich mugoli.
- Hermiono czas odłożyć naukę. No dalej chociaż 10 minut. Przyda ci się zresetowanie umysłu.
- No nie wiem Ciri. Muszę jeszcze dziś przeczytać conajmniej kilka rozdziałów.
- Błagam cię dobra impreza przelatuje ci koło nosa. Do tego jesteś cieniem samej siebie. Potrzebujesz pomyśleć o czymś innym niż tylko nauka.
Balanga w wieży Gryffindoru dobiegła końca dopiero o pierwszej w nocy, kiedy pojawiła się profesor McGonagall w kraciastym szlafroku i siatce na włosach, nakazując wszystkim iść spać. W tłumie wypatrzyła jedną twarz nie pasującą do wychowanków jej domu.
- Black, za mną. Odprowadzę cię do lochów by żaden nauczyciel czy prefekt nie przyłapał cię na włóczeniu się nocą po zamku. - bez wachania dziewczyna zaczęła przeciskać się przez tłum ku profesorce transmutacji lecz w tłumie usłyszała głos Angeliny.
- Pani profesor?!
- Tak Jonsson?
- Czy Ciri może zostać na noc w moim dormitorium?
- Cóż... - McGonnagall zawachała się. - Ehh. W pożądku. Ale jeśli usłyszę jakieś chałasy...
- Nie będzie ich Pani profesor. Dobranoc. - by nie kusić losu czarnoskóra chwyciła ślizgonkę i zaciągnęła ją do swojej sypialni, pożyczyła ubranie w którym powinno byś jej wygodnie i udały się na spoczynek. Ciri jednak nie spała zbyt długo, obudziło ją dziwne przeczucie więc nikogo nie budząc zeszła do pokoju wspólnego Gryffindoru. Gdy chciała usiąść na kanapie przy kominku usłyszała krzyk z męskiej części dormitowiów. Szybko się zerwała i ruszyła w tamtym kierunku lecz na kogoś wpadła. Tym kimś był jej ojciec.
- Tata?! - krzyknęła szeptem - Ale co ty tu robisz? Z resztą nie ważne musisz uciekać wszędzie są dementorzy.
- Ciri.. córeczko...
- Nie teraz uciekaj. Kocham cię. Bądź ostrożny.
Black ucałował krótko głowę córki, wtem zmienił się w czarnego psa i wybiegł z wieży Gryffindoru. Ciri ruszyła dalej w kierunku krzyków gdy dotarła do odpowiedniego dormitoium otwarła drzwi i zobaczyła przerażonego Rona wykrzykującego, że widział Syriusza Black'a z nożem.
- A ty co tutaj robisz? Może to ty wpuściłaś swojego tatusia, żeby dokończył dzieła.
Coraz więcej uczniów schodziło się by zbadać sytuację wszyscy myśleli że Ron sobie wszystko wymyślił lub przyśnił. Krzyki uczniów zbudziły profesor McGonagall.
-Tego już za wiele!
Weszła, trzasnęła portretem i potoczyła po pokoju wściekłym wzrokiem.
- Jestem zachwycona z wygranej Gryffindoru, ale to już przestaje być zabawne! Percy, tego się po tobie nie spodziewałam!
- Nie mam z tym nic wspólnego, pani profesor! - powiedział Percy, prostując się z godnością. Właśnie im mówiłem, żeby wracali do łóżek! Mój brat Ron miał koszmarny sen i...
-TO WCALE NIE BYŁ SEN! PANI PROFESOR, OBUDZIŁEM SIĘ, A NADEMNĄ STAŁ SYRIUSZ BLACK Z NOŻEM W RĘKU! -Profesor McGonagall przyglądała mu się badawczo.
- Nie bądź śmieszny, Weasley, a niby jak mógł się przedostać przez dziurę w portrecie?
-Jego niech pani zapyta! - krzyknął Ron, wskazując drżącym palcem Sir Cadogana. - Niech go pani zapyta, czy widział...
Patrząc podejrzliwie na Rona, profesor McGonagall pchnęła portret i wyszła przez dziurę. Wszyscy nasłuchiwali, wstrzymując oddech.
-Sir Cadoganie, czy niedawno wpuścił pan do wieży Gryffindoru jakiegoś mężczyznę?
-Tak jest, łaskawa pani! - zawołał ochoczo Sir Cadogan. Teraz zrobiło się cicho również po tamtej stronie ściany.
-Co?... Wpuścił pan?! - rozległ się po chwili glos profesor McGonagall. -A... a hasło?
- Znał je! -odrzekł z dumą Sir Cadogan. Miał listę z hasłami na cały tydzień, moja pani! Wszystkie mi odczytał!
Profesor McGonagall przelazła z powrotem przez dziurę i stanęła przed oniemiałym tłumem. Była biała jak kreda.
-Który z was...-zaczęła rozdygotanym głosem. -Co za bałwan zapisał sobie hasła na cały tydzień i zostawił gdzieś listę na wierzchu?
Odpowiedziało jej milczenie przerywane cichymi piskami przerażenia. A potem Neville Longbottom, dygocząc od stóp do głów, powoli podniósł rękę.

KŁAMSTWAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz