4. Pociągająca nieśmiałość

16 3 3
                                    

Tak jak obiecałem po wyjściu z klubu trzymałem od chłopaka pewien dystans.

- Będzie ci przeszkadzało jak zapalę? - spytałem wyjmując fajki z kieszeni.

- Takie gówno? - zaśmiał się, a ja teatralnie złapałem się za serce - czekaj dam ci lepsze - powiedział i podał mi Marlboro Gold'y. Przewróciłem oczami i wziąłem jednego szluga od nieznajomego chłopaka. Odpaliłem papierosa i zaciągnąłem się nim. Był o wiele lepszy niż moje, ale nie stać mnie na takie. To znaczy stać jako tako, ale wolę kupić tańsze i zaoszczędzić niż wydać wszystko na swój nałóg.

- Skąd w ogóle je masz? Nie wyglądasz na palacza - powiedziałem, bo tak wyglądała moja obserwacja. Miał lśniące białe zęby i pachniał kwiatami. Jeszcze nie wiem jakimi, ale spodobał mi się ten zapach. To nie przypominało palacza. 

- Nie palę. Noszę przy sobie, bo czasami pożyczam znajomym lub nieznajomym tak jak tobie - zaśmiał się i niepewnie sam zmniejszył naszą odległość ciągle idąc do przodu - chłodno dzisiaj - skomentował po chwili tak jakbym miał coś z tym zrobić. 

- Trochę tak. Aczkolwiek ja pogody nie kontroluję - powiedziałem poprawiając swoją bluzę. - Ładne niebo dzisiaj - i właśnie w tym momencie dostrzegłem jedną najjaśniejszą gwiazdkę. Szybko chwyciłem się za łańcuszek i uśmiechnąłem do siebie. Zapomniałem o tym wspomnieć, że noszę coś na szyi? Możliwe. Podobno tata przygotował dla mnie prezent na 8 urodziny i był to łańcuszek z puzzelkiem. Nigdy nie potrafiłem zrozumieć dlaczego akurat puzzelek. Może kiedyś mi się uda to rozszyfrować. 

- Interesujesz się astronomią? - spytał mnie brunet widocznie widząc jak zamyślam się patrząc w gwiazdy i uśmiecham się jak nienormalny sam do siebie. Wyrzuciłem papierosa depcząc go.

- Można tak powiedzieć. Może kiedyś Ci opowiem jak uda nam się utrzymać kontakt. - powiedziałem zerkając na niego i chowając dłonie w kieszeniach.

Szliśmy dłuższą chwilę w ciszy co pozwoliło mi na zamyślenie się w tym co moglibyśmy zrobić zamiast iść nudno przed siebie. To było takie zwyczajne. Nie interesujące. 

- Chcesz zrobić coś szalonego? Mówiłeś, że brakuje ci wrażeń, więc chodź - pociągnąłem go ze sobą przez co obaj zaczęliśmy biec co jakiś czas śmiejąc się. Na początku Marek był spięty, ale w końcu zrozumiał, że nie mam w planach zrobić mu krzywdy. Dobiegliśmy na górkę. Ładny widok, ale nie po to tu go zaciągnąłem.

- Co my tu robimy tak właściwie? - zapytał w końcu chłopak, który ciągle marznął. 

- Planuję Cię przerobić na organy, a tu na pewno nikt Cię nie usłyszy - powiedziałem dostrzegając strach w błękitnych oczach. - Żartuję przecież. Gdzieś tutaj schowałem z kolegami kilkanaście petard. Możemy je wystrzelić - powiedziałem szukając w krzakach wymienionego przedmiotu. 

Po chwili chłopak dołączył do poszukiwań. Są! Wyjąłem kilka sztuk, a resztę ponownie schowałem. To niesamowite, że nikt nadal tego stąd nie zabrał - wierzysz w przeznaczenie? -zapytałem po  chwili wyjmując z kieszeni pogniecione kartki i ołówek, a raczej odłamek.

- Czemu o to pytasz? - spojrzał na mnie jak na jakiegoś kosmitę, a ja w ciszy czekałem na odpowiedź. - Chyba wierzę. Może nie tak do końca, ale uważam, że jeżeli jest coś nam pisane to to się wydarzy choćbyśmy nie wiem jak bardzo od tego uciekali. 

- A masz jakieś marzenia? - zadałem od razu drugie pytanie. 

- Mam, czemu tak o to wypytujesz? 

- Chcę,  żebyś zapisał je na kartce. Ja też to zrobię. Doczepimy to do naszych petard i wyślemy nasze marzenia w gwiazdy licząc, że one pomogą nam w realizacji tego czego najbardziej chcemy - powiedziałem dumny z siebie. Brunet się lekko zaśmiał i wziął ode mnie przedmioty, aby zapisać coś na skrawku kartki. - co piszesz? - spytałem patrząc na niego, bo miałem tylko jeden ołówek, więc musiałem czekać na swoją kolej. 

- Nie interesuj się. Jak ci powiem to się nie spełni. Życzeń się nie mówi - fuknął pokazując mi język na co ja poczułem przyjemne ciepło w podbrzuszu. Też tak robiłem czasami. Zaśmiałem się cicho i czekałem na swoją kolej. 

W końcu obaj napisaliśmy coś na karteczkach. Czy powiem wam co napisałem? Nie, bo jak powiedział Marek,  życzeń się nie mówi, bo się nie spełnią. Przyczepiliśmy karteczki odpowiedno do petard i po chwili je odpaliliśmy. Na niebie po chwili błysnęły piękne dwa kolory. Morski i ciemny granatowy. Odcienie niebieskości, a ja poczułem się jakbym już kiedyś przeżywał to uczucie. Jakbym już kiedyś to robił i wiedział co się zaraz wydarzy, ale nie wiedziałem. Nie wiedziałem co się dalej wydarzy. Po prostu cieszyłem się chwilą jaka była tu i teraz. 

Ciszę zachwytu przerwało kichnięcie mojego towarzysza. No tak. Mu nadal jest zimno. Zdjąłem z siebie bluzę i mu podałem. 

- Cieplej ci się zrobi. Oddasz mi jak odprowadzę Cię pod dom - powiedziałem wzruszając ramionami i przechylając lekko głowę na lewo jakby to miało pomóc mi w przekonaniu go. 

Po chwili namów chłopak założył bluzę i kaptur na głowę. Ręce schował do kieszeni. Nie była na niego jakoś bardzo za duża, ale uważam, że mógłby nosić rozmiar mniejszą. 

- Rzucałeś kaczki? - spytałem po chwili dostrzegając jezioro w dole górki.

- Co robiłem? Czemu miałbym rzucać zwierzęciem? - spytał zdziwiony, a ja spojrzałem na niego w totalnym szoku. 

- Muszę Cię tego nauczyć. Jestem mistrzem! - powiedziałem ciągnąc go, aż nad jezioro. W końcu wziąłem kamyczek i rzuciłem go tak, że ten odbił się od tafli wody kilka razy. Chłopak obserwował moje ruchy. 

Po chwili sam spróbował rzucić, ale jego kamyk od razu się zatopił. 

- Nie tak. Patrz - pokazałem mu jeszcze raz, ale bezskutecznie. Westchnąłem ciężko i podszedłem trochę do niego - Mogę? - brunet jedynie kiwnął głową. Przysunąłem się do niego i ustawiłem go. Wziąłem jego rękę w swoją i pomogłem mu wykonać odpowiedni zamach dzięki czemu udało mu się. Uśmiechnąłem się szeroko dumny z niego. 

- Dziękuję - szepnął jakby zatopiony w swoich myślach podziwiając swoje odbicie w wodzie. Tylko czy chodziło o odbicie? Nie wydaje mi się. Jestem pewny, że widział tam coś czego ja nie potrafiłem dostrzec. Coś jego, czego nikt mu nie odbierze. Ta wyjątkowość, którą on doświadcza, a ja mogę jedynie być przy nim ciesząc się, że nie jestem jedynym, który posiada coś swojego. W końcu nie uważam się za jakiegoś dziwaka. Uśmiechnąłem się na to w myślach. 

Grzeczni chłopcy trafiają do nieba - Historia tego jak pokochałem aniołaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz