W końcu nadszedł dzień powrotu do naszego miasta. Eh... Wszystko co dobre szybko się kończy. Około 5 zaniosłem nasze rzeczy do auta. Marek nadal spał, więc go ostrożnie też zaniosłem do auta. Nie spałem w nocy, więc chciałem wyjechać jak najszybciej.
Wsiadłem za kierownicą i od razu ruszyłem. Kocham wschody słońca. Są piękne. Większość ludzi po śmierci chce być zachodem słońca, lecz ja marzę, by być wschodem. Bo zachód widzą wszyscy, na wschodzie są nie liczni, a to przecież wschód jest początkiem i bez niego by nie było końca.
Nim się obejrzałem wróciliśmy do domu. Marek dopiero teraz się obudził. Przetarłem oczy i spojrzałem na niego z uśmiechem.
- Hej śpiochu, jesteś w domu - powiedziałem obserwując go.
- Hej, szkoda, że wróciliśmy - ziewnął, rozciągając się. - Łuki? Co robisz za tydzień? Chciałbym Cię gdzieś zabrać - zaproponował
- Nic. Mogę iść z Tobą gdziekolwiek chcesz - powiedziałem. Pożegnaliśmy się. Pragnąłem przyciągnąć go do pocałunku, ale tego nie zrobiłem. Rzuciłem po prostu "pa" i obserwowałem jak chłopak odchodzi. Od razu pojechałem do domu Kuby.
Na pewno śpi. Obchodzi mnie to? Nie. Włączyłem sobie w radiu piosenkę, która od razu poprawiła mi humor. "Hotel Room Service - Pitbull" Uwielbiam to. Ciekawe czy Kubuś nadal gniewa się za to, że pożyczyłem samochód. Na pewno nie.
Zaparkowałem pod jego domem i od razu ruszyłem do środka. Wszedłem bez pukania. Na szczęście nikogo narazie nie było w domu. Wszedłem do pokoju blondyna i O KURWA! Od razu wyszedłem. Przeszkodziłem mu w bardzo intymnej scenie z jakąś dziewczyną. Nie wymażę tego obrazu z pamięci już nigdy.
Muszę ograniczyć takie wchodzenie bez pukania, bo jak się okazuje ktoś może pukać coś innego niż drzwi...
Od razu poszedłem do kuchni. Eh... Spędziłem jakieś 2 godziny czekając w kuchni na przyjaciela. Ma kondycję jebany. Znaczy w tym czasie też pożegnał się z dziewczyną dzięki czemu zostaliśmy sami. Blondyn podszedł do mnie i chciał zbić piątkę, ale od razu zabrałem rękę.
- Nie wiem gdzie te palce wcześniej wkładałeś. Ograniczę kontakt z tobą na razie - chłopak przewrócił oczami na moje słowa. Od razu oddałem mu kluczyki od auta - niedługo zabiorę swoje rzeczy z auta.
- No ja myślę. Nie rób tak więcej debilu. To, że cię lubię nie oznacza, że możesz tak sobie brać moje auto - skomentował nalewając sobie soku do szklanki.
- Jak to nie? - zaśmiałem się na co ten mnie uderzył w bark. - Ała debilu - zacząłem masować to miejsce.
- O czym chcesz gadać? Wiem, że coś cię trapi. Mów prosto z mostu o co ci chodzi. - powiedział upijając łyk picia
- Chodzi o to, że... sam nie wiem. Rozmawiałem ostatnio z tatą. Wiem, że tego nie rozumiesz, ale ja wiem, że przy mnie był tamtej nocy. Słuchał mnie. Wyjaśnił mi o co chodzi z tym łańcuszkiem i... Chodzi mi o to, że... Dlaczego jestem taki... dziwny? Czemu nie mogę być normalny? - spytałem smutniej ściszając ton głosu.
- W jakim sensie normalny? Jesteś zajebistym gościem. Każdy kto cię zna to przyzna. Nie musisz się dla nikogo zmieniać Łukasz. Powiedz mi o co tak naprawdę chodzi. O tego Marka?
Pokiwałem głową. Dopiero po chwili postanowiłem coś powiedzieć.
- Jak ktoś tak dobry mógłby chcieć być ze mną? Z biednym dzieciakiem, który jest zły z natury - powiedziałem retorycznie. Przyjaciel zamiast mi odpowiedzieć skierował moją rękę na klatkę piersiową.
- Bo nie liczy się to co masz na zewnątrz Łukasz, a to co masz w środku i co możesz mu zaoferować od siebie. Bezpieczeństwo, zrozumienie i zaufanie.
~~~~~TYDZIEŃ PÓŹNIEJ
- Dokąd mnie ciągniesz? - spytałem idąc z opaską na oczach. Mocno trzymałem Marka za rękę, bojąc się, że zaraz się przewrócę.
- Zaraz będziemy. Zaufaj mi - zachichotał. Po chwili pozwolił mi odsłonić oczy. Byliśmy przy jeziorze - wsiadaj - powiedział pokazując łódkę. Od razu bez pytań wsiadłem. Chłopak tak samo.
Przypomniała mi się scena z Małej Syrenki.
- Czemu akurat tutaj przyszliśmy? - spytałem, gdy odpłynęliśmy kawałek od brzegu.
- Bo lubisz gwiazdy, a ja wodę. To idealnie połączenie dla nas obu Łuki. Ja mogę zachwycać się pięknem tafli wody, a ty niebem nocą - powiedział, a ja poczułem te przyjemne ciepło w całym ciele.
- Dziękuję - szepnąłem. Rozejrzałem się po niebie. Nie było go dziś. Nie było... - czemu tak lubisz wodę? Musi być w niej coś niezwykłego. Coś co dostrzegasz ty i cię fascynuje.
- Wiesz... Nie myślałem o tym. Chyba chodzi o to, że tak naprawdę nie wiadomo co kryje się w głębinach. To jest przerażające i niesamowite jednocześnie. Tak samo jak odbicie w wodzie. Niesamowite to jest. Tak prosta sytuacja, a ile myśli!
Cały czas na niego patrzyłem. Wyglądał tak idealnie. Księżyc idealnie oświetlał jego porcelanową cerę. Wyglądał jakby otaczała go magiczna poświata. Jakby był aniołem. Zadziwia mnie to. Ja natomiast czułem się strasznie ciężko. Czułem się potwornie. Jakbym był bestią.
W pewnym momencie coś gwałtownie uderzyło nam w łódź. Od razu złapałem Marka, aby upewnić się, że jest bezpieczny. Po chwili to stało się ponownie tylko, że tym razem wywróciła nam się cała łódź. Japierdole!
Dosłownie przykryła nas łódka. Byliśmy pod wodą. Szybko wypłynąłem, ale Marka nigdzie nie było. Cholera! Zacząłem panikować. Łukasz spokojnie!
Tato proszę, błagam Cię pomóż mi go odnaleźć. On nie może utonąć! Nie może! Zacząłem bezradnie się rozglądać. Nigdzie go nie było!
Od razu zanurkowałem pod wodę. Mam! Chłopak ze stresu stracił przytomność i powoli opadał na dno. Na szczęście nie było tu bardzo głęboko, więc szybko podpłynąłem i zacząłem go wyciągać na górę. Od razu z nim zacząłem płynąć do brzegu. Udało się!
Położyłem go na piasku i sprawdziłem mu oddech. Żył! Od razu się rozpłakałem.
- Nie strasz mnie tak więcej Maruś co? - załkałem - nie chcę cię stracić. Nie wybaczyłbym sobie tego nigdy. Jesteś jeszcze taki młodziutki. - dodałem. Chłopak ciągle był nieprzytomny - Jeszcze będziesz się ze mną męczył - przytuliłem się do niego bezradnie bojąc się, że mimo wszystko chłopak umrze.
Po chwili usłyszałem kaszel. Od razu się odsunąłem od niego. Uśmiechnąłem się przez łzy. Żyje!
- Spokojnie. Oszczędzaj oddech. Zaniosę Cię do domu, żebyś nie zmarzł - powiedziałem ostrożnie biorąc go na ręce.
- Płakałeś - wyszeptał, gdy z nim szedłem - dziękuję, że mnie uratowałeś - dodał po dosłownie chwili. - Twoje łzy... Są takie czyste, prawdziwe... Jesteś bardzo dobrym człowiekiem Łukasz. Widać po tobie, że nie jesteś obojętny na krzywdę innych - powiedział i zamknął oczy.
Jesteś bardzo dobrym człowiekiem Łukasz... Czy to możliwe, abym się zakochał? Możliwe, abym był godny zaufania? Dlaczego życie jest takie trudne i nic nie może być proste? Spojrzałem ostatni raz tego wieczoru w niebo. Szepnąłem ciche dziękuję i przyspieszyłem krok, aby odprowadzić Marka do jego domu. Nie mogę pozwolić, aby zachorował. Nie mogę pozwolić, aby ktokolwiek skrzywdził tą porcelankę.
CZYTASZ
Grzeczni chłopcy trafiają do nieba - Historia tego jak pokochałem anioła
RomanceNigdy nie wierzyłem w przeznaczenie. Żyłem chwilą, bo wszystko co znałem przemijało. Wszystko kiedyś się skończy. Pieniądze, sława, rodzina to wszystko kiedyś przeminie. Jedyne co jest wieczne to moje uczucia do tego chłopaka, który raz na zawsze za...