Błędy niesprawdzane.
Ktoś się cieszy, że wracam z nowym rozdziałem?
***
Teo nigdy nie marzył o posiadaniu jakiegoś zwierzątka. Już jako czterolatek zdawał sobie sprawę, że drażnienie ojca kolejnym stworzeniem, które samodzielnie przemieszcza się po domu, je, pije i co najgorsze wydaje jakieś dźwięki, to najprostsza droga do kłopotów. Nott Senior nie znosił w zasięgu swojego wzroku i słuchu niczego i nikogo. Najszczęśliwszy był, kiedy znikał w bibliotece bądź pracowni, która służyła mu do tworzenia kolejnych przeklętych przedmiotów.
Całkowicie gardził towarzystwem swojej żony, a samego Teodora tolerował jedynie dlatego, że potrzebował dziedzica. Na pewno nie miał wobec niego ciepłych uczuć, ale nienawidził go odrobinę mniej niż innych ludzi wokół siebie. Każdy, kto nie był użyteczny był w jego mniemaniu zbędny.
*
Czuł się trochę wytrącony z równowagi, gdy kudłyń spacerował swobodnie po ogrodzie. Cały czas miał wrażenie, że ojciec stoi za jego plecami. Irracjonalne, ale cholernie nieprzyjemne uczucie.
Kudłyń próbował podgryźć żywopłot i wyraźnie nie spodobało mu się, że krzew ma dosyć pokaźne kolce. Niestety nie wszystkie rośliny miały tak doskonałą ochronę, a Teo nie chciał, żeby z ogrodu została ruina, więc musiał pomyśleć o innym, lepiej dostosowanym miejscu dla nowego lokatora. To nie było domowe zwierzątko. Najodpowiedniejszym miejscem wydawały się stajnie, które i tak od lat świeciły pustkami.
*
Pierwsze dni wakacji spędził w samotności, głównie dlatego, że tak chciał. Próbował dojść do ładu z samym sobą i obowiązkami, które spadły na niego po śmierci głowy rodu. Bycie ostatnim Nottem w Wielkiej Brytanii trochę go przerażało. Oczywiście miał dalszych i bliższych kuzynów, zarówno ze strony ojca jak i matki. Jednak żadne z nich nie dzieliło z nim nazwiska. To sprawiało, że czuł się odrobinę... samotnie.
Nie potrafił powstrzymać się od kupienia kilku koni, by jego nowe zwierzątko nie czuło się równie osamotnione co on. Kudłyń zdawał się doceniać ich towarzystwo. W końcu przestał uciekać ze stajni do Dworu i z dziką radością biegał razem z młodymi po zagrodzie. Teo nadal nie był przekonany co do wypuszczenia ich na przylegające do części gospodarczej wielohektarowe pastwiska. Głównie dlatego, że stan ogrodzeń pozostawiał wiele do życzenia, a te kilka skrzatów, które wciąż dla niego pracowało, miało wystarczająco wiele zajęć w domu. Osobiście nie zamierzał łapać za młotek, ani uczyć się odpowiednich czarów. Pozostało mu więc poszukać kogoś, kto faktycznie się na tym znał. Chociaż nie planował odnawiania tak wielkiej hodowli, jaką miał jego dziadek, to kilka, może kilkanaście anglików*, mogło nie być najgorszym pomysłem.
*
Mniej więcej w połowie lipca, piętrzące się na biurku pisma z banków i kilku zagranicznych inwestycji, które wymagały od niego zgody na kontynuację bądź wycofania środków, zostały uporządkowane. Każda nawet najmniej istotna zaległość uregulowana, każdy dokument wymagający jego podpisu otrzymał stosowną parafkę. Odwiedził nawet Gobliny, aby na własne oczy zobaczyć, co zostało z wielopokoleniowego majątku. O ile stan złota mniej więcej znał, tak nie miał pojęcia, co stało się z niektórymi obrazami bądź artefaktami. Łudził się, że przynajmniej kilka wciąż znajduje się w skrytce. Ojciec miał skłonność do wydawania bajońskich sum na swoje pokręcone eksperymenty, a jakby tego było mało Voldemort korzystał z pieniędzy swoich sług, jakby należało do niego. Cóż... prawdopodobnie tak właśnie myślał, bo skoro ci ludzie należeli do niego, to ich majątki również.
CZYTASZ
Ząb, nochal I zbiegły kudłyń/Harry Potter/Teodor Nott
FanficKolejna powojenna historia z rodzaju: "Co by było gdyby..." Harry tak naprawdę nigdy nie spotykał się z Ginny, mimo że cała czarodziejska społeczność byłaby przekonana, że i owszem. Teodor pomimo strachu zdecydował się żyć tak, jak chce, a nie tak...