47. friendzone ✅

7 1 0
                                    

Przyszła, gdy skończyłem płakać nad swoim losem. Roztrząsałem wszystkie "dlaczego", szlochając sobie, bo nie umiem się odnaleźć bez Koidu.

Eha zajrzała do mnie wieczorem. Zrobiliśmy sobie herbaty i oglądaliśmy Heartstopper kolejny raz. Potem zaplotłem jej warkocze i zaczęliśmy tańczyć do ostatniego albumu Enhypen. Bujamy się w rytm, dwójka poharatana przez życie, choć na chwilę możemy zapomnieć o naszych bliznach.

- Nie przejmuj się nim. - mówię jej, bo wiem, że jej myśli zdążyły uciec do Robina - Nie był ciebie wart, skarbie. Doskonale wiem, że wciąż go kochasz, ale on już otarł łzy.

- Widać to po nich - stwierdza ona - Idą naprzód, przynajmniej jakoś im wychodzą te próby, a my? Wciąż za nimi płaczemy, gdy nikt nie patrzy. Mówią, że to przejdzie, że kiedyś będzie lepiej... Ale czy to, kim jesteśmy teraz, jest bez znaczenia? A teraz zamierzam ryczeć przez Robina Aava, bo przesadził i mi jest smutno. 

- Cóż, ci z Aavów chyba mają to w krwi - wzdycham, boli to również mnie.

- Koidu nie miała prawa. - mówi mi Eha - Też na początku broniłam Robina, szukałam wytłumaczeń... tylko tak nie można cały czas. Namęczyłeś się już przez lata, a Koidu doskonale wiedziała, jakie słowa cię zranią. Wiem, że jej wybaczysz, ale nigdy nie zapomnisz sobie.

- Sama nie jesteś lepsza - zauważam i nie ma argumentów zaprzeczających. Między półsłówkami kryją się niewypowiedziane żale, które zamierzała ukryć przed światem. Jest jedną z najsilniejszych osób, które znam, choć radzi sobie w sposób, który niczego nie daje po niej poznać. 

Cóż, chyba to tak jest, gdy czujesz się niechciany/a, gdy wiesz, że jesteś kochany/a, ale tego nie czujesz, gdy każdy twój krok podlega krytyce i czujesz się winny/a za wszystko, jakbyś zajmował(a) za dużo przestrzeni samym egzystowaniem. Gdy już wpadniesz w tą toksyczną spiralę, może jest odwrót, ale ilu samych się go podejmie, póki ich ktoś nie wyciągnie do światła? Szukamy akceptacji, przywiązujemy się, gdy tylko ktoś okaże nam najmniejsza odrobinkę uwagi, wyglądamy miłości, która miałaby pomóc nam uwierzyć, że tak nie wygląda cały świat... 

I potem tak się kończy - ktoś, przy kim nie czujesz się jak porażka życiowa i wpadasz po uszy, tylko po to, by zaraz się rozczarować. Starczy, że ta osoba jest dla ciebie miła, nic poza tym nie musi robić - i już jesteś jak zakochany szczeniak. Ideał się sypie i sięga bruku? Nikt nie ostrzegał. 

- Robin wiedział, jak u ciebie jest - ciągnę temat, na który rzadko kiedy rozmawiamy. Nie chciałem wyciągać z niej tych wszystkich bolesnych wspomnień, ale prawda bywa gorzka. - Powiedziałaś mu wszystko, a on wciąż nie potrafił dostrzec więcej, niż wszyscy. Rzuciłaś wszystko dla kogoś, kto nawet cię nie znał, albo w pełni nie akceptował, więc co ci po takim uczuciu?

- Wiem jak zarazem wygląda i jak nie wygląda miłość. - odpowiada, choć było to pytanie retoryczne. - Potwierdzisz, prawda? Zatracasz siebie, czujesz, że możesz rzucić wszystko i zarazem przemierzyć cały świat... Ale i ty i ja doświadczyliśmy wielu rzeczy, które, tak, powiem to i już, pokazały, jak toksyczne były nasze związki. Nie zaprzeczaj, twój z Koidu też, bardziej poplątanej i niezdrowej relacji dawno nie widziałam, a siedzę jak mysz między kotami w tej rodzinie od siedemnastu lat. 

Coś we mnie chce znaleźć jakikolwiek element na obronę tych niebieskich oczu... Ale każę się sobie zamknąć. Oczywiście, że wybaczyłem, od razu, tylko tym razem ból przygniótł mnie za mocno, by po prostu się pozbierać, otrzepać z kurzu i biec dalej. 

- Robin nie był lepszy, niż oni, krytykując cię za bycie sobą - zauważam, przez moment nie bojąc się silniejszych słów. - To też nie jest w porządku. 

Like Hate LoveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz