11) Gun

1.3K 52 6
                                    

Było wcześnie rano. Usłyszałam dzwonek od telefonu.

- Halo? - odezwałam się półprzytomna.

- Belly wychodź przed dom. Czekam na ciebie.

- Rafe, czy ty wiesz, która jest godzina? - przetarłam oczy.

- To pilne. Musimy szybko jechać po Barry'ego. Złaź na dół. - powiedział, po czym się rozłączył.

Ubrałam się i wybiegłam przed dom.

- Cześć. - chłopak dał mi buziaka na przywitanie. Zdziwiłam się.

- Hejka. - ubrałam kask i usiadłam tuż za nim, oplatając go rękami.

Ruszyliśmy w stronę domu Barry'ego.

***

- Słaba opcja. Jeśli tam wpadł, leży głęboko w toksycznym gównie, albo tam przy wylocie. - odezwał się kiteczek, patrząc na studzienkę. - Najlepiej to wypłukać, bo ja tam nie wejdę.

Udaliśmy się w kierunku zaworu wody.

- Tylko tak się dowiemy paniczyku. - Barry zdjął kłódkę.

Nagle ze studzienki zaczęły dobiegać dziwne odgłosy. Cała nasza trójka automatycznie spojrzała się w tamtym kierunku.

- Są w kanałach. - powiedział po chwili szatyn.

Podeszłam bliżej i zaczęłam przysłuchiwać się krzykom.

- To ta płotka Kiara. - poznałabym wszędzie ten jej żałosny głosik.

- Wypłuczmy ją. - Cameron powiedział do Barry'ego.

- Jeśli puścimy wodę, ona utonie. - chłopak zadrwił z tego pomysłu.

- Wiem. - niebieskooki odpowiedział mu z pełną powagą.

- Nie potrzebujesz więcej trupów, wiesz jak to się skończy? - ciemnowłosy próbował przemówić mu do rozsądku.

- Wymiękasz? To idź. - powiedział Rafe i podszedł do zaworu.

- Może ty mu coś powiesz? - kitek spojrzał się w moim kierunku.

- Nie zamierzam się bawić w twoje przestępstwa Rafe. Nie powinnam ci w ogóle wybaczać poprzedniego. Ogarnij się i spróbuj odzyskać tą broń bez zabijania. Przysięgam ci, jeszcze jeden wyskok i już mnie więcej nie zobaczysz. - byłam oburzona tym co chciał zrobić.

- Dobra masz rację, wracajmy. Idźcie już, a ja zaraz do was dojdę. Muszę się odlać. - odpowiedział szatyn.

- Pospiesz się. - powiedziałam i wraz z Barry'm odeszłam.

( Perspektywa Rafe'a )

Gdy poszli przekręciłem zawór, tym samym skazując tę płotkę na śmierć. Nie mogłem tak bezczynnie czekać, aż trafię przez nich do paki. Na szczęście Belly niczego nie wiedziała.

***

( Perspektywa Belli )

- Szukaliśmy wszędzie. - chłopak powiedział do ojca.

- Wiem, nie jestem zły. Tylko dlaczego wtajemniczyłeś w to córkę Thornton'ów? Nie za dużo masz kłopotów? - odpowiedział Ward.

- Niczego nie wygada, a bardzo mi pomogła. - spojrzał na mnie czule. - Skoro te płotki mają broń, możemy powiedzieć, że to John B ją ukradł. - zasugerował po chwili.

- A co z wozem? - dopytywał się jego ojciec.

- Zostawiłem na lotnisku.

- Idealnie. - stwierdził mężczyzna. - Dobra robota. Dziękuję. - chciał odejść, ale po chwili się cofnął. - Lecę jutro na Bahamy. Lecisz ze mną? - zapytał.

- Tak jest. - odpowiedział mu zdziwiony propozycją chłopak.

- Dobrze będzie się wyrwać. Potrzebuję wsparcia.

- Jasne.

- Jak długo was nie będzie? - postanowiłam się odezwać.

- Może polecisz z nami? - Rafe spojrzał pytająco na ojca.

- Jeśli niczego nie wygada to może lecieć. - zastanowił się Ward.

- To jak? Lecisz Belly? - zapytał się mnie szczęśliwy Cameron.

- Pogadam o tym z mamą. - uśmiechnęłam się do chłopaka.

- Świetnie. - złapał mnie za rękę.

- Czyli wy...? - zaczął jego staruszek.

- Można tak powiedzieć. - szatyn uśmiechnął się.

- No tak. - mężczyzna odwzajemnił uśmiech i odszedł zostawiając nas samych.

- Kocham cię Belly, wiesz? - Rafe przyciągnął mnie do siebie.

- Wiem. - spojrzałam mu w oczy, po czym go pocałowałam.

Zostało mi już tylko pogadać z mamą o Bahamach. Przekonanie jej może być bardzo trudne.

***

Wróciłam do domu. Było już dość późno, ale mama dalej siedziała w kuchni.

- Mamo, mam do ciebie nietypowe pytanie. - zaczęłam.

- Co jest córciu? - spojrzała w moim kierunku.

- Mogę lecieć jutro z Cameron'ami na Bahamy?

- Słucham? To żart, czy mówisz poważnie?

- Poważnie. Zaproponowali mi to, a ja bardzo bym chciała. - usiadłam na krześle.

- Nie ma mowy. Od kiedy ty niby się z nimi trzymasz, co? - zdenerwowała się.

- Od niedawana. Można powiedzieć, że jestem bardzo blisko z synem Ward'a. - postanowiłam jej to wyjawić.

- No proszę. Mimo tego nie możesz lecieć.

- Pozwól jej. - tata wszedł do kuchni. - Naszej rodzinie dobrze by zrobiło, gdyby Belly umawiała się z jego synem. Dzięki temu wyjazdowi możemy polepszyć interesy.

- Ty ciągle tylko o tych pieniądzach? Moje zdanie w tym domu już się w ogóle nie liczy?! - mama wkurzyła się jeszcze bardziej.

- Nie słuchaj matki Bella. Możesz z nimi lecieć. Tylko bądź grzeczna i nie zrób nam wstydu. - powiedział.

- Dziękuję tato, kocham cię. - przytuliłam go mocno i pobiegłam na górę się spakować.

___________

Zaczynamy 2 sezon

Jeżeli wam się podoba, zostawiajcie
gwiazdki, bo to mega motywuje :)

Dzięki za przeczytanie

ASSHOLE || Rafe CameronOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz