PROLOG

193 9 7
                                    

- To jest bez sensu, zmywam się!

Tymi słowami mój przyjaciel ogłosił mi swoją rezygnację z konkursu, do którego przygotowywał się od czterech miesięcy. Nie powiem, zaskoczył mnie tym nagłym telefonem, który jak się później okazało, został wykonany chwilę przed ogłoszeniem wyników. Na szczęście bardzo dobrze znałam swojego przyjaciela i wiedziałam, że tak na prawdę nie chce tego robić, tylko się stresuje.

- Miles, gdybyś rzeczywiście tak uważał, po prostu byś poszedł, ty jednak dzwonisz do mnie - powiedziałam spokojnie.  Po drugiej stronie usłyszałam westchnięcie i byłam pewna, że chłopak właśnie pociera sobie kark prawą ręką i patrzy gdzieś w lewo, tak jakby odwracał ode mnie wzrok, mimo że mnie tam nie ma. Widziałam go w takich sytuacjach już wiele razy i mogłabym wymieniać takie drobne szczegóły nawet o trzeciej nad ranem.

- Nie masz się czym przejmować, czekoladko, twój projekt jest świetny - Miles  prychnął, gdy usłyszał znienawidzone przezwisko, ale nic nie powiedział na ten temat. Na szczęście zdziałało ono swoje - chłopak trochę się rozluźnił.

- Szkoda, że nie możesz tu być... Gdyby nie ty mnie też by tu nie było! 

- Ja też chciałabym być tam z tobą, ale wiesz jak jest, wpuszczają tylko uczestników - odpowiedziałam. - Poza tym, to że tam jesteś to tylko i wyłącznie twoja zasługa.

- Gdybyś nie powiedziała mi o tej pomyłce w kodzie...

- To sam byś ją w końcu znalazł! - przerwałam mu. Miles znowu zamilkł. Wiedział, że mam rację - w momencie kiedy znalazłam błąd w jego oprogramowaniu był zbyt rozdrażniony by samemu to zauważyć, ale gdyby poczekał do następnego dnia jestem pewna, że to byłaby pierwsza rzecz, która rzuciłaby mu się w oczy. To była tak głupia literówka, że aż raziła.

- A może chciałabyś... - chłopak zamilkł nagle.

- Miles? - zapytałam, jednak odpowiedział mi jedynie szum po drugiej stronie. Nie byłam pewna co się dzieje, a chłopak nadal się nie odzywał.

- Miles, wszystko w porz... - moje pytanie zostało mi szybko przerwane.

- Aaaaaaa! Gwen! Gwen! Są już wyniki! - krzyknął mój przyjaciel, czym mnie wystraszył, przez co telefon wypadł mi z ręki prosto do miski pełnej wody. Akurat dziś zachciało mi się zadbać trochę o swoje ciało i zrobić sobie domowe spa! Właśnie z tego powodu nie robiłam takich rzeczy zbyt często. Teraz musiałam wyciągać swój stary, już kilka razy naprawiany telefon z wody z dodatkiem soli, w której to jeszcze przed chwilą moczyłam swoje stopy i modlić się o to by zadziałał. Niestety, linia do Boga była chyba zapełniona, bo zamiast jednego urządzenia, z wody wyławiałam właśnie mnóstwo pojedynczych elementów.

Westchnęłam sfrustrowana, gdy to zobaczyłam. Nie było mowy o tym, że dowiem się dziś jak dobrze został oceniony projekt Milesa. Normalnie poszłabym do jego domu i razem byśmy to obgadali, przy okazji naprawiając urządzenie, jednak dziś on był na konkursie, a ja obiecałam pomoc przy sprzątaniu, dekorowaniu i organizacji jutrzejszych odwiedzin ludzi, którzy są możliwymi nowymi rodzinami dla nas, dzieciaków z sierocińca. Nie byłam osobą niesłowną, więc naprawę telefonu musiałam odłożyć na inny dzień.

Czasem myślałam o tym, że kiedyś trafi się ktoś, kto rzeczywiście chciałby mieć mnie w swojej rodzinie. Wyobrażałam sobie jak to jest mieć rodzeństwo i rodziców, jak wyglądałyby nasze rodzinne tradycje. Lubiłam o tym myśleć, jednak z każdym dniem zmieniało się to raczej w nieosiągalne marzenie. Miałam już kilka takich sytuacji, kiedy myślałam, że ktoś na prawdę mnie zaadoptuje. Oni wszyscy byli bardzo mili i uśmiechnięci, lecz kiedy dochodziło do formalności, coś się nagle zmieniało i przy naszych następnych spotkaniach ci ludzie zachowywali się zupełnie inaczej. Byli spięci i niepewni, a ich uśmiechy były nieszczere i na końcu zawsze lądowałam w, można by powiedzieć, swoim pokoju.

Smutna i sama...

GhostspiderOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz