Gdy po powrocie do sierocińca powiedziałam Julii o moich planach na następny dzień, ona pozwoliła mi wyjść i cieszyła się razem ze mną. Julia jest jedną z nielicznych osób, z którymi dzielę się swoimi myślami, opiniami i marzeniami, więc wie również o moich obawach dotyczących odwiedzin, dlatego teraz tak ochoczo zgodziła się na moje plany - zapewne bym nie rozmyślała za dużo o kolejnej możliwie nieudanej próbie adopcji. Jeszcze przed moim odejściem do pokoju podkreśliła, że i tak muszę ogarnąć swoją część, choć obie wiedziałyśmy, że to zrobię.
Wieczorem posprzątałam mój pokój na błysk, mimo negatywnego nastawienia co do odwiedzin akurat w tym miejscu. Trochę mi to zajęło, ale byłam dumna z efektów. Przed pójściem spać nastawiłam sobie budzik na siódmą, by nie zaspać i mieć wystarczającą ilość czasu by wszystko załatwić na spokojnie.
Niedoczekanie moje.
Około godziny czwartej trzydzieści do mojego pokoju wtargnęła Lily, sześcioletnia szatynka, która zawsze w nocy przychodzi do mnie, ponieważ jestem najbliżej. Zazwyczaj powodem jej wizyty był koszmar, jednak tej nocy źle się czuła. Ja też nie czułam się najlepiej, jednak zwaliłam to na stres i ekscytację związane z późniejszym spotkaniem idola.
Mała weszła do pokoju z zamiarem przytulenia się, jednak w połowie drogi stanęła i zwymiotowała, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić. Musiałam na nowo wyczyścić podłogę i otworzyć okna, ale najpierw poinformowałam Julię o zaistniałej sytuacji. Na początku przestraszyła się, że nasze złe samopoczucie jest spowodowane jakimś wirusem, jednak gdy zobaczyła czerwoną plamę na moich spodniach od piżamy jej teoria została obalona.
Bolący brzuch Lily i mój niespodziewany okres musiały się złożyć i to jeszcze tej nocy! Przez to miałyśmy jeszcze więcej do sprzątnięcia - pościel i spodnie leciały do prania, a ja szukając nowych, luźnych ubrać wywaliłam połowę swoich rzeczy z szafy. W międzyczasie sześciolatka ponownie zwróciła pokarm. Koniec końców, skończyłyśmy z Julią wszystko ogarniać chwilę przed szóstą, ja musiałam przenieść się do innego pomieszczenia, ponieważ mój pokój się wietrzył i przez kolejne czterdzieści pięć minut nie mogłam zasnąć.
Budzik był zbawieniem, choć jednocześnie mnie dobił. Wstałam, zjadłam śniadanie i jak najszybciej ogarnęłam moją część budynku, by ledwo zdążyć na ostatni pociąg, który dowiózł mnie na czas. Gdy wysiadłam na odpowiedniej stacji i wyszłam z podziemi nie musiałam nawet pytać się innych ludzi o drogę, gdyż mój cel był widoczny z daleka. Skierowałam się w tamtą stronę, a będąc kilka metrów od wejścia zauważyłam dobrze znaną mi osobę.
- Hej Czekoladko! - przywitałam się z moim przyjacielem, na co on tylko wywrócił oczami i podszedł do mnie. Starał się udawać nieporuszonego użytą ksywką, jednak widziałam delikatny uśmiech, który później zniknął całkowicie, gdy oboje stanęliśmy naprzeciwko szklanych drzwi wejściowych, łapiąc się za ręce.
- W końcu nasze marzenie się spełni - powiedział chłopak lekko niepewnym głosem po chwili ciszy.
- Tak... - zgodziłam się, po czym spojrzałam na niego i zapytałam - Jak się czujesz?
On również na mnie spojrzał, choć po chwili odwrócił wzrok i westchnął.
- Jakbym miał zejść na zawał - odpowiedział szczerze - To dziwne uczucie, mieć marzenie, które nagle okazuje się możliwością, którą dostałeś. I cieszysz się jak nigdy w życiu, by w ostatniej chwili zacząć myśleć o odwrocie.
- Rozumiem co czujesz - szepnęłam, i spojrzałam znowu przed siebie, na najwyższy budynek w mieście. Czy się bałam? Nie. Mimo to umiałam wczuć się w sytuację Milesa, bo to co teraz czułam było trudne do opisania. Spotkanie idola, jakim był Tony Stark to niecodzienna sytuacja i miałam problem ze zrozumieniem, że to dzieje się naprawdę.
CZYTASZ
Ghostspider
FanfictionLos często jest przewrotny - daje nam uczucie kontroli tylko po to, by po chwili zrobić bałagan z naszego życia. Coś o tym wiem... Jestem Gwen Stacy. Gdy miałam pięć lat trafiłam do sierocińca. Choć nie pamiętam moich rodziców, czasem czuję ich brak...