Kolejne dwa dni minęły bardzo szybko. W skrócie - euforia, stres, niedowierzenie i dużo pakowania. Nie miałam wielu rzeczy, jednak nie było ich na tyle mało, by zmieściły się do jednej walizki. Musiałam zabrać ze sobą nie tylko ubrania, ale również moje książki, narzędzia oraz różne mniejsze bądź większe wynalazki i maszyny, których kształty nie pozwalały na normalne opakowanie i trzeba było kombinować. Na szczęście miałam zmienić szkołę, więc przewożenie podręczników mogłam sobie odpuścić.
W poniedziałek pojawił się Miles. Dostał staż i nie mógł się doczekać by mi o tym powiedzieć, a jako że mój telefon wciąż nie był naprawiony, postanowił przyjść do mnie po szkole. Najpierw rozemocjonowany zaczął mi wszystko nieskładnie opisywać i dopiero gdy skończył swoją opowieść zauważył, że mój pokój trochę opustoszał. Wtedy znowu się podekscytował i nadeszła moja kolej na gadanie. Zaśmiałam się z miny przyjaciela, gdy oznajmiłam, że adoptował mnie Stark. Mimo wszystko wciąż byłam zażenowana sytuacją, w jakiej zostałam o tym poinformowana, więc oszczędziłam mu szczegółów i razem wzięliśmy się za ogarnianie mojego "dobytku". Robiliśmy to aż do wieczora, dopóki mama chłopaka nie zadzwoniła do niego zamartwiając się, że jeszcze nie wrócił do domu.
Następnego dnia rano dopakowałam jedynie szczoteczkę do zębów oraz piżamę. Gdy zeszłam do jadalni dostałam moje ulubione śniadanie - naleśniki i kakao - a niektóre dzieci, które mnie kojarzyły, przyniosły mi laurki i obrazki przedstawiające mnie. Nie powiem, nie spodziewałam się, dlatego zrobiło mi się bardzo miło.
Na obiad również było jedno z najlepszych dań, które kucharz umiał zrobić. Było tak pyszne, że na myśl o braku możliwości zjedzenia tego ponownie poszłam do kuchni i poprosiłam go o przepis na to i inne specjały.
Przez cały dzień rozmawiałam z wieloma ludźmi, od dzieciaków którym pomagałam nauczyć się wiązać buty po dyrektorkę. Oczywiście nie mogłam pominąć Julii, z którą rozmawiałam najdłużej. To właśnie ona towarzyszyła mi do ostatniej chwili w sierocińcu.
Siedziałyśmy w jej gabinecie, gdy na korytarzu rozległ się dźwięk otwieranych drzwi. Od razu jak to usłyszałam, ucisk w klatce, który towarzyszył mi od kiedy się obudziłam, wzmocnił się. Nagle poczułam, że wcale nie chcę opuszczać tego miejsca i złapałam szybko Julię za rękę, jakby miała zabrać ode mnie wszystkie obawy.
- Hej - szepnęła do mnie i lekko ścisnęła mi dłoń, by zwrócić moją uwagę na siebie - Dasz sobie radę.
- No nie wiem... - westchnęłam. Postanowiłam całkowicie zrezygnować z udawania przed nią, że jestem twarda. Nie licząc Moralesów (głównie Milesa) Julia jest jedyną osobą, przy której mogę okazać słabość. Przez te 12 lat, które tu byłam, to właśnie ta kobieta stała się moją pewnego rodzaju przyjaciółką. Była przy mnie zawsze gdy jej potrzebowałam. Teraz to miało się zmienić, a ja nie byłam pewna, czy jestem na to gotowa.
- Za to ja to wiem. A ty musisz w to uwierzyć - stwierdziła, po czym wstała i pociągnęła mnie ze sobą. Wyszłyśmy na korytarz, gdzie brązowowłosy mężczyzna nosił moje pudła do auta. Był w średnim wieku oraz trochę grubszy i przy każdym schyleniu się po pudło wzdychał. Chyba nawet przeklinał pod nosem. Nie widział mnie, za to ja mu się przyjrzałam i zdziwiło mnie, że ma na sobie tylko garnitur. Nie jest mu zimno? Z tego co zauważyłam na dworze padał śnieg.
Chciałam pomóc mężczyźnie nosić pudła z moimi rzeczami, jednak gdy tylko pomyślałam o tym, że miałabym wynieść je z wiedzą, że już nigdy ich tu z powrotem nie wniosę stwierdziłam, że nie dam rady tego zrobić.
- Tu masz mój numer. Jak będzie potrzeba, dzwoń o każdej porze dnia i nocy - oznajmiła Julia, podając mi małą karteczkę i przyciągając na nowo moją uwagę - Schowaj to i nawet nie próbuj mi tego zgubić! - pogroziła żartobliwie, wypominając mi mój brak pamięci do numerów telefonu. Posłuchałam jej i włożyłam sobie świstek do kieszeni spodni, po czym zostałam zamknięta w szczelnym uścisku. Najpierw się spięłam, lecz po chwili odwzajemniłam go.
CZYTASZ
Ghostspider
FanfictionLos często jest przewrotny - daje nam uczucie kontroli tylko po to, by po chwili zrobić bałagan z naszego życia. Coś o tym wiem... Jestem Gwen Stacy. Gdy miałam pięć lat trafiłam do sierocińca. Choć nie pamiętam moich rodziców, czasem czuję ich brak...