Przykuty do samochodowej szyby, Will wypuścił powolny oddech, oddając się głębokiemu snu. Jego ciało było ciężkie od zmęczenia, osuwało się coraz niżej na siedzeniu, a ciepło wnętrza pojazdu działało niczym koc, otulając go i usypiając. Deszcz bębnił o dach samochodu, a rozmazane światła ulicznych latarni migotały za zamkniętymi powiekami.
Zmęczenie wzięło górę, gdy usłyszał ostatni dzwonek, Will wolnym krokiem powlókł nogami do samochodu Jonathan'a, nie zwracając uwagi na ciągłe gadanie Jane. Jej głos, budzący w nim ciepłe uczucia, teraz był tylko odległym szumem, w chaosie jego myśli. Chłopak czuł, jak zmęczenie zaciska na nim swoje szpony, spowalniając każdy ruch, każdą myśl. Pożegnał się z dziewczyną jedynie smętnym skinieniem głowy, nawet nie próbując skleić jakiejkolwiek odpowiedzi na jej słowa. Obiecał jednak, że zobaczą się następnego dnia, choć sam nie był pewien, czy zdoła się do tego zastosować.
Niestety, Jonathan nie byłby sobą, gdyby gwałtownie nie zahamował, wyrywając Will'a z snu i wprawiając go w stan absolutnego szoku. Chłopak nawet nie zdążył zareagować, zanim jego ciało poleciało do przodu, a twarz niemal zetknęła się z twardą powierzchnią przedniej konsoli. Serce podskoczyło mu do gardła, a z ust wyrwało się kilka przekleństw, ledwo stłumionych przez zaciśnięte zęby.
— Do diabła, Jonathan! — warknął, ale jego brat jedynie parsknął śmiechem, najwyraźniej zadowolony ze swojego małego żartu.
— Spokojnie, Will, jesteś taki spięty, że przydało ci się małe bum — rzucił Jonathan, uśmiechając się pod nosem i ponownie ruszając, jakby nic się nie stało.
Will rzucił mu ponure spojrzenie, masując obolałe ramię.
— Jeszcze raz coś takiego zrobisz, przysięgam, że wysiądę i pójdę piechotą.
— No dobra, dobra… — westchnął Jonathan, ale w jego oczach dalej błyszczała nuta rozbawienia — Po prostu wyglądasz jakbyś miał zaraz odlecieć. Śpisz odkąd wsiadłeś do samochodu.
— Nie śpię. Po prostu… Mam dość. Szkoły, ludzi, wszystkiego, co się dzieje wokół mnie — głos Will'a był cichy, pełen zmęczenia, a każde kolejne słowo wymagała od niego ogromnego wysiłku.
— Rozumiem, że czujesz się wyczerpany i wszystko cię przytłacza, ale nie możesz wciąż o tym mówić, nie rozumiesz? To nie pomoże, a tylko pogłębi twoje frustracje — ton głosu Jonathan'a był łagodny, ale z nutą zmęczenia, jakby sam miał dość słuchania tych samych narzekań.
— Co? — Will uniósł brwi, patrząc na niego z lekkim zdziwieniem. Jego oczy wciąż były zmęczone, ale z ciekawością zauważył, że w głosie brata brzmiała złość.
— Odkąd się przeprowadziliśmy, jedyne, co robisz, to narzekasz. Myślisz, że ja chcę tu być? — Jonathan nie patrzył już na Will'a wlepił wzrok w widok za przednią szybą samochodu.
— Co to ma w ogóle znaczyć? — Will poczuł, jak w jego wnętrzu narasta gniew. Jego palce zacisnęły się na krawędzi oparcia fotela. Nie rozumiał, dlaczego Jonathan nagle zmienił swoje nastawienie.
— Chciałbym, żebyś w końcu zrozumiał, że nie masz najgorzej, naprawdę. To tylko nowa szkoła, a nie koniec świata. Jeśli przestaniesz się zachowywać jak małe dziecko, może zaczniesz dostrzegać, że życie nie kończy się na jednym złym dniu — Jon spojrzał na niego, jego głos nieco bardziej stanowczy, próbując wbić mu do głowy to, czego nie chciał słyszeć.
Will, zaspany, rozdrażniony i zły, bez słowa podniósł rękę, pokazując bratu środkowy palec. Jego serce waliło mu w piersi, ale nie miał ochoty nic tłumaczyć. Zamiast tego wstał gwałtownie, otworzył drzwi i wyszedł na zewnątrz, czując, jak chłodne powietrze bije mu w twarz.

CZYTASZ
It's just sex
FanfictionW poprawie Siedemnastoletni Will Byers, po rozwodzie swoich rodziców, przeprowadza się wraz z matką i starszym bratem do niewielkiego miasteczka Hawkins, licząc na nowy początek. Choć tamtejsze liceum wydaje się spokojne i niczym nie wyróżniające si...