3. Z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciu

721 57 52
                                    

Anthony uważał, że był człowiekiem nieporuszonym. W końcu codziennie prowokowano go kilkanaście razy, a on postanowił pozostać oazą spokoju, którą zamierzał uparcie być. Poranki były ciężkie. Sąsiadka zatrzymywała go na klatce schodowej, aby po raz kolejny nakłonić go do dołączenia do stworzonego przez nią kółka różańcowego. Potem czekał w samochodzie na Brandona, który jak zwykle zaspał. Kolejnym etapem było przetrwanie dnia na uczelni, gdzie irytował go prawie każdy student i profesor, ale najwyraźniej tak wyglądało życie w społeczeństwie. Anthony musiał również zachowywać specjalną ilość cierpliwości wobec Maxa, ale do tego już był przyzwyczajony od dawna.

Istniała jednak w jego życiu osoba, która zasiała w nim pragnienie mordowania ludzi wzrokiem. I chociaż była pierwsza na liście najbardziej irytujących go osób, nie mógł niestety nic zrobić. Anthony nie mógł zabić własnej matki.

- Co nagle się nie odezwiesz? - Uśmiechnęła się pobłażliwie, tupiąc szpilką o podłogę. - Już dawno powinieneś być w domu. Całe szczęście, że zastałam twojego przyjaciela. Wyobrażasz sobie, co pomyśleliby o tobie sąsiedzi, gdyby zobaczyli, że karzesz własnej matce na siebie czekać?

- Wiem, że może to cię zdziwi, ale nikt tu cię nie zna - westchnął Anthony, zrzucając torbę przewieszoną dotychczas przez ramię, na ziemię, co z niezadowoleniem obserwowała jego rodzicielka. - Mnie też nie znają. Nikogo normalnego nie obchodzą sąsiedzi.

- Mnie obchodzą... - argumentowała kobieta.

- No właśnie o tym mówię.

- Mówiłem twojej mamie, że na pewno musieliście zostać po zajęciach - wtrącił się Brandon, przerywając niebezpieczną wymianę zdań. - Mieliście prezentacje projektów, pewnie nie wszyscy wyrobili się w czasie zajęć, a potem byłeś pewnie jak zawsze w bibliotece.

- Dokładnie. - Anthony kiwnął głową, zerkając na matkę, która oczywiście chciała dostać wytłumaczenie.

Kłamstwo, na które szybko wpadł Brandon było imponujące, bo mogło się rzeczywiście wydarzyć, skoro Anthony pracował ostatnio nad projektem na studia, o czym jego mama wiedziała, bo tydzień temu do niego dzwoniła i pytała o wszystko. Prawda była taka, że był w pubie, ale o tym nie mogła wiedzieć jego matka, bo kazała mu rzucić pracę w barze już dawno, a on się z nią zgodził dla własnego spokoju. Z pracy oczywiście nie zrezygnował.

Odkąd się przeprowadził i poinformował swoich rodziców krótką wiadomością, że jednak postanawia pójść na studia, nie miał spokoju. Jego matka i tak dała mu dużo swobody, jak na osobę, którą była. Kiedyś wolność musiała dobiec końca.

Dorastał pod Melbourne, w dużej posiadłości. Ojciec był dobrze zarabiającym biznesmenem, który w latach dziewięćdziesiątych kupił w niskiej cenie dwa niewielkie hotele. Z biegiem lat inwestycja miała wiele przychodów, więc rodzice postanowili rozbudować oba hotele, zamieniając jeden z nich w kurort. Anthony miał więc dobre życie. Chodził do prywatnych szkół i zawsze dostawał to, o co prosił. Jego matka nie pracowała, ponieważ wolała pilnować, czy sprzątaczki utrzymują porządek w domu, a także wtrącała się w życie swoich synów. Anthony miał zostać programistą albo dyrektorem jakiejś korporacji, chociaż nienawidził liczb. Kursy załatwione przez rodziców sprawiły, że umiał wiele i wykorzystywał swoją wiedzę, ale nie tak, jak tego chcieli. Był dobrym hakerem i lubił włamywać się na różne strony.

Kochał łamać zasady. Szczególnie te, które tworzyła jego matka.

W końcu uciekł z domu, a rodzice wcale go nie zatrzymywali, mogąc mieć minimalną kontrolę nad jego życiem. Gdy był młody jeszcze nie doceniał tej wyrozumiałości, ponieważ jedyne co pamiętał z czasów - zaraz przed poznaniem Brandona, a później reszty grupy - to niewyobrażalny ból i rozpacz.

SAFETY ZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz