Życie nie dawało drugich szans.Chociaż było to stwierdzeniem okrutnym, nigdy nie zawiodło w swojej prostocie i prawdziwości. Anthony Fletcher przekonał się o tym zbyt wiele razy. I wprawdzie nikt nie pozwalał mu żałować, w głębi duszy wiedział, że popełnił kilka błędów, a największym z nich było czekanie.
Czekał zbyt długo i pozwolił, aby jego szansa na szczęśliwe życie uciekła. Bez powrotu.
Dźwięk budzika zwrócił jego uwagę, więc sięgnął po leżącą gdzieś w pościeli komórkę i wyłączył irytującą melodię, z powrotem rzucając telefon gdzieś obok siebie. Nie spał już od dobrych dziesięciu minut, wpatrując się w sufit swojej sypialni. Było dość zimno, ale nie miał siły wstawać, aby zamknąć okno, więc pozwalał rześkiemu powietrzu obudzić wciąż zaspany umysł, przez który przewijało się mnóstwo niepotrzebnych myśli.
W końcu wstał, aby nie zarzucając na siebie niczego, pokierować się do kuchni.
Lubił swoją nową kuchnię, była najprawdopodobniej największą zaletą mieszkania na obrzeżach Melbourne. Mieli tu wystarczająco dużo miejsca, aby zjeść śniadanie przy dwuosobowym stoliku i móc urządzić mini imprezę z pizzą i piwami. Jednak najbardziej kochał ekspres, który sprezentowała mu Emma na ostatnie urodziny. Powtarzał jej, że to za dużo, ale dziewczyna się uparła i stwierdziła, że i tak podczas nauki na egzaminy przesiadują u niego, więc powinien mieć dobry sprzęt do mielenia i parzenia ziaren, za to oszczędzą, bo nie będą musieli co chwilę schodzić do kawiarni usytuowanej na dole apartamentowca, w którym zamieszkał.
Uruchomił urządzenie i przygotował sobie śniadanie, ponieważ wiedział, że po zajęciach nie wróci od razu do mieszkania. Kątem oka zerknął na zamknięte drzwi, czekając aż kawa wypełni dno kubka.
Przez chwilę zastanawiał się, czy nie podejść i zapukać, ale dał sobie spokój, bo przerabiali to już kilka razy i za każdym kończyło się tak samo. Zignorowaniem go.
Kiedyś Brandon wstawał jako pierwszy.
Zostawił przygotowaną kawę wraz ze śniadaniem na blacie i poszedł wziąć szybki prysznic i przebrać się. Gdy wrócił, skonsumował bajgla, popijając go parującym napojem. Czytał podesłane mu przez Emmę wytyczne odnośnie dzisiejszego seminarium i zawiadomił ją, że wychodzi, więc zobaczą się na miejscu.
Chociaż nie lubił stać w korkach, jeszcze bardziej nienawidził metra w Melbourne, przepełnionego o tej porze ludźmi kierującymi się do pracy lub tak jak i on, na zajęcia. Jazda samochodem pozwoliła mu się nieco przygotować do rozpoczynającego się dnia, który pewnie i tak będzie wyglądać tak, jak każdy inny. Nienawidził monotonni, ale sprawiała, że każdego dnia umierał trochę mniej, chociaż przecież bliższy był śmierci.
Podczas drogi na Uniwersytet w Melbourne, słuchał kawałków ze swojej ulubionej playlisty, wystukując rytm muzyki na trzymanej kierownicy. Zastanawiał się, czy jego przyjaciel właśnie wstał i czy nie wkurzył się, że Anthony postanowił go zostawić, ale właściwie miał to gdzieś. Czasem trzeba było dać mu nauczkę.
Zajechał na obszerny parking, zauważając, że jego ulubione miejsce jest wolne. Wysiadł z auta i ściągnął okulary przeciwsłoneczne z nosa, aby zamienić je na korekcyjne.
– Dziś sam?
Usłyszał znany mu głos. Akurat zamknął drzwiczki, więc obrócił się w stronę właścicielki tej delikatnej barwy i uśmiechnął się. Poprawił spadającą mu z ramienia torbę, w której miał jeden zeszyt, wydrukowane eseje i referaty oraz długopis, którego jakimś cudem nigdy nie mógł odnaleźć, więc ostatecznie zawsze musiał od kogoś pożyczyć.
CZYTASZ
SAFETY ZONE
MaceraKiedy w końcu cię odnajdę, przyrzekniesz, że już nigdy mnie nie opuścisz? Od ostatnich wydarzeń minęły dwa lata. Chociaż czas nie wyleczył kompletnie ich ran, grupa przyjaciół z Gold Coast stara się odbudować swoje szczęście z ruin cierpienia i utra...