𝐃𝐚𝐲 𝟑 - 𝐊𝐢𝐬𝐬

172 7 4
                                    

- Po prostu tam wejdź, Ezro.

Mężczyzna podskoczył, usłyszawszy głos Togrutanki.

- Ahsoka? Co tu robisz? - odetchnął, opierając się o ścianę.

- Idę do kuchni. - Wyszła z cienia i stanęła obok niego w świetle jednym z nocnych ledów włączonych na statku. Miała na sobie luźny komplet, a na jej twarzy malowało się zmęczenie. - I daje ci dobre rady - dodała i uniosła "brew". - Po prostu tam wejdź - powtórzyła.

Stali na początku korytarza, niedaleko pokoi Sabine i Ahsoki. Szara Jedi domyslała się, że to może się wydarzyć, że kilka pierwszych dni lub tygodni może być dla tej dwójki ciężkie. I tak było dobrze i dlatego Ahsoka uznała, że ograniczy swoją ingerecje do zera, jednak emocje Ezry były na tyle głośne tej nocy, że nie potrafiła spać spokojnie, jednak to nie był fakt, który zamierzała mu przekazać.

- Nie, nie, nie trzeba, naprawdę. Dam sobie radę - plątał się.

- Ezra, słuch mam jeszcze niezły; Sabine powiedziała ci, że jeśli czegoś potrzebujesz to mów o każdej porze dnia i nocy i uwierz mi, miała to na myśli. - Skrzyżowała ramiona na piersi. - Słuchaj, wiem, że nie jstem specem od relacji, ale wiem, że i cisza i rozmowa są potrzebne. Jednak myślę, że tego pierwszego mieliście już wystarczająco dużo.

Posłała mu znaczące spojrzenie i odeszła do kuchni.

Ezra wziął głeboki oddech i stanął pod drzwiami Mandalorianki. Proszenie o pomoc czy przyznanie się do słabości zawsze było ciężkie, z resztą nie tylko dla niego, cała załoga Ducha miała z tym problem. Ale teraz wszystko było inne. Nie było Kanana, żeby spytać o radę, a w tym momencie pewnie nawet Hera nie robiła sobie nadziei, że on żyje. Byli tylko on oraz Sabine i może dlatego jego ręcę trzęsły się bardziej niż wtedy na Krownest.

Ale Ahsoka miała racje. Minęło ponad dziewięć lat, to wystrarczająco dużo ciszy.

Podniosł dłoń i zapukał delikatnie. Bez odpowiedzi. Spodziewał się, że tak będzie, ale i tak miał nadzieję, że może okaże się, że nie śpi. Powtórzył czynność raz jeszcze, a kiedy nikt nie odpowiedział, wszedł do środka. Drzwi nie były zablokowane, ani Ahsoka ani Sabine tego nie robiły, więc spodziewał się, że jest jakiś powód, jednak postanowił, że zapyta innym razem.

Podszedł do koi. Mandalorianka spała mocno zawinięta w swoją koudrę, mając spokojny wyraz twarzy. Jej fioletowe włosy, chociaż trochę inaczej ścięte niż kiedy byli młodzi, nadal opadały jej na oczy. Resztkami samokontroli powstrzymał się przed odgarnięciem ich.

Sabine absolutnie najpiękniejszą kobietą jaką widział. Czas zdecydowanie musiał być jej sprzymierzeńcem, bo odkąd ponownie ją zobaczył, nie mógł się nadziwić, jak mogła stać się jeszcze piękniejsza skoro już wcześniej świata poza nią nie widział. Do tego była dla niego taka miła i delikatna, no oprócz faktu, że uderzyła go na przywitanie, przytulając go jakieś pół sekundy później. Wyrzuty sumienia, patrząc na nią, jedynie się potęgowały, tak bardzo, że w jego oczach pojawiły się łzy.

Zawachał się ostatni raz i położył dłoń na jej ramieniu.

- Bine - szeptął lekko potrząsając ręką.

Wymruczała coś pod nosem, a on przerwał dotyk.

- Ezra? - ziewnęła i powoli uchyliła powieki. - Co tu robisz? Znowu zaspałam? Ugh, kriff, która jest godzina? - jęknęła i zrezygnowana przetarła twarz dłonią.

- Nie, nie, Bine - odpowiedział szybko. - Ja po prostu nie mogłęm spać i Ahsoka powiedziała, że powinienen przyjść do ciebie skoro się czymś martwię. Ale myślę, że nie jest źle, więc możesz wracać spać i przepraszam, że... - paplał, próbując wybrnąć z tej sytuacji, uświadamiając sobie z jak błachego powodu ją obudził.

Sabezra week 2022Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz