𝐃𝐚𝐲 𝟏 - 𝐌𝐢𝐬𝐬𝐢𝐨𝐧𝐬

200 6 1
                                    

Na Krownest było zimno.

To była pierwsza rzecz, jaką zauważył Ezra, kiedy po raz pierwszy wyszli ze statku. Żałował, że Sabine ani nikt inny mu o tym nie powiedział, ale obstawiał, że dla niej to było oczywiste, to był jej dom, może i zimny, wręcz lodowaty ale wciąż dom.

Kiedy Ezra zjawił się na planecie po raz drugi to zimno go nie zaskoczyło. Szczerze mówiąc, nawet go nie poczuł. Miał misje i jedyne, co miał na uwadzę to fakt, że zaraz wszyscy jego przyjaciele mogą zginąć, a Rebelia upaść na lata. Wtedy żadne zimno nie mogło go powstrzymać, nawet to w oczach jej matki.

Kiedy po raz trzeci zjawił się na Krownest, zimno nadal przeszkadzało, ale z drugiej strony uznał je za dziwnie orzeźwiające, więc nie narzekał. Teraz znowu miał misje, a bardziej mieli misje. To było przyjemne nie działać samemu, a już szczególnie kiedy mógł znowu pracować z Sabine po tylu miesiącach rozłąki.

Od ich ponownego spotkania słowa wisiały w powietrzu, chociaż nikt nie zdążył ich wypowiedzieć. Nie było na to czasu. Wszystko działo się tak szybko.

I jak Ezra już myślał, że zimno będzie mogło pozostać delikatnym orzeźwieniem na skórze, przekonał się jak bardzo się myli, kiedy kilkadziesiąt godzin później siedział na dachu Upiora, a z jego zmarzniętych ust wydobywała się para.

Szturmowcy biegli korytarzem obok, a echo niosło odgłosy ich ciężkich butów. Strzały odbijały się od ostrza jego miecza świetlnego, powodując szum w uszach. Nigdy tak nie było. On nigdy się tak nie czuł w walce.

Dotarł do celi jej ojca, bo to przypadkowo jemu trafiła się ta funkcja, choć wszyscy widzieli, że powinien być to Tristan albo Sabine. Otworzył cele i zakręciło mu się w głowie.

Siedział tam straszy mężczyzna, który musiał być ojcem Sabine. Ezra widział spore podobieństwo swojej przyjaciółki do jej matki, ale uśmiech i, wbrew pozorą, ciepłe spojrzenie zdecydowanie odziedziczyła po nim.

- Jesteś z Sabine? - zapytał i poruszyl sie, aby wyjść z pomieszczenia.

- No jasne, że jestem z pańska córka... Em, znaczy nie tak z pańską córką, znaczy jesteśmy tu razem ale nie jesteśmy razem... - kompletnie zagubił się w słowach. Nie wiedział, czy to przez stres czy może to dziwne zagubienie, które towarzyszyło mu od początku misji.

Na szczęście jego słowotok przerwały strzały zbliżające się ku celi.

- Ezra? - kobiecy, tak dobrze znany głos wyrwał go z osłupienia.

Odwrócił się i spojrzał w dół. Sabine trzema zgrabnymi skokami wdrapała się na dach upiora, odgarnęła rękawiczką cieniutką warstwę śniegu, które napadał i usiadła koło niego.

- Co tu robisz? Myślałam, że mandalorianska impreza to coś w twoim stylu - powiedziała i zerknęła na twierdze, z której rzeczywcie dało się usłyszeć śmiechy i muzykę. Ludzie świętowali powrot swojego hrabiego i choć jedno zwycięstwo nad imperium.

- Emm tak... - podrapał się po karku, jak zwykle, gdy się stresował. Poniekąd zastanawiał się czy jej ojciec opowiedział jej o jego cudownym pierwszym wrażeniu. - Chyba po prostu musiałem się przewietrzyć - powiedział ostrożnie i posłał jej jeden ze swoich przekonujących uśmiechów, który w tym przypadku w ogóle nie był przekonujący.

- Przewietrzyć, co? - uniosła lekko brew.

Ezra na chwile wstrzymał oddech, zastanawiając się, czy będzie drążyć temat.

Mieli sobie tak dużo do opowiedzenia. Miesiące rozłąki bez żadnego znaku życia, tak bardzo chciał jej opowiedzieć o wszystkich rzeczach, które się wydarzyły, ale gdyby teraz zaczęła go dopytywać, widział, że będzie chciała dowiedzieć sie czegoś innego niż chciał jej opowiedzieć.

Sabezra week 2022Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz