𝐃𝐚𝐲 𝟓 - 𝐖𝐫𝐞𝐧-𝐁𝐫𝐢𝐝𝐠𝐞𝐫?

104 6 0
                                    

Sabine Wren nigdy nie przepadała za Loth-kotami. Wchodziły pod nogi, drapały ubrania, a ich sierść była wszędzie.

Jednak w pewnym momencie te fakty jakoś przestały jej przeszkadzać. Kiedy ludzie wydawali się zbyt wścibscy i denerwujący, a samotność wręcz dudniła w uszach, Loth-koty wydawały się być idealnym towarzystwem.

Bywały dni, kiedy Sabine wychodziła o brzasku i wracała długo po zmierzchu, spacerując po lothalskich polach. Niektórzy ludzie bali się w ogóle zapuszczać w tamte rejony, chociażby przez wilki, o których wieść szybko rozeszła się wśród ludzi. Jednak kiedy Mandalorianka je spotykała, po prostu siedziały obok niej albo kładły się u jej stóp, aby je głaskać.

Ba! Nawet raz matka przyniosła jej swoje młode, aby Sabine ich przypilnowała, kiedy, jak domyślała się kobieta, wilczyca była na polowaniu.

Loth-koty często odprowadzały ją do domu, często nawet idąc z nią do środka. Bywało, że je dokarmiała, ale starała się tego nie robić, szczególnie gdy widziała, że niedługo będzie musiała wyjechać.

Kiedy wróciła, przywiozła ze sobą największego wielbiciela tych stworzonek, zresztą jakichkolwiek innych. Ezra miał złote serce, zawsze otwarte dla każdego, kto tego potrzebował, ale jego adorowanie loth-kotów nigdy nie obyło się bez docinek Sabine.

Sytuacja się odwróciła, kiedy jakiś czas po ich powrocie Sabine znalazła małego, rannego loth-kota koło wieży. Rozejrzała się chwilę w poszukiwaniu matki, ale nie wiedząc jej nigdzie, postanowiła, że nie może go tak zostawić.

I tak właśnie mały loth-kot, który jak się okazało miał około mięsiąca, dostał imię Jabba i został oficjalnie pierwszym dzieckiem Wren-Bridgerów (z czego Hera notorycznie się śmiała), a Ezra teraz stał tym, który wypominał swojej dziewczynie miłość do loth-kotów (chociaż nie trwało to długo, ponieważ zrezygnował po drugim razie, kiedy Sabine wywaliła go na kanapę, a ich dziecko zajęło jego miejsce).

Wszyscy go absolutnie ubóstwiani, a szczególnie Sabine, która była jego ulubienicą, przez co Ezra za każdym razem udawał urażonego, a Sabine śmiała się, że nareszcie jakieś zwierzę ma dobry gust.

Jabba był także jedynym świadkiem na ich ślubie oraz tym, który delikatnie uświadomił Sabine, że spodziewają się swojego biologicznego pierworodnego.

- Jabba, zostaw - westchnęła pewnego razu Sabine, kiedy loth-kot znowu szarpał za jej bluzkę.

Leżeli tak w łóżku od rana, Sabine rysowała coś na swoim tablecie, kiedy Jabba usilnie próbował poszatkować jej t-shirt. W normalnych okolicznościach zapewne zdejmowałaby go z łóżka i kładła na ziemi, dopóki by mu się nie znudziło, ale tego dnia czuła się tak okropnie znużona, że ledwo udawało jej się skupić na trzymaniu odpowiednio rysika. Wiedziała, że jeżeli taki stan się utrzyma, to zwróci to uwagę jej męża, więc postanowiła zostać w domu, żeby odpocząć, licząc, że to po prostu przejdzie.

- Jabba, proszę - jęknęła, kiedy zwierzak zaczął się łasić do jej brzucha. Podniosła go i położyła na swojej klatce piersiowej, ale on znowu wrócił do poprzedniej czynności, ocierając głową o materiał. - Tak chcesz się bawić, co?

Poparła się na ramionach i rozejrzała, chcąc sprawdzić czy przypadkiem nie leży na jakiejś z jego zabawek, ale bez skutku.

Przyglądała mu się tak przez chwilę i teraz i on przyglądał się jej.

Utrzymywali ten kontakt wzrokowy przez moment, aż wreszcie loth-kot musnął kilka razy łapką o dolną cześć jej brzucha.

Sabine wzrok przez chwile wydawał się odległy, wtedy gwałtownie wstała i pobiegła do łazienki, a Jabba odskoczył, kończąc na lampie sufitowej.

Sabezra week 2022Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz