| 11 | Łowy

89 11 86
                                    

Droga między Tajemniczą Chatą a posągiem Billa wydawała się Lee dłuższa niż poprzednim razem. Akurat gdy ważny był czas, zdawało jej się, że poruszają się w żółwim tempie.

W rzeczywistości cała grupa z Fordem na przedzie (oraz Stanem, które rościł sobie takie same prawa do dowodzenia jak jego brat) przedzierała się przez las szybkim marszem, niemal biegiem. Naukowiec, który dobrze znał tutejsze okolice, prowadził resztę najlepszymi znanymi mu skrótami.

Im bliżej byli miejsca docelowego, tym bardziej intensywne przewracanie się wszystkiego w jej brzuchu odczuwała Lee. Przeczucie podpowiadało jej, że Maeve-Billa naprawdę znajdą przy posągu. Nie wiedzieć czemu, wydawało się jej to po prostu logiczne, jak chyba zresztą całej reszcie. Lee nie martwiła się więc o to, czy znajdą demona, ale co zrobią, kiedy już do tego dojdzie. Wątpiła, by Bill po prostu stał spokojnie, kiedy będą go wiązać, a pistolet za pasem Stana wcale nie napawał jej większym optymizmem. W książkach, które Lee czytywała, wszystko było o wiele prostsze.

Ford gestem nakazał reszcie grupy zatrzymanie się. Stanęli w ciasnym kręgu.

— Plan jest taki... — Naukowiec zniżył głos do szeptu.

— O, w końcu postanowiłeś się podzielić swoim wspaniały planem — burknął Stan, na co wszyscy rzucili mu spojrzenie mówiące żadnych kłótni. Odchrząknął. — Kontynuuj.

— Stan i Mabel, wy bierzecie jedną linę, ja z Lee – drugą — objaśniał Ford. — Podejdziemy go z dwóch stron.

— Skąd mamy wiedzieć, że tam jest? — spytała Lee.

— I co ze mną? — dopytywał się Dipper.

Ford uciszył ich dłonią.

— Tutaj przechodzimy do Dippera — kontynuował. — Ze względu na twoją historię z Billem, to ty pójdziesz do posągu. Wystarczy, że usłyszymy wasze głosy i będziemy wiedzieć. Musisz go dobrze zagadać, żeby nie zauważył, jak wyjedziemy zza krzaków.

Dipper zagryzł dolną wargę i skinął głową w milczeniu.

Ten plan był dla Lee tak prosty, że aż absurdalny. Jaki demon daje się po prostu zagadać i związać? Co prawda nie miała na koncie obcowania z takimi istotami, w przeciwieństwie do Pinesów, musiała więc im zaufać.

— Coś czuję, że się uda. — Jak zwykle pełna optymizmu Mabel uśmiechnęła się do Lee na pożegnanie, kiedy rozchodziły się w przeciwne strony z odpowiednio – Stanem i Fordem.

Lee podążała w milczeniu za naukowcem, stawiając stopy jak najciszej. Wkrótce naukowiec pokazał jej, żeby przykucnęli za krzakami. Podał jej jeden koniec liny, a sam złapał za drugi. Serce Lee biło głośno, ale starała się je ignorować w oczekiwaniu na głosy Dippera i – jak miała nadzieję – Maeve.

***

Kiedy wujkowie, Mabel i Lee opuścili Dippera, chłopak czuł się, jakby jego odwaga zrobiła to samo – oddaliła się od niego, by szerokim łukiem obejść posąg, po czym zakraść się, chowając się za krzakami obok niego.

Idąc przez las z rękami w kieszeniach, Dipper znowu czuł się jak dwunastolatek; z tą różnicą, że był teraz zdecydowanie wyższy. Wspominając dawne czasy, odruchowo chciał sięgnąć po dziennik, by poszukać w nim jakichś wskazówek, które mogłyby mu pomóc podczas czekającego go starcia. Chociaż, jeśli dobrze pamiętał, jedyne co radził dziennik, to: pod żadnym pozorem nie wzywać.

Za późno, uśmiechnął się półgębkiem.

Nie śmiał tego przed nikim zdradzić, ale pomijając wiszącą nad nim i całym światem groźbę zagłady, Dipper był poniekąd wdzięczny Maeve za tę przygodę. Od czasów Dziwnogedonu przyjeżdżali z Mabel do Wodogrzmotów Małych w każde wakacje i niestety nie działo się wtedy nic równie ekscytującego jak mała apokalipsa. Jest Pacyfika, poprawił się w myślach ze świadomością, że jego dziewczyna zabiłaby go, gdyby myślał inaczej.

DEVIL TOWN || Gravity Falls Fanfiction✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz