Maeve z początku nie wiedziała, gdzie jest ani jak się tam znalazła. Po prostu w pewnym momencie puf! – pojawiła się tutaj.
Owe tutaj oznaczało chodnik przed jej rodzinnym domem na obrzeżach oregońskiego Pendleton. Dwupiętrowy, kanciasty budynek wznosił się nad równo przyciętym trawnikiem. Na podjeździe stał rodzinny samochód, a na werandzie kołysały się na wietrze muszelki przywiezione z Kalifornii przez Susannah.
Dopiero po chwili Maeve zorientowała się, że otaczający ją świat przybrał różne odcienie szarości, ukrywając wszystkie barwy, do których przywykła. Dziewczyna poklepała się dłońmi po policzkach. To nie działo się naprawdę. W głowie starała się wszystko pomalować na dobrze znane jej kolory – samochód na czerwono, trawnik na soczystą zieleń, ściany domu na delikatną żółć.
Z braku lepszego pomysłu, ostrożnie przeszła przez otwartą na oścież furtkę i obeszła dom, przyglądając mu się uważnie. Nie zauważyła w nim nic dziwnego, nie licząc utraty kolorów. Mimo to, podczas całego obchodu, podążał za nią, niczym wierny pies, lęk. Skarciła się w myślach. To musiał być sen, zatem była w swojej głowie, a przecież tam nie musiała się bać. Dziwna była myśl, że właśnie przeżywa świadomy sen.
Nie wiedząc, jak by ten czas wykorzystać, postanowiła zajrzeć do domu i obejrzeć go w tym czarno-białym wydaniu. Kiedy Maeve złapała klamkę, zalała ją nowa fala niepokoju, jej żołądek się zacisnął, a po plecach swoimi zimnymi palcami przebiegł dreszcz. Zawahała się.
— To tylko sen — powiedziała do siebie.
Zaskoczył ją dźwięk własnego głosu, który rozbrzmiał pośród sennej ciszy. Dopiero teraz Maeve uświadomiła sobie, że przez cały czas nie słyszała niczego poza swoimi krokami.
Osunęła wszystkie nieprzyjemne myśli na bok i nacisnęła klamkę. Kiedy tylko otworzyła drzwi, buchnęła na nią fala zimnego powietrza, rozwiewając jej włosy.
— Dziwne — mruknęła Maeve i ostrożnie weszła do domu, zapalając światło znajdującym się na ścianie po prawo pstryczkiem.
W przedpokoju na wieszakach na lewo znajdowały się bluzy i kurtki, a pod nimi stało kilka par butów, które nie zostały schowane do szafy naprzeciwko. Wyglądało to, jakby Susannah i Kendric niedawno wrócili z pracy, a siostry ze szkoły.
Maeve przeszła dalej i znalazła się w przejściu do salonu. Wtedy drzwi wejściowe do domu samodzielnie zatrzasnęły się z hukiem. Dziewczyna podskoczyła na ten dźwięk.
— Jeszcze dziwniejsze — jęknęła.
— Co jest jeszcze dziwniejsze?
Maeve krzyknęła. Bicie jej serca, które już wcześniej zdążyło przyspieszyć, teraz nabrało tępa wykraczającego poza normę. Nie znała tego głosu. Nie znała i coś jej mówiło, że wcale nie chce znać. Mimo że był wysoki, dziewczyna od razu wiedziała, że przypisało by się go mężczyźnie, jeśli chodziłoby o człowieka.
Dziewczynie zaparło dech. Jej serce chciało wyskoczyć z piersi, rozrywając ją przy tym. Maeve nie mogła oderwać wzroku od znajdującego się pod sporym telewizorem fotela. A właściwie tego, kto na nim siedział.
W dziewczynę wpatrywało się jedno duże oko osadzone w czymś, na co umysł Maeve nie umiał znaleźć lepszego określenia niż ciało, chociaż nie na taką nazwę to zasługiwało. Było żółte i miało kształt trójkąta ubranego w cylinder i muchę. Brakowało mu ust i nosa. Jego cienkie nogi były skrzyżowane, a ręce rozłożone swobodnie.
— Bill — sapnęła Maeve. Było to jedyne, co potrafiła z siebie wydusić.
Demon poderwał się z siedzenia i lewitował nad podłogą. Jego kolor bardzo wyróżniał się na tle otoczenia.
CZYTASZ
DEVIL TOWN || Gravity Falls Fanfiction✔️
Fiksi Penggemar❝Dlaczego miałaby podawać rękę trojkątnemu kawałkowi kamienia?❞ Pięć lat po pokonaniu Billa rodzinie Pines zdawało się, że ich życie już zawsze będzie wolne od groźby apokalipsy. Wszystko toczyło się swoim rytmem, dopóki samochód rodziców Le...