Rozdział trzeci - Truciciel

476 43 48
                                    


Ostatnia część maratonu. Następny rozdział za pół roku, haha

Wszyscy w rezydencji umiejętnie udawali, że nie wiedzą o swoich wzajemnych sekretach

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Wszyscy w rezydencji umiejętnie udawali, że nie wiedzą o swoich wzajemnych sekretach.

O tym, że Kakucho nie potrafi zapomnieć o Izanie. Kokonoi wciąż kocha Akane, upatrując jej w każdej napotkanej blondynce. Zapominał się, nazywając kolejną dziewczynę jej imieniem, lecz co oni, ci zrujnowani romantycy mogli zrobić w obliczu tychże osobistych tragedii?

Pożałować można było też Mikey'a, który codziennie przy śniadaniu łykał xany, by jakoś funkcjonować. Pomijając, to, że czasem ledwo kontaktował przez stale zwiększające się dawki. Tego, że Takeomi potajemnie spotykał się z Senju. Każdy z nich kłamał i każdy żył przeszłością, tęsknotą okraszoną gorzkim cierpieniem, utykając gdzieś między teraźniejszością a pragnieniami, szczęściem a zgubą. I cholera, byli pomieszani. Tragiczni, do cna. Od zarania dziejów.

Trwali w tym swoim wewnętrznym niezrozumieniu, gdy wczesną porą, z własnej chęci gromadzili się w salonie, by wypić kawę i wymienić parę nieznaczących, może uszczypliwych zdań, dającym im namiastkę nieokiełznanej stabilności związanej z przebywaniem z drugim człowiekiem, bo choć zarzekali się, że nie potrzebowali nikogo i niczego, byli tylko ludźmi. Słabymi jednostkami, ukrywającymi się pod tarczą przemocy. Co było bardziej niezrozumiałe dotyczyło tego, czym tak naprawdę się wtedy zajmowali, bo kto by pomyślał, że plotkowanie o sobie nawzajem było tu jednym z najbardziej interesujących, przyziemnych zajęć, a z pomieszkujących tu mężczyzn mogły być takie plociuchy?

[_] nie raz słyszała, jak Koko przeklina na pieprzonych bliźniaków, jak określał Haitanich, wywołując tym parsknięcie Mochiego, jeśli ten był akurat w pomieszczeniu. Ich grono (pogardliwie nazywane przez Sanzu kołem gospodyń wiejskich) było wąskie i nie ulegało reorganizacji, tworząc przestrzeń wypełnioną zwykle negatywnymi, uzewnętrznionymi myślami.

— Jakiś kościół nałożył na nas ekskomunikę — rzucił Koko i upił łyk kawy. Było wczesne popołudnie, jeśli miało to jakiekolwiek znaczenie. Zapewne nie. Odłożył filiżankę na niski stolik i wygodniej rozłożył się na kanapie, poprawiając leżący na jego kolanach laptop. [_] wróciła akurat z barku, targając ze sobą butelkę czerwonego wina i nieprzyzwoicie duży kieliszek w drugiej ręce.

— Przystopuj. — Ton Takeomiego był chłodny i zdystansowany. Zatrzymała się w progu. — Wątroba ci siądzie.

— Na coś trzeba umrzeć — odpowiedziała i położyła szkło na stole. — A ja nie umrę od kulki w łeb — odparła, uśmiechając się cynicznie. — Pijesz? — spytała zaraz potem, bo mimo wszystko nie chciała być wobec niego niekulturalna. Nie mogła. Nie po tym, co dla niej robił. Zaciągnęła u niego dług wdzięczności i wątpiła, że kiedykolwiek będzie w stanie odwdzięczyć się za przysługi, jakie w przeszłości jej wyświadczał.

Mężczyzna machnął ręką, jakby było mu to obojętne, więc wciąż nad nim stojąc, wyjęła korek z wcześniej odbezpieczonej butelki i już miała lecieć po drugi kieliszek, gdy ten podstawił jej swoją pustą filiżankę po kawie. Niemal się zaśmiała. Z uśmiechem napełniła ją do połowy, po czym polała też sobie i upadła na wolną, wyścieloną poduszkami przestrzeń między Akashim a milczącym do tej pory Kakucho. Hitto spojrzał na nią przelotnie, po czym znów się zamyślił, pusto patrząc w podłogę.

𝘿𝘼𝙍𝙆 𝙁𝙐𝙏𝙐𝙍𝙀 [bonten x reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz