Rozdział szósty - Samobójca

374 41 13
                                    

Przy Rindo [_] czuła się piękna

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Przy Rindo [_] czuła się piękna. Może trochę lepsza. Nie aż tak zepsuta. Nie musiała czuć się przez niego kochana.
Wystarczało jej, że czuła się mniej pusta, gdy wśród chłodu ich serc i żaru ich ciał, Haitani przyciskał usta do jej ucha i mówił niewiele głośniej, niż oddychał, że jest piękna, bo skłamałby, mówiąc o pięknie jej duszy.
W jego oczach pozostała piękna nawet w tym brzydkim świecie.

Boleśnie wręcz piękna. Był ślepy, bo nie potrafił patrzeć na nią sercem i stale zastanawiał się jak głupi był, że pragnął kobiety, której samo istnienie negowało teorię, iż człowiek był z natury dobry.

Piękne dziewczyny (którą na pewno przed laty była [_]) chciały samych brzydkich rzeczy. I te rzeczy jak syreny wolały do siebie jej zbłąkaną dusze. Chciała by wypełniła ją czerń tak głęboka, że byłaby w stanie pochłonąć całe jej wnętrze. Potem na opak, szukałaby swego anioła, niszcząc go bardziej, już świat zniszczył ją samą.

Była tragiczna, bo swoje narodzenie traktowała jak wypełzniecie z piekła najobrzydliwszych stworów. Jak lęgnące się pod kamieniami glisty, bo jeśli Bonten było mistycznym ciałem, ona była robactwem rosnącym w siłę dzięki jego rozkładającemu się wnętrzu. Zjadała samą siebie, lecz w przeciwieństwie do Uroborosa, jej pisany był koniec. W końcu i ona miała stać się umarła dla świata.

Jak wielkie było jej rozczarowanie, gdy Rindo nie zaszczycił jej nawet spojrzeniem, podczas gdy ona desperacko chciała jego dotyku, który palił ją jak przyłożony do skóry lód. Irracjonalnie koił ból poszarpanej duszy i wyciszał część myśli. Nie przeszkadzało jej to, że nie miała być tą jedyną. I bez tego chciała dać mu wszystko, a on chciał to wziąć. Rindo od zawsze żądał dam jak walet w makale.

Nie dopuszczała do siebie opcji, że ona przez lata była dla Mikey'a tym samym. Nie, bo momentami bała się, że gdy będzie dłużej patrzyła w jego oczy, ukaże jej się piekło. Nie, bo jego głos nie był dla jej uszu tym, czym satyna dla jej ciała. Głos Mikey'a zawsze brzmiał dziwnie przeszywająco w tej z lekka upiornej przestrzeni, będącej jego biurem. Te myśli, jak prosta polna ścieżka prowadziły ją w kierunku tego jednego wspomnienia, będącego kwintesencją relacji [_] i Sano Manjiro. 

To stało się bezksiężycową, najgłębszą nocą, kiedy ucichły nawet sowy. Spotkali się pod drzewem śmierci. Pod cyprysem.

Ta noc była inna. Niebo zdawało się im być brudniejsze. Jakby zachlapane krwią, a powietrze przesycone odorem śmierci. Może zawsze takie było, a oni jedynie nie mieli odwagi, by spojrzeć w górę. Tak jak nie patrzyli przed siebie, zawsze skupiając się na poprzednio postawionych krokach. Spoglądali w dół. W otchłań. A otchłań patrzyła na nich.

Dłoń Mikey'a chwytała tę jej tak ostrożnie, jakby ten obawiał się, że blizny na jego rękach mogłyby ją zranić. Potem ciepło jej dłoni zastąpił jedynie nieprzyjemny chłód, gdy [_] wysunęła się z jego objęć.

𝘿𝘼𝙍𝙆 𝙁𝙐𝙏𝙐𝙍𝙀 [bonten x reader]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz